Ojciec Pio

Ojciec Pio

Sądzę, że mało kto nie słyszał o Padre Pio, ale dokładnie to… Dlatego chcę Państwu przybliżyć jego postać, wzbogacając krótką biografię przykładami z jego sławnych dokonań.
Tym, którzy będą chcieli dowiedzieć się więcej, polecam zajrzeć na stronę: padrepio.catholicwebservices.com dostępną także w języku polskim ( lub po angielsku, gdybyście chcieli polecić ją dzieciom czy znajomym).

Francesco Forgione (Pio) przyszedł na świat 25.05.1887r. w miasteczku Pietrolcina, w płd.Włoszech jako piąte spośród ośmiorga dzieci. Jego mama Peppa wyznała, że był niepodobny do innych chłopców: „Nigdy nie był niegrzeczny, czy źle się zachowywał”. Od wieku 5 lat miewał wizje Nieba i był przedmiotem prześladowań przez szatana; w widzeniach roz- mawiał z Panem Jezusem, Jego Matką oraz ze swoim Aniołem Stróżem, lecz niestety te doświadczenia były przeplatane obecnością piekła i szatana.

W 1903 roku wskutek umartwień i słabego zdrowia był bliski śmierci; lekarze stwierdzając wyczerpanie organizmu byli pewni że wkrótce umrze. Słaby, lecz silny siłą ducha, przyjął wtedy franciszkański habit Kapucynów, rozpoczynając życie zakonne i nowicjat, a wraz nim intensywne życie nauki, modlitwy, ubóstwa i pokuty. W 1909r.na skutek choroby znalazł się znów w Pietrolcinie. Rozpoczynał się wtedy jeszcze jeden bardzo aktywny etap jego niezwykłego życia, pełen mistycznych cierpień, niewidocznych stygmatów i straszliwej walki z szatanem i demonami usiłującymi go zniszczyć. 11.01.1910r. otrzymał święcenia kapłańskie;w 1916r. znajdujemy ks.Pio w San Giovanni Rotondo miejscu które wkrótce miało się stać jego Jerozolimą i gdzie zaczął być znany jako świątobliwy ojczulek. Tutaj stał się „ofiarą miłości” na prze -błaganie za grzechy, jako odkupieńcza ofiara i odnowiciel duchowy tłumów licznie ściągających by oddać cześć krwawiącym ranom na jego dłoniach i stopach. Stygmaty otrzymał 20.09.1918r. gdy modlił się przed krzyżem z rąk niezwykłej postaci podobnej do anioła; rany stygmatów pozostały otwarte i krwawiące przez 50 lat. Był to jeden z powodów, dla których przez lata ściągali do San Giovanni lekarze, naukowcy, dziennikarze i zwykli ludzie, chcą zobaczyć świątobliwego braciszka.

Zwykle budził się wczesnym rankiem aby przygotować się do Mszy Świętej; każdego ranka o godz.4-ej zawsze setki a nieraz nawet tysiące wiernych czekało już na otwarcie drzwi kościoła. Po Mszy większość czasu poświęcał modlitwie i słuchaniu spowiedzi. Zmarł 23.09.1968, 50 lat po otrzymaniu stygmatów, zamykając upragnioną misję swego serca: prawdziwego krzyża i ukrzyżowania. O.Pio swoim pobożnym życiem, które w pełni zawierzył Bogu, zasłużył na wyjątkowo cenny dar – moc czynienia cudów: zawsze dawał trafne rady, znał przeszłość swych penitentów, przyjmował na siebie choroby i cierpienia umęczonych ludzi, uzdrawiał ich a nawet posiadał moc wskrzeszania zmarłych. „Dziękujcie Bogu za wszystko, ponieważ od Niego te dary pochodzą”- mówił tym, którzy składali mu podziękowania. Przedstawione cudowne zdarzenia, są jedynie małą częścią tego, czego dokonał Pan Bóg używając swego sługi Ojca Pio.

Pierwszy zanotowany cud wydarzył się w 1908r. gdy o.Pio mieszkał w klasztorze Montefusco. Pewnego dnia nazbierał w lesie kasztanów, włożył je do torby i wysłał w prezencie do swej ciotki w Pietrelcinie. Kobieta po zjedzeniu kasztanów, zatrzymała sobie na pamiątkę torbę. Kilka dni później szukała czegoś w szufladzie, gdzie jej mąż trzymał proch do broni. Był wieczór, więc oświetlała pokój świeczką; nagle szuflada z prochem zapaliła się od świeczki a następnie ciotka Daria. Szybko złapała torbę, którą przesłał o.Pio i przyłożyła sobie do twarzy; ból zniknął momentalnie, a na twarzy nie zostały żadne rany czy blizny po oparzeniach.
Podczas II wojny św. we Włoszech racjonowano chleb; w tym czasie, w klasztorze o.Pio bardzo często bywało dużo gości, przeważnie biednych żebrzących o jedzenie.Któregoś dnia zakonnicy zauważyli, że został im tylko jeden bochenek chleba. Bracia pomodlili się i usiedli do posiłku a o.Pio poszedł do kościoła; po chwili wrócił niosąc kilka bochenków. Przełożony zapytał go: Skąd je wziąłeś? A o.Pio rzekł – Pielgrzym przy drzwaich mi je dał. Wszyscy milczeli, ale każdy wiedział doskonale, że tylko o.Pio mógł spotkać takiego „pielgrzyma”.
Któregoś dnia w klasztorze o.Pio pewien zakonnik zapomniał konsekrować wystarczającej ilości hostii na Komunię Św. Chętnych do jej przyjęcia było bardzo wielu, ale kiedy po spowiedzi o.Pio udzielał Komunii, okazało się, że zostało ich więcej niż było konsekrowanych.
Duchowa córka o.Pio czytała od niego list stojąc przy drodze; nagle zerwał się wiatr i wyrwał jej kartkę z rąk. List poleciał daleko przez łąkę w dół drogi, zatrzymując się na dużym kamieniu; tutaj kobieta go dogoniła i podniosła. Dzień później, spotkała o.Pio, który jej powiedział: „Następnym razem musisz uważać na wiatr. Gdybym nie przytrzymał listu nogą, odleciałby daleko w dolinę”.

Pani Cleonice, opowiedzia historię, którą przeżyła: „W czasie II wojny mój siostrzeniec trafił do niewoli; nie mieliśmy o nim żadnych wiadomości przez rok i zaczęliśmy się obawiać, że nie żyje. W końcu jego matka wybrała się do o.Pio, uklękła przed konfesjonałem i zrozpaczona zapytała: Ojcze, powiedz, czy mój syn żyje? Nie odejdę stąd dopóki mi nie powiesz. O.Pio współczuł jej serdecznie i ze łzami w oczach powiedział: Wstań i idź w pokoju niewiasto. W kilka dni potem nie mogąc znieść cierpienia rodziców chłopaka zdecydowałam, że sama poproszę o.Pio o cud. „Ojcze, napiszę list do mojego siostrzeńca a na kopercie będzie tylko jego imię i nazwisko, bo nie wiemy gdzie jest. A ty i twój Anioł Stróż znajdą go i sprawią, że ten list będzie mu doręczony”. O.Pio nic nie odpowiedział, więc wzięłam się szybko za pisanie listu. Wieczorem, przed pójściem spać położyłam go na stoliku; następnego ranka, ku mojemu zdumieniu i przerażeniu zobaczyłam, że list zniknął. Udałam się więc do o.Pio, by mu podziękować, a on powiedział: Podziękuj Naszej Pani! Po niecałych dwóch tygodniach otrzymaliśmy odpowiedź od siostrzeńca; ulga i szczęście spłynęło na nas wszystkich, dzięki Bogu i o.Pio.

Była II wojna św. syn pani Luizy służył w brytyjskiej marynarce; modliła się za niego o przyjęcie wiary i jego zbawienie. Pewnego dnia angielski pielgrzym zawitał do San Giovanni niosąc ze sobą angielskie gazety. W jednej z nich p.Luiza znalazła artykół o zatopieniu statku na którym służył syn. Natychmiast pobiegła z płaczem do o.Pio, który pocieszając ją rzekł: Któż ci powiedział, że twój syn nie żyje? Istotnie, o.Pio podał jej dokładną nazwę i adres hotelu, w którym przebywał jej syn po ocaleniu; czekał tam na kolejny przydział. Wkrótce przyszedł od niego list – był cały i zdrowy.
Ojciec Pio mówił o pewnej kobiecie z San Giovanni, że była tak dobra, iż niemożliwością byłoby znaleźć najmniejszą skazę w jej duszy, wymagającą przebaczenia – całe jej życie prostą drogą prowadziło do nieba. Pod koniec Wielkiego Postu owa Paolina poważnie zachorowała; wszyscy lekarze twierdzili, że stan jest beznadziejny. Jej mąż z piątką dzieci udali się do klasztoru by pomodlić się wraz z o.Pio i prosić go o pomoc. Dwoje dzieci chwyciło jego sutannę i wtulając w nią twarze, płakało; w pierwszej chwili o.Pio się rozgniewał, ale zaraz potem zaczął je pocieszać. O godz.7-ej zachowanie o.Pio uległo zmianie – poprosił o uzdrowienie Paoliny i oznajmił, iż jej wskrzeszenie nastąpi w Wielki Poniedziałek. Ale w Wielki Piątek Paolina straciła przytomność i zapadła w śpiączkę; następnego dnia zmarła. Rodzina przyniosła jej ślubną suknię, aby ubrać zmarłą zgodnie z tradycją; inni pobiegli do klasztoru prosić o.Pio o cud. Odpowiedział im tylko: Będzie wskrzeszona! i odszedł do ołtarza odprawić Mszę Św. Kiedy zaczął śpiewać „Gloria” i rozległ się dźwięk dzwonków obwieszczający zmartwychwstanie Chrystusa, głos o.Pio się załamał; zaczął szlochać, a jego oczy napełniły się łzami. W tym samym momencie Paolina została wskrzeszona; bez żadnej pomocy wstała z łóżka, uklękła i 3 razy odmówiła pacierz. Potem wstała i uśmiechnęła się; zapytana co się stało kiedy umarła, odpowiedziała: „Wznosiłam się w górę, wyżej i wyżej, i kiedy otoczyła mnie wspaniała jasność, wróciłam z powrotem”.

A oto wspomnienia innej kobiety: „Moja córka urodziła się w 1953r.; kiedy miała 18 miesięcy została uratowana przez o.Pio. Rankiem razem z mężem byłam w kościele a córka przebywała w domu z dziadkiem. Wtedy nastąpił tragiczny wypadek: dziecko wpadło do wanny pełnej wrzątku; poparzone miała całe plecy i brzuch. Po godzinie przyszedł lekarz i kazał zabrać ją do szpitala. Rany po oparzeniach były tak rozległe, że można było spodziewać się najgorszego. Po wyjściu doktora zaczęłam się modlić o pomoc do o.Pio. Było już prawie południe, szykowałam się by zabrać małą do szpitala, kiedy nagle moja córeczka zawołała z sypialni; „Mamusiu, już nie mam oparzeń!”. Jak to się stało – zapytałam z radością i zdumieniem, a ona odpowiedziała: „Ojciec Pio tu był!”. Istotnie, na jej ciele nie było śladu oparzeń, choć sama widziałam jak wyglądała”.

Wieśniacy z San Giovanni z czułością wspominają następujące zdarzenie. Wiosną drzewa migdałowe zakwitły i zapowiadały się dobre plony, ale niestety pojawiły się tysiące żarłocznych gąsiennic pożerających liście i kwiaty. Po 2 dniach nieudanych prób opanowania inwazji, wieśniacy dla których te zbiory były całym docho -dem, zdecydowali się porozmawiać z o.Pio. Zakonnik popatrzył na drzewa z okien klasztoru i postanowił je pobłogosławić; nałożył szaty liturgiczne i zaczął się modlić. Kiedy skończył, wziął wodę święconą i uczynił w powietrzu znak krzyża w stronę drzew. Następnego dnia gąsiennice znikły, ale drzewa wyglądały jak zeschnięte badyle; to była istna katastrofa! To co się później wydarzyło było niewiarygodne. „Mieliśmy obfite plony, takich jakich nigdy przedtem nie widzieliśmy! Jak to jest możliwe, by drzewa zaowocowały bez kwiatów? Jak można otrzymać owoce z drzew wyglądających jak zeschłe badyle?”. Naukowcy nigdy nie znaleźli odpowiedzi na ten fenomen, ale wieśniacy nie mieli wątpliwości komu zawdzięczali ten cud natury.

W letnie popołudnie o.Pio zasiadywał zwykle w przyklasztornym ogrodzie ze swoimi gośćmi i przyjaciółmi, aby schronić się przed skwarem. Raz, kiedy tak rozmawiał z grupą ludzi, całe mnóstwo ptaków zaczęło ćwierkać i hałasować. O.Pio, rozdrażniony tą „muzyką” zadarł głowę do góry i powiedział: Cisza! W tym momencie zamarł hałas ptaków i owadów. Z wrażenia zaniemówili także goście; o.Pio przemówił bowiem do stworzeń podobnie jak to czynił św.Franciszek.
A oto co opowiedział pewien mężczyzna:
„Moja matka była jedną z pierwszych córek duchowych o.Pio. Poprosiła go, by nawrócił i chronił mego ojca. W kwietniu 1945r. został on skazany na karę śmierci; kiedy stał przed plutonem egzekucyjnym, ujrzał o.Pio, który zjawił sie, by go ocalić. Dowodzący plutonem wydał rozkaz otwarcia ognia ale żaden z karabinów nie wystrzelił; 7 żołnierzy i dowódca z niedowierzaniem sprawdzili swoją broń; nie znaleźli żadnych wad, więc ponownie wymierzyli w mojego ojca. Ale ponownie żaden z karabinów nie wystrzelił. To tajemnicze i niewytłumaczalne zajście przerwało egzekucję. Jakiś czas później tata otrzymał ułaskawienie za zasługi na wojnie, gdzie został kaleką; co więcej otrzymał za nie medal. Po powrocie do domu przeszedł na wiarę katolicką, otrzymał sakramenty w San Giovanni i poszedł podziękować o.Pio; w ten sposób dopełnił się cud nawrócenia mego ojca, który wyprosiła mama”

Opracował Andrzej Otomański. Ciąg dalszy nastąpi…

+ posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *