Nieprawdopodobne?
Faustin Wirkus, król Haitańskiej wyspy La Gonave, z amerykańskim obywatelstwem i polskimi korzeniami.
Małgorzata Wirkus
Ależ tak, zdarzyło się to naprawdę w ubiegłym wieku i choć Amerykanie mieli gotowy scenariusz i finansowanie na świetny film o Faustinie Wirkusie, to jednak nie zrealizowano go. Wojna przerwała długie przygotowania do jego nakręcenia. Napisano natomiast na ten temat wiele artykułów w okresie międzywojennym zarówno w Polsce jak i Stanach Zjednoczonych oraz powstała ponad 300 stronicowa książka zatytułowana „ Faustin Wirkus, biały król La Gonave ” .
Książka ta znalazła się w naszym domu, w Bethesdzie koło Waszyngtonu, w marcu 2007 roku, po latach poszukiwania jej w Library of Congress. Dzięki Chantal, pracownicy Biblioteki, która znalazła dla nas pierwsze wydanie tej książki z podpisem Faustina Wirkusa, mogę teraz oglądać zdjęcia i mapy ówczesnej wyspy Haiti, miejsca gdzie zamieszkiwały w morzu Karaibskim barrakudy, delfiny i wieloryby, gdzie pławiły się krokodyle, gdzie i kiedy należało się wybierać na połów i dokąd przylatywały stada flamingów i kolorowe papugi. Wodospady dostarczały krystalicznie czystą wodę, rafy koralowe połyskiwały kolorami ryb. Haiti, tak jak i obecnie, oddzielone było granicą od Dominican Republic, oba kraje miały piękną przyrodę i bardzo ubogich a mimo wszystko szczęśliwych ludzi.
Faustin Wirkus, którego dziadek był bratem dziadka mojego męża, ( sic!) urodził się w Pensylwanii, w zagłębiu węglowym Dupont Pittston, w polskiej, górniczej rodzinie. Jego rodzice mówili w domu po litewsku i po polsku. W poszukiwaniu pracy i lepszego życia wynieśli się z terenów Litwy na tereny Pomorza. A gdy i tam życie stawało się coraz cięższe, wyjechali do Ameryki. Byli w tym szczęśliwym położeniu, że część rodziny wyjechała z terenów polskich w czasach rozbiorów i zamieszkała w różnych stanach USA, więc więź rodzinna nie została przerwana.
Faustin poszedł do pracy gdy miał 11 lat. Zbierał czarne kawałki węgla do koszy i marzył o innym życiu. Jego bracia i siostry robiły to samo, nauka pisania i czytania trwała od 7-go do 10-go roku życia, a później była już tylko praca i wyobrażenie, że gdzieś indziej żyje się ciekawej i że cały świat nie może być koloru brunatno-czarnego. Kiedyś do rodziny przyjechał w odwiedziny żołnierz, który opowiadał o swoich podróżach, o innych miastach i innych ludziach. Zostawił Faustynowi plakat z napisem „ Join the Marines and See the World”. Od tego dnia życie Faustina się zmieniło. Miał swój cel i pozostało mu tylko czekać i zdobywać tyle wiedzy, ile tylko było można. Do wojska przyjmowano dopiero po ukończeniu 17-go roku życia. W nocy gdy skończył 17 lat Faustin spakował swoje rzeczy, napisał krótki list do rodziców i pożegnał się z bratem. Następnego dnia zgłosił się do komisji wojskowej w Scranton skąd odesłano go do Wilkes-Barre. Przeszedł całą drogę piechotą i stanął przed komisja lekarską. Okazało się, że musi dostarczyć z domu świadectwo urodzenia, a więc droga z powrotem do domu, pożegnanie z drugim bratem i biegiem do Wilkes-Barre. Był jednym z czterech wybrańców wysłanych do Filadelfii i po dodatkowych rozmowach został jednym z dwudziestu osób wysłanych na ćwiczebny obóz Marines do Norfolk, do Virginii.
Dopiero tam zaczął sobie zdawać sprawę z tego co się stało i że jego życie popłynie innym torem i z inną szybkością i że to on sam wywalczył sobie to wszystko. Życie w koszarach polegało na mustrze, uczeniu się wypełniania poleceń sierżantów, na ćwiczeniach z bronią i zawiązywaniu nowych przyjaźni. W lecie przyszło pierwsze poważne polecenie. Dwa okręty, Connecticut i Tennessee w ciągu tygodnia powinny wyruszyć w kierunku Haiti. W jakim celu, nikt załodze nie powiedział. Gdzie było Haiti mogli się tylko domyślać. Na okręcie była tylko jedna książka o Karaibach napisana ponad sto lat temu przez podróżnika Toma Gringle. Wirkus odkrył ją i pochłonął w trakcie jednej nocy na warcie. Wpływając do portu zdziwił się, jak bardzo mało zmian zaszło w czasie tych stu lat, a potem ogarnął go zachwyt zielenią, błękitem i różem spływającej do morza wodospadami wody na wyspie La Gonave, którą mijał wpływający do portu okręt. Faustin stał jak oniemiały wtapiając się w koloryt wyspy i później wyznał koledze „ Już wiem, jak się czuje miłość. Chyba się w tej wyspie zakochałem”. Wyspa i jej mieszkańcy odpowiedzieli mu tym samym, ale to wszystko zdarzyło się później, po wielu przygodach i doświadczeniach, po poznaniu historii wyspy i specjalnego w tej historii miejsca Polaków, po abdykacji królowej Ti Memenne na rzecz Faustina, po wtajemniczeniach kultu voodoo, po zrozumieniu kim jest dla mieszkańców Matka Boska Częstochowska i jak potraktował Polaków Napoleon. Wirkus przypływał na La Gonavę dwa razy. Pierwszy raz, gdy się w niej zakochał i po raz drugi, jako amerykański gubernator wyspy, a później jej król. Książka ma ponad 300 stron. Nie da się jej opisać w krótkim artykule. Ale są sprawy, o których powinniśmy wiedzieć.
W czasie wojny o niepodległość Haiti w początkach XIX wieku, Napoleon wysłał na wyspę kilka tysięcy Polaków walczących pod jego sztandarami „o wolność nasza i waszą”. Dowodził nimi generał napoleoński (często nazywany Mulatem) Władysław Jabłonowski, syn Konstantego Jabłonowskiego i francuskiej arystokratki Marie Delaire. Arystokratka „ zapatrzyła się„ na któregoś ze swych licznych czarnoskórych służących, a Napoleon do walki z czarnoskórymi rebeliantami wolał wysłać kogoś o ciemniejszej karnacji niż większość jego generałów.” Mulat zmarł dość szybko na malarię, a większość Polaków zorientowała się, że nie walczą o wolność a o zniewolenie i przeszła na stronę buntowników. Część polskich żołnierzy także zmarła na malarię, pozostali wspomagali buntowników i ich dzieci, bo do walki z Francuskimi Siłami Ekspedycyjnymi ruszyły także 11-12 letnie dzieci. Co prawda nie posiadały one broni ale były mordowane bez pardonu francuskimi bagnetami…
Po przejęciu władzy przez przywódcę rebelii Dessalinasa, 13 punkt nowej konstytucji gwarantował obywatelstwo w najwyższej klasie „noir„ każdemu Polakowi, który o to wystąpił. Podobno rząd Haiti gwarantował Polakom pieniądze na powrót do Europy, ale około 500 byłych legionistów postanowiło zostać na wyspie, dając w ten sposób zalążek dla społeczności „ polone” (jasnowłosi, niebiesko, szaro lub zielonoocy mulaci, których ojcowie poparli rebeliantów.
Od 1974 roku, gdy na Mundialu Polacy wygrali z Haitańczykami siedem do zera zabrano Polakom prawo do haitańskiego obywatelstwa, które obowiązywało od czasów antynapoleońskiej rebelii. Większość z nas nie miała o tym prawie zielonego pojęcia, a były przecież lata powojenne, gdy niektóre osoby chętnie by z niego skorzystały. Wróćmy jeszcze do Faustina Wirkusa i lat XX ubiegłego wieku. Faustin płynąc na Haiti nie miał pojęcia o Polakach, którzy wspomagali anty-napoleońskich rebeliantów i wybrali Haiti na miejsce swojego życia. Gdy wyszli po niego i załogę okrętu ciemnoskórzy mężczyżni niosący rodzaj lektyki, aby przybysze nie utonęli w błocie, usłyszał nagle utyskiwania niosących go ludzi. Zaczął uważnie nadsłuchiwać i przypomniał mu się rodzinny dom gdy ojciec wracał po alkoholowych spotkaniach z kolegami. Matka wówczas się złościła i denerwowała, i bardzo mu to, co słyszał, przypominało niecenzuralne przeklęcia ojca. Zatrzymał niosącego jego lektykę i następnego i w końcu zatrzymał wszystkich.
„Powtórzcie co mówicie„ – zażądał.
Odpowiedzią była cisza.
Zaczął z innej strony: „ Powiedz mi, jak się nazywasz ?”
“Kowalski” – padła odpowiedz.
“A Ty”?
“Nowaki „
“A Ty”?
„Kwasny„
„Przecież to są polskie nazwiska” stwierdził zdumiony Faustin.
„Tak, tak” – usłyszał.
A potem francusko-angielsko i niewiadomo jakim narzeczem dowiedział się, że niosą ich tajemniczy ludzie pochodzenia polskiego. Na dowód czego jeden z nich zdjął z szyi szkaplerzyk z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej i ucałował go mówiąc „ loa Erzulie Dantor „ loa” znaczy spirit (duch). Dużo czasu minęło zanim Faustin zrozumiał paralelę między Czarną Madonną z Częstochowy i loa samotnych matek, niepodległości i sprawiedliwości. Tak czy owak w końcu zrozumiał, że Erzulie Danton była – w zrozumieniu Voodoo- obecna duchem na słynnym rytuale z 1791 roku, gdzie wcieliła się w jedną z uczestniczek i wezwała mieszkańców Haiti aby „ zabili cudzoziemców„ co doprowadziło do rewolucji i do żądania niepodległości dla wyspy i do masakry wszystkich Francuzów na wyspie w 1804 roku.
Faustin Wirkus był bacznie obserwowany przez królową Ti Memenne, która po kilkunastu miesiącach zjawiła się u niego z przesłaniem, że Faustin musi zostać królem La Gonave i przybrać imię Faustin II. Faustin próbował jej wytłumaczyć, że amerykańska demokracja wyklucza monarchię i że w Ameryce nie ma miejsca dla króla. Ale królowa wyciągnęła jakiś dokument w którym napisano, że Haitańczycy żegnają swojego dobrego króla Faustina i że Faustin się odrodzi i znów będzie rządził Haitańczykami. Dla Wirkusa była to tylko zbieżność imion ale nie dla Ti Memenne. Wówczas Wirkus się dowiedział , że król odszedł, ale zapowiedział swój powrót.
Ponieważ Faustin Wirkus robił dużo dla ludności wyspy, zorganizował szkoły, stworzył szpital, kształcił pielęgniarki, dbał o dzieci, więc królowa doszła do wniosku, że tytuł króla należy do Faustina, a nie do niej i gotowa jest abdykować. Problem widziała tylko jeden. Faustin musi przejść przez wcielenie Voodoo. Akurat dla Faustina był to problem. I z książki i krótkiego filmu o Faustynie można się dowiedzieć jak go rozwiązali.
Tymczasem coraz więcej gazet zaczęło pisać o Faustynie Wirkusie, coraz więcej dziennikarzy przypływało na wyspę i opisywało jego życie. W końcu opowiadania o żołnierzu piechoty morskiej koronowanym na króla Haiti zwróciły uwagę konsula amerykańskiego. Przyjechał na wizję lokalną i po miesiącu Faustin Wirkus został zwolniony z armii i odesłany do USA. Był królem La Gonave od 1926 do 1929 roku. Gdy żegnał się z Ti Memeene, była królowa przekazała mu karteczkę, a na niej jedno zdanie. „ Faustinie, wiemy że wrócisz”.
Faustin Edmond Wirkus zmarł w Nowym Jorku w październiku 1945 roku. Jest pochowany w okazałym grobowcu na Arlington Cementary. Pogrzeb miał charakter wojskowy. W jego ostatniej drodze odprowadzały go tysiące ludzi, w tym wielu z Haiti…