Czy wyobrażają sobie państwo, że nasi średniowieczni antenaci pracowali nad skonstruowaniem wind, amfibii, pierwowzorów czołgów, granatów czy skafandrów… do nurkowania? O tym wszystkim możemy się dowiedzieć z wystaw na Zamku Kliczków.
Sale Zamku Kliczków zostały ozdobione kolekcją replik tarcz i sztandarów zdobionych herbami Piastów – jest to jedyny taki i najbardziej kompletny zbiór w Polsce! Poznamy tu historię piastowskich książąt Śląska; w gablotach ekspozycji umieszczone są elementy uzbrojenia wieków średnich, monety, narzędzia, przedmioty codziennego użytku, repliki strojów, a także dokumenty opisujące dzieje kontaktów średniowiecznych Słowian z Wikingami.
Zamek ma też swoją legendę sięgająca okresu rycerskich wypraw wojennych. Właściciel zamku, udając się na długą wyprawę, powierzył opiekę nad swoją żoną i posiadłościami dowódcy straży zamkowej. Nieszczęśliwie zakochany w kobiecie opiekun, przekonał biskupa wrocławskiego o śmierci rycerza i uzyskał pozwolenie na poślubienie rzekomej wdowy. Jednak rycerz powrócił zdrowy z wyprawy a zdradzieckiego dowódcę i byłą żonę wtrącił do zamkowych lochów. Co stało się z kobietą legenda nie mówi. Natomiast nieszczęsny kochanek odmówił przyjmowania posiłków i samotnie zmarł. Podobno po dziś dzień w zamku jest obecny jego duch i przy odrobinie szczęścia można go spotkać nocą jak przechadza się po zamkowych salach!
Historia pięknego zamku w Kliczkowie na Dolnym Śląsku sięga końca XIII stulecia do czasów, kiedy państwem świdnicko-jaworskim rządził piastowski książę Bolko I Surowy. Prawdopodobnie zamek był początkowo graniczną warownią obronną chroniącą księstwo przed najazdami czeskimi. Najstarsza wzmianka o Castrum Clieczchdorf pochodzi z roku 1297 i zapewne odnosi się do zamku jako drewniano-murowanej strażnicy o niewielkich jeszcze walorach rezydencjalnych. Po śmierci księcia Bolka Kliczków przeszedł na własność jego syna Henryka I Jaworskiego, a później w drodze sukcesji – w ręce księcia świdnicko-jaworskiego Bolka II. Pod koniec XIV wieku stracił znaczenie obronne i stał się lennem królów czeskich. Potem otrzymują go w darze od cesarza Rudolfa II (1579) Rochenbergowie, którzy dokonują przebudowy zamku w stylu renesansowym.
Kolejny von Rochenberg, Kacper należał już do elity najbogatszych i najlepiej wykształconych dziedziców na Dolnym Śląsku. Pełnił godność radcy cesarskiego, szambelana z tytułem barona, jemu Kliczków zawdzięcza otrzymane w 1610r. prawa miejskie oraz przywilej targowy. O pozycji właściciela świadczy wizyta na zamku czeskiego króla Macieja Korwina rok później. Gmach był już po rozbudowie, posiadał dwie sale balowe, kaplicę, 20 pięknych komnat, salę dworską zbudowaną w nawiązaniu do dawnych warowni książęcych (sale budowano na najwyższej kondygnacji), dwa dziedzince i wkomponowane w zespół dworski zabudowania pomocnicze: stajnie, słodownię i browar. W czasach wojny trzydziestoletniej Kliczków obłożono ogromnym podatkiem na cele armii cesarskiej, tu stacjonowały wojska (1626 i 1628r.), nie wypłacano wojsku żołdu więc okoliczne siedziby ludności niemiłosiernie ograbiono. Ogołocone dobra von Rechenberga nabyła na dwa kolejne pokolenia rodzina von Schellendorfów. Hans Wolfgang z rąk cesarza Leopolda otrzymał tytuł dziedzicznego pana na Kliczkowie. Za jego i synów czasu zmodyfikowano wnętrza, założono aleje lipowe, zbudowano nową kaplicę i barokowe fontanny. Odnowiono południową elewację i wzniesiono nowy wjazd do rezydencji: Lwią Bramę.
W poł. XVIII wieku majątek nabył drogą kupna von Promnitz, właściciel rozległych dóbr w Pszczynie, Żarach, Borowej i Nowogrodźcu. 20 lat później wdowa po Promnitzu wyszła za mąż za hrabiego zu Solms-Barutz; odtąd aż do roku 1945 zamek należał do rodziny. Obecny wygląd i układ przestrzenny pałac uzyskał dzięki inicjatywie hrabiego Fryderyka zu Solms-Baruth (od 1906r. księcia, dzięki małżeństwu z Luizą von Hochberg z Książa). Powstało imponujące założenie nawiązujące w formie do słynnych zamków nad Loarą. Wybudowano nowe wieże, stylowe portale, zmodyfikowano wystrój wnętrz, założono 80-hektarowy park w stylu angielskim, rodowe mauzoleum i cmentarz…dla ulubionych koni księcia (z pewnością jedyny taki w Polsce; do dziś zachowały się na nim dwa nagrobki).
Po śmierci Fryderyka majątek w Kliczkowie przeszedł na własność jego syna Christiana. Na początku XX wieku stał się miejscem spotkań i rozrywek elity arystokracji niemieckiej. Np. w polowaniach organizowanych przez księcia uczestniczył sam cesarz Wilhelm II i członkowie dworu panującego, państwo von Pless z Książa i ich goście. Po wybuchu II wojny światowej, a zwłaszcza po nieudanym zamachu na Hitlera (1944) właścicieli zamku aresztowało gestapo, ich dobra skonfiskowano, najcenniejsze dzieła sztuki wywieziono w głąb Rzeszy. Grabieży dokończyli żołnierze sowieccy i napływająca na ziemie odzyskane ludność. Po wojnie właścicielami zamku zostało Nadleśnictwo i Ludowe Wojsko Polskie. Gmach niszczał w zastraszającym tempie – zapadły się dachy, zawaliło się kilka pomieszczeń, a mury, posadzki i malowidła ścienne nadwyrężyła wilgoć. W latach 70-tych Politechnika Wrocławska próbowała ratować zabytek, ale dopiero przekazanie zamku w prywatne ręce (w 1999r. wrocławska firma Integer SA – dziś usługi holdingowe i sprzedaż paczkomatów- kupiła ruiny zamku wraz z częścią zdewastowanego parku od gminy Osiecznica) i w iście ekspresowym tempie do 2001r. zakończono odbudowę zamku.
Grodziec
Jak przystało na „porządny” zamek, ma on też swoją mroczną legendę. A nawet kilka. Podobno po zamkowych komnatach błądzi duch w postaci szkieletu rycerza ubranego w zbroję i purpurową opończę. Z XIX-wiecznych zapisków wynika, że widmo to straszyło już w czasach Piastów legnickich. Jeszcze pionierzy polskiego osadnictwa po 1945r. widywali… ducha stojącego na najwyższej zamkowej baszcie. Oprócz Piastów legnickich licznie zamieszkiwali tu również raubritterzy czyli rycerze trudniący się rabunkiem kupców i podróżnych. Jednego z nich, rycerza o imieniu Borzywoj, Czerwony Upiór miał nakłonić do porzucenia rozbójnictwa. Drugi, kasztelan o imieniu Jan (rzeźbę jego głowy wmurowano w ścianę komnaty rycerskiej), który gnębił poddanych ujrzał widmo w czasie jakiejś bitwy i od tego czasu oddał się postom, jałmużnie i modlitwie. Podobnie przestrogę otrzymał jego prawnuk, który skazał pewnego biedaka na śmierć głodową za niezapłacenie daniny. Z ust rzeźby posypały się „krwawe”dukaty i skłoniły właściciela by poszedł w ślady dziadka. Jeszcze w latach 70. XX wieku, ówczesny zamkowy kustosz Mieczysław Żołądź twierdził, że zetknął się z rzekomym Czerwonym Upiorem.
Kolejne widmo odwiedzające zamek to Czarna Prababka – zjawa wyposażona w wykrywacz dobroci i zła, w postaci srebrnego krzyża, który przy nikczemnikach matowiał, zaś przy dobrych ludziach, błyszczał co pomagało np. pannom na wydaniu w ocenie…kandydata na męża. Jest też w Grodźcu zły duch niejakiej Elfridy, która obawiając się o sprawy spadkowe uwięziła swoją matkę i pchnęła nożem przyrodnią siostrę. Niebiosa wymierzyły jej karę: zginęła od uderzenia pioruna a jej duch, skazany na wieczne potępienie straszy nocami w komnatach zamkowych.
I co tu dużo mówić, duchy straszą w miejscu wyjątkowym i pięknym. Zamek zajmuje cały szczyt góry, na której stokach rozsiadły się malownicze domy pełnej tajemnic gminy Zagrodno.
Pierwsze wzmianki o Zamku Grodziec pojawiły się w 1155 roku i pochodzą z bulli papieża Hadriana IV. Dwadzieścia lat później Książę Bolesław Wysoki wystawił przywileje Cystersom z Lubiąża. Oprócz wzmianek z XIII wieku, dotyczących dwóch kasztelanów grodu, niewiele wiadomo o losach zamku, który w tamtym okresie był drewniany. Henryk Brodaty, jeden z najwybitniejszych książąt śląskich okresu rozbicia dzielnicowego, drewnianą budowlę zamku zastąpił murowaną, a ta na przestrzeni wieków była systematycznie rozbudowywana. Posiadłość została zdobyta, splądrowana i zniszczona w czasie wojen husyckich (lata 1419 – 1436). W 1470 roku Zamek Grodziec został odkupiony przez legnickiego księcia Fryderyka I. Sprowadził on do Grodźca murarskich mistrzów z Legnicy, Wrocławia i Gorlic, którym zawdzięczamy dzisiejszy układ przestrzenny budowli. Za czasów jego syna, też Fryderyka, Grodziec stał się jedną z piękniejszych rezydencji gotycko-renesansowych na Śląsku.
Kolejne wojny (okres tzw.wojny trzydziestoletniej 1618-1648) doprowadziły podstępem do zdobycia i zniszczenia warowni Grodziec przez wojska księcia Albrechta Wallensteina. XVII i XVIII- wieczne próby odbudowania Grodźca nie zakończyły się sukcesem. Dopiero w roku 1800, kiedy właścicielem dóbr został książę Rzeszy Jan Henryk VI von Hochberg, podjęto efektywne prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne. Starania przerwała kampania napoleońska, jednak bez większego wpływu na zakres prac. Około 1830r. Zamek Grodziec stał się turystyczną wizytówką i uchodził za pierwszy! w Europie zabytek, który przystosowano do turystycznych celów. W latach 1906-1908 zamek uległ gruntownej przebudowie. Powstało tu muzeum sztuki gotyku i renesansu Śląska, hotel i restauracja.
W 1926 roku nazistowski polityk, były ambasador Republiki Weimarskiej w Moskwie, Tokio, Londynie Herbert von Dirkens stał się kolejnym właścicielem majątku. W 1933r. odwiedził go Hitler. W lutym 1945 r pod nosem NKWD właściciel został uprowadzony z zamku przez hitlerowski oddział. Zbyt wiele wiedział…Zmarł w 1955 w Monachium.
W 1945 roku Zamek Grodziec uległ dewastacji. Skala zniszczeń nie objęła całego zespołu zamkowego, skradziono jednak zabytkowe zbiory, spalono dachy. Zamek Grodziec stał opustoszały aż do 1959 roku i wtedy rozpoczęto prace porządkowe. Rekonstruowano elementy architektoniczne, które uległy zniszczeniom i kradzieży.
Aktualnie zamek znajduje się pod opieką Gminy Zagrodno. Od lat odbywają się tutaj imprezy o zasięgu regionalnym i międzynarodowym. Słynny Turniej Rycerski, Święto Wina i Miodu Pitnego, Święto Pieśni co roku przyciągają tysiące turystów. Zamek Grodziec stał się również ulubieńcem producentów filmowych.
Ale to nie wszystkie tajemnice miejsca. Na terenie gminy Zagrodno w maju 1945 roku odnaleziono porzucony transport ze Lwowa, w którym znajdował się rękopis „Pana Tadeusza”. Tą drogą jechał skradziony przez Niemców konwój ze zbiorami rękopisów i numizmatów z Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie. Czy na terenie gminy została ukryta nieodnaleziona do dziś część zbiorów bibliotecznych? Podobno studnia na zamkowym dziedzińcu kryje tajemnicze przejście do zagłębień skalnych, które mogły być wykorzystane, jako skrytka. Na dnie studni jest też kamienne rumowisko.
Czy coś ważnego zostało przysypane kamiennym gruzem? Do dziś trwają prace wyjaśniające.
Apropos rękopisu warto nadmienić, że we wrześniu 1939 rodzina Tarnowskich, chcąc ochronić dzieło przed działaniami wojennymi, złożyła je jako depozyt we lwowskiej siedzibie Zakładu. Po zajęciu Lwowa przez wojska sowieckie w 1939r. Zakład stał się Biblioteką Filii Ukraińskiej Akademii Nauk, a zbiory biblioteczne zostały znacjonalizowane. Na mocy obowiązującego „prawa” autograf „Pana Tadeusza” stał się własnością Biblioteki i został wpisany do inwentarza.
W marcu i kwietniu 1944 Niemcy, okupujący Lwów od 1941 roku, nakazali władzom dawnego Ossolineum przygotować do ewakuacji najcenniejsze zbiory. Pociągi ruszyły przez Kraków dalej na Zachód i ślad po nich zaginął.
Po zakończeniu działań wojennych w maju 1945 roku porzucony transport został odnaleziony dzięki prof. Lorentzowi w Zagrodnie. Zbiory zostały przewiezione do Biblioteki Narodowej w Warszawie, skąd w 1947 roku, zgodnie z decyzją władz PRL, przekazano je do odtworzonego we Wrocławiu Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. W 1989 roku rodzina Tarnowskich upomniała się o złożony w depozycie rękopis. Negocjacje zakończono i 5 listopada 1999 roku rodzina Tarnowskich wspólnie z miastem Wrocław przekazała manuskrypt w darze Zakładowi Narodowemu im. Ossolińskich. W tym miejscu zaczyna się także historia Muzeum Pana Tadeusza. Jest to najnowsza i najnowocześniejsza część Ossolineum, prezentująca zbiory Zakładu na bogatym tle historycznym i literackim. Funkcjonuje od maja 2016 roku w jednej z piękniejszych kamienic Wrocławia – Pod Złotym Słońcem (Rynek 6).
Zamek Czocha
Czocha to jeden z najpiękniejszych i najbardziej tajemniczych zamków Dolnego Śląska. Otoczony z trzech stron wodami rzeki Kwisy (starosłowiańska nazwa Hvizdź) ma wszystkie cechy, które powinien mieć ciekawy obiekt. Historię o zaginionym złotym skarbie, książęce apartamenty, skrytki, tajemne przejścia i cały zastęp dam -widm, które w okrutny sposób dyscyplinowali mężowie.
Co ciekawe złoto wokół Czochy to nie tylko legenda. Złoto brzmi w nazwach: Złoty Potok, Złotoryja, Złoty Sen, Złotniki Lubańskie, Jezioro Złotnickie. Podobno już od XI wieku Wallończycy penetrowali Góry Izerskie w poszukiwaniu kruszców do wyrobu szkła i kamieni szlachetnych. Poza tym Kwisa rodziła… perły, w jej wodach żyły małże o nazwie skójka perłorodna. Małże wyginęły na pocz.XX wieku z powodu rabunkowych połowów i zaniku pstrąga (nosiciel larw) potrzebnego do prawidłowego rozwoju stójki. Z nurtów rzeki pozyskiwano też inny cenny surowiec: złoto aluwialne, które w postaci zawiesiny lub wleczone przez nurt rzeki w odłamkach skalnych osadzało się na jej dnie i brzegach.
Zamek obfituje w niesamowite i ponure opowieści oraz równie ponure osobliwości. Na dziedzińcu warowni po dziś dzień stoi studnia niewiernych żon, w której topiono wiarołomne połowice; w jednym z apartamentów sypialnych znajduje się łoże z przyciskiem, który uruchamia zapadnię, a leżąca na nim kobieta, nie zaspokoiwszy rozpustnego mężczyzny lądowała w nurtach rzeki. W innej komnacie „straszy” kominek, gdzie Joachim von Nostitz, około 350 lat temu zamurował żywcem nieślubne dziecko swojej pięknej żony Ulriki a ją utopił. Ta jednak przed śmiercią zdążyła przekląć cały ród Nostitzów i…kolejnych właścicieli. Czy klątwa miała moc sprawczą? W 1732 r twierdza stała się miejscem tragicznego zdarzenia. W dniu pogrzebu drugiego męża ówczesnej właścicielki zamku Krystyny von Uechtritz pod konduktem żałobników zawalił się stary, drewniany most. Na dnie kamiennej fosy (nie było w niej wody) śmierć na miejscu poniosło kilku żałobników, w tym sześcioro dzieci. Ponoć do dziś na kamiennym moście, który zajął miejsce drewnianego, słychać płacz i jęki nieszczęsnych uczestników pogrzebu…
Oprócz ducha, wspomnianej wyżej, Ulriki, której szlochające widmo poszukuje w komnatach dziecka, straszy inna biała dama – Gertruda. W czasie wojen husyckich za mieszek złotych monet wydała zamek najeźdźcom. Warownię odbito a Gertrudę ścięto; od tej pory jej duch w rocznicę zdrady błąka się po zamkowych pokojach rozrzucając złote monety.
Początki Zamku Czocha, warowni granicznej Czech zbudowanej na granitowej skale sięgają II poł. XIIIw. W czasie panowania nad tymi ziemiami króla czeskiego i polskiego Wacława II (koronowany w Gnieźnie w 1300r. zamek tętnił życiem. Jego córka Agnieszka wychodząc w 1315 roku za mąż za księcia piastowskiego Henryka Jaworskiego, otrzymała twierdzę wraz z przyległymi ziemiami jako ślubny posag. Nie doczekawszy męskiego potomka 30 lat później Henryk przekazał zamek i okoliczne dobra swemu siostrzeńcowi Bolkowi II Świdnickiemu. Po śmierci Bolka II i jego żony posiadłości wróciły pod czeskie panowanie. Zamek przestał pełnić rolę obronnej warowni i stał się siedzibą rycerskich rodów – najpierw von Klux, następnie von Nostitz, od II poł. XV wieku pozostał w rękach przedstawicieli tej rodziny przez kolejnych 250 lat. Kaspar von Nostitz, wystawił 10-tysięczną armię do walki z husytami za co został nagrodzony papieską bullą. Kolejni potomkowie Johan i Abraham zmienili twierdzę w renesansową rezydencję zbudowano też potężne mury, które obroniły zamek przed oblężeniem przez Szwedów w 1640r.
W roku 1703 posiadłość zakupił radca króla Augusta II Sasa Johann Hartung von Uechtritz. W 1793r. na zamku wybuchł ogromny pożar, który zniszczył bibliotekę, zbrojownię i większość zabytkowych mebli. Odbudowa trwała 5 lat. W rękach rodziny Uechtritzów Czocha pozostała do pocz.XX wieku gdy jej właścicielem stał się drezdeński przemysłowiec Ernst Gütschow. Ten przeznaczył 4 mln ówczesnych marek na przebudowę zamku. Prace budowlane projektował oraz nadzorował słynny berliński architekt i specjalista od rekonstrukcji średniowiecznych twierdz Bodo Ebhard. Obecny kształt zamku to jego dzieło podobnie jak nierozwikłany do dziś labirynt tajemnych przejść i 40 skrytek. Właściciel miał związki z rosyjską arystokracją, gromadził bezcenne ikony, a na giełdach i wyprzedażach licytował carski majątek. Jak wieść niesie, w jego posiadaniu były nawet insygnia koronacyjne Romanowów. Po nalotach dywanowych aliantów (luty 1945) na Drezno, przeniósł się właśnie do Czochy. W popłochu przed Sowietami już po miesiącu Gütschow opuszczał zamek. Czy starczyło mu czasu na schowanie dobytku? Z raportu wojskowego z pocz.1946r., do którego dotarł badacz historii zamku Janusz Skowroński była informacja z prośbą o natychmiastowe zabezpieczenie skarbów. Wiadomo, że kilka załadowanych ciężarówek opuściło mury warowni, ale nie wszystkie dotarły do celu: jedna zamiast w Krakowie została odnaleziona pod czeską granicą, dwie kolejne zniknęły bez śladu. Inne przez składnicę w Jeleniej Górze dotarły do Wrocławia i Warszawy. Skrytki zamkowe wskazywała Krystyna von Saurma, zwana Klucznicą, która podobno po wykonaniu zadania już w październiku 1945 wyjechała do Niemiec.
Ciekawe są też informacje dotyczące wykorzystania zamku w czasie II wojny światowej. Czy funkcjonowali tu od lata 1944 niemieccy kryptolodzy z osławionego ośrodka „Pers Z”, w jakim celu przyjeżdżał kilkukrotnie Werhner von Braun – twórca niemieckiej broni rakietowej i rakiet kosmicznych? Czy tu zgromadzono tajne archiwum Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy? Z jakiego powodu powstały żelbetowe konstrukcje zamkowej piwnicy oraz zabetonowano wejście w zamkowej skale? I dlaczego wokół zamku była bardzo silna niemiecka obrona przeciwlotnicza? Z pewnością te pytania i informacja o nieudostępionych do dziś rozległych podziemi może rozpalać wyobraźnię – zarówno historyków jak i poszukiwaczy skarbów.
W latach 50-tych zamek został przejęty przez Ludowe Wojsko Polskie, które urządziło tam wojskowy ośrodek wczasowy. W PRL szkolono tu także agentów komunistycznego wywiadu. Podobno prawie do końca rządów komunistów obiektu nie było na żadnych mapach, a bram do niego strzegli uzbrojeni żołnierze. Obecnie właścicielem obiektu jest AMW Rewita, Sp. z o.o. należąca do Agencji Mienia Wojskowego. Zastanawiam się jak to możliwe, że zamek kryje do tej pory tyle niezbadanych tajemnic? Potrafimy badać galaktyki odległe od ziemi o tysiące lat świetlnych a to co ukryte pod naszymi stopami nadal jest dla nas nieosiągalne. Przypadek? – wątpię.