Niestrudzony kapłan ks. Roman Kotlarz
W tym roku obchodzimy 48 rocznicę śmierci niezłomnego duszpasterza czasów komunizmu – ks. Romana Kotlarza. Urodził się on 17 października 1928 roku w Koniemłotach, w gminie Staszów, w województwie świętokrzyskim, jako najmłodsze dziecko z sześciorga rodzeństwa małżeństwa rolników Szczepana i Walerii z domu Czerwiec.
Jego dom rodzinny znajdował się w pobliżu kościoła parafialnego, co z pewnością wpłynęło na jego późniejszą decyzję wyboru powołania kapłańskiego. Młody Roman swoje dzieciństwo spędził w rodzinnych Koniemłotach, gdzie chodził do szkoły podstawowej od 1935 roku. Podczas okupacji niemieckiej uczęszczał na tajne nauczanie do gimnazjum w Staszowie. Chłopiec niezależnie od pory roku chodził do szkoły pieszo przez 6 kilometrów. Mimo dużych trudności osiągał on bardzo dobre wyniki w nauce, o czym świadczą zachowane świadectwa.
Po II wojnie światowej ukończył on gimnazjum i napisał tzw. małą maturę. Następnie nastoletni Roman uczęszczał do Liceum i Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza w Krakowie, gdzie w 1949 roku uzyskał świadectwo dojrzałości. 1 sierpnia 1949 roku rozpoczął formację w Częstochowskim Seminarium Duchownym w Krakowie i jako kleryk chodził na wykłady, na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1952 roku przeniósł się do Seminarium Duchownego w Sandomierzu, po którego ukończeniu otrzymał święcenia kapłańskie z rąk bp Jana Kantego Lorka. Wielkim wzorem dla ks. Kotlarza był jego ojciec Szczepan, który był rolnikiem i wychowywał swoje dzieci w duchu patriotyzmu, zdobywania wiedzy oraz pracy na rzecz społeczeństwa. Przez 50 lat wykonywał on zawód strażaka w Koniemłotach.
Nowo wyświęcony ksiądz Roman rozpoczął pracę jako wikariusz w parafii pw. świętego Zygmunta w Szydłowcu. Uczył on również religii w miejscowej szkole podstawowej. Zapisał się w pamięci mieszkańców jako człowiek, który zawsze miał czas dla ludzi. W swoich homiliach i rozmowach uczył zasad życia chrześcijańskiego, ostro występował przeciw kłamstwu, ograniczeniu wolności i swobód religijnych oraz zawsze stawał w obronie prawdy i sprawiedliwości godności osoby ludzkiej. Był kapłanem bardzo rodzinnym. Często odwiedzał swoich parafian w domach, prowadził rozmowy z małżonkami i ich dziećmi, doradzał im i pomagał w razie potrzeby. Szydłowiecka parafia rozwijała się zarówno pod względem duchowym, jak i materialnym.
Dwie uczennice księdza Romana Barbara Pałyga i Barbara Wietchy-Zarzycka wspominają go w taki sposób: „Jego mieszkanie było wypełnione książkami. Chętnie je pożyczał, zawsze miał też jakieś słodycze, którymi częstował gości. Uwielbiała go młodzież, kochały dzieci, przygarniał je do siebie, a szczególnie dużo serca okazywał najbiedniejszym. Prowadził koło ministrantów, organizował jasełka, grał w piłkę na boisku. Wspaniale uczył religii”.
Warto zaznaczyć, że kazania, które wygłaszał ksiądz Kotlarz w sposób odważny i bezkompromisowy nie były dobrze odbierane przez ówczesne władze polityczne. W styczniu 1956 roku komuniści zaatakowali go z powodu swojej homilii, którą wygłosił w Boże Narodzenie 1955 roku. 17 stycznia 1956 roku do sandomierskiej Kurii Biskupiej wpłynęło pismo od Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach, domagające się upomnienia ks. Kotlarza za cztery słowa, których używając miał poniżyć miejscowych nauczycieli.
W tym dokumencie było napisane: „Ksiądz Kotlarz krytykował nauczycielstwo za ich przekonania światopoglądowe, nazywając ich bałwochwalcami. W przypadku stwierdzenia dalszych wykroczeń ze strony ks. Kotlarza Prezydium WRN zagroziło, iż zwróci się do Kurii o usunięcie go ze stanowiska kościelnego”. Ksiądz Roman nie przyznawał się do winy i tłumaczył biskupowi Lorkowi: „Szczególnego kazania ani zwrotu do nauczycielstwa w ogóle, a tym bardziej do poszczególnych osób z nauczycielstwa nie skierowałem”.
Pomimo to, 1 lutego 1956 roku został on pozbawiony przez władze państwowe prawa do nauczania religii w szkole, ponieważ ich zdaniem naruszył on państwowy dekret z 5 sierpnia 1949 roku o ochronie wolności sumienia i wyznania. W wyniku tego zabroniono mu nauczania religii i zwolniono ze szkoły. Rodzice dzieci, których uczył ksiądz Roman byli bardzo oburzeni tą decyzją. Trzy matki uczniów: Domańska, Pałyga i Kaczmarczyk udały się do Ministerstwa Oświaty do Warszawy z pismem wyrażającym protest, jednak po jakimś czasie otrzymały odpowiedź odmowną do zażalenia, a do ich domów kilkakrotnie przychodzili pracownicy Służby Bezpieczeństwa. Przesłuchiwano księdza i tych którzy występowali w jego obronie.
W sierpniu 1956 roku biskup sandomierski nie chcąc pogłębiać narastającego konfliktu z władzami, postanowił przenieść kapłana z Szydłowca do parafii w Żarnowie. W zastępstwie przysłano duszpasterza z Żarnowa Józefa Suligowskiego. Mimo, że wyjazd księdza był przeprowadzony bez rozgłosu, w tym dniu przybyła liczna grupa parafian z kwiatami, by pożegnać zasłużonego kapłana.
Wśród tych osób była Wanda Parszewska, która widziała jak ksiądz odjeżdżał samochodem, z którego okna rzucał ludziom kwiaty na pożegnanie. Zasmuceni parafianie wystosowali pismo do władz kościelnych z prośbą o przywrócenie go do posługi kapłańskiej w kościele, opisując, że: „jego praca była ofiarna, budująca, pełna poświęcenia i zaparcia się w sobie i dzięki niej wydźwignął z upadku moralnego parafię głosząc piękne i budujące kazania, na które ściągały wielkie rzesze wiernych, a nawet i ludzi mało wierzących”. Napisali również o nim: „kapłan ten jest czysty jak kryształ, dlatego otrzymał cierniową koronę”.
Niestety petycja ta nie przyniosła zamierzonego skutku, a ówczesny biskup nie zgodził się na przywrócenie ks. Kotlarza na poprzednią parafię. Mimo to duszpasterz utrzymywał stały kontakt z parafianami. Tadeusz Mikulski mieszkaniec Szydłowca wyrażając podziękowanie i wdzięczność ks. Romanowi za jego posługę napisał pieśń, której słowa pragnę przytoczyć:
Ponad pół wieku Księże Romanie,
Słowa Twe żyją, pamięć zostanie.
Jakże w okrutnych służyłeś czasach,
Podnieśli rękę na Prymasa!
Refren:
Kiedy naród wzywa Boga
To nie straszna żadna trwoga!
Prawda kłamstwo pokonuje.
Sprawiedliwość tryumfuje!
Twoim udziałem była Golgota
Krzyż swój dźwignąłeś już w
Koniemłotach.
Prześladowany i poniżany
Polska jak Chrystus ukrzyżowany.
Radomski czerwiec zryw robotników.
Szli całą jezdnią Ty na chodniku.
Błogosławiłeś, tak było trzeba.
Wzburzone morze, wołali chleba.
Po dwuletniej pracy w parafii Żarnów ksiądz Roman został ponownie przeniesiony do kościoła w Koprzywnicy koło Tarnobrzega. Podobnie jak w Szydłowcu i Żarnowie głosił patriotyczne kazania, które podnosiły na duchu lokalnych mieszkańców. Homilie te również były odbierane przez ówczesne władze jako antypaństwowe.
Mówił on wtedy: „zginął Herod strawiony za życia przez robactwo, zginął Hitler, biada każdemu, kto z Bogiem wojuje”. Natomiast do młodych ludzi zwracał się słowami: „Nie wierzcie w to, co wam mówią w szkołach, że Boga nie ma i nie było na ziemi. Bóg był, jest i będzie, a historia jest zmienna. Jaki by nie był rząd, który prześladuje Kościół katolicki, długo nie powojuje. Państwo, które wojuje z Bogiem musi upaść tak jak Hitler”.
W latach 1959-1961 ks. Kotlarz pracował w parafiach w Mircu, Kunowie i Nowej Słupi. Natomiast jego ostatnim miejscem posługi duszpasterskiej była parafia pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej w Pelagowie koło Radomia, gdzie na początku był wikariuszem, a później proboszczem. W tym czasie jego stan zdrowia bardzo się pogarszał i wiele razy był hospitalizowany.
25 czerwca 1976 roku na ulice Radomia z zakładów pracy wyszli robotnicy, w proteście przeciwko decyzji rządu zapowiadającej drastyczne podwyżki cen żywności. Podobnie jak w Ursusie i Płocku również i w Radomiu doszło do demonstracji zakończonych starciami z Milicją Obywatelską oraz dramatycznymi walkami ulicznymi. W strajku wzięły udział 25 zakładów pracy oraz około 17 tys. osób.
Pokojowa manifestacja przerodziła się w zamieszki i walki uliczne, które były brutalnie tłumione przez milicję, z użyciem pałek. Tego dnia ks. Kotlarz przebywał w Radomiu. W chwili, kiedy szedł na stołówkę dla księży, prowadzoną przez siostry zakonne z parafii św. Jana Chrzciciela przy ul. Wałowej, spotkał całą grupę robotników udających się w stronę siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Został wciągnięty przez strajkujących w szereg. Przy kościele Świętej Trójcy na placu Kazimierza Wielkiego w pobliżu Aresztu Śledczego opuścił pochód i ze schodów pobłogosławił robotników znakiem krzyża.
Po powrocie do Pelagowa w trakcie homilii powiedział: „Ukochani, jesteśmy zobowiązani wobec naszych braci Polaków, którzy w tej chwili ogromne cierpią katorgi. Nie wolno nam milczeć, nie wolno nam nie modlić się za nich. Chleba naszego powszedniego daj nam, tak wołał Radom, tak żeśmy wspólnie wołali razem. Ja z Wami”.
Podczas wydarzeń radomskich na ulicach miasta uczestnicy strajku tak krzyczeli: „Niech żyje ksiądz! Niech żyje Kościół w Polsce”. W trakcie swoich kazań od czerwca do sierpnia 1976 roku wielokrotnie wspierał strajkujących. Mówił on, że mają oni odwagę upominać się w obronie swej ludzkiej godności i dlatego proszą o sprawiedliwe wynagrodzenie i chleb dla dzieci.
Niestrudzony kapłan ks. Roman Kotlarz
Z tego też powodu doświadczał strasznych prześladowań ze strony Służby Bezpieczeństwa. Kilka razy został brutalnie pobity przez funkcjonariuszy SB na terenie swojej parafii. 12 lipca 1976 roku ks. Kotlarz został wezwany do Prokuratury Wojewódzkiej na rozmowę ostrzegawczą, podczas której został poinformowany, że „jego kazania stanowią poważne przestępstwo zagrożone surową karą pozbawienia wolności”.
W tym czasie trwało również mniej oficjalne znęcanie się nad księdzem. Pod plebanię w Pelagowie przyjeżdżały cywilne samochody z tajemniczymi osobami, które miały zastraszać i bić ks. Romana. Napastnicy mówili do kapłana: „Bijemy cię za to, żeś robotników bałamucił, w głowach im przewracał. Nie twoja sprawa”.
15 sierpnia 1976 roku podczas odprawiania Eucharystii stracił on przytomność, a upadając na ziemię wołał „Matko, ratuj”. Kolejnego dnia został przyjęty do szpitala psychiatrycznego w Krychnowicach z rozpoznaniem nerwicy, po czym jego stan zdrowia uległ drastycznemu pogorszeniu, w wyniku licznych obrażeń ciała po pobiciu przez funkcjonariuszy SB, w następstwie czego dostał krwotoku i poniósł męczeńską śmierć rano 18 sierpnia w wieku 48 lat.
Dwa dni później radomscy robotnicy nieśli trumnę z ciałem kapłana ze szpitala w Radomiu do Pelagowa, drogą usłaną kwiatami. Msza pogrzebowa była wielką manifestacją patriotyczną, w której uczestniczyło 40 duchownych i kilkuset wiernych. Leokadia Okrój we wspomnieniach o ks. Kotlarzu mówiła, że niedługi czas przedtem kapłan dał medaliki ze św. Maksymilianem dla niej i dla dzieci. Zaś jej syn Krzysztof był również aresztowany w dzień protestu 25 czerwca 1976 roku, a został zwolniony 14 sierpnia we wspomnienie o. Maksymiliana Marii Kolbego.
W 1990 roku Prokuratura Wojewódzka w Radomiu starała się ustalić dokładną przyczynę śmierci ks. Romana Kotlarza, jednak postępowanie zostało umorzone. Jego lata posługi duszpasterskiej przypadły na trudny okres dla kościoła w państwie komunistycznym. Księża, którzy nie zgadzali się z tą polityką trafiali do więzień i ośrodków odosobnienia. Przykładem jest prymas Stefan Wyszyński, który był internowany w 1953 roku i osadzony w klasztorze w Komańczy oraz ks. biskup Czesław Kaczmarek skazany 22 września 1953 roku na karę dwunastu lat więzienia.
Proces beatyfikacyjny ks. Romana Kotlarza rozpoczął się 1 grudnia 2018 roku mszą świętą, której przewodniczył metropolita częstochowski abp Wacław Depo. Ten niezłomny kapłan czasów komunizmu został zapamiętany jako człowiek miłujący prawdę i bezkompromisowo stojący w obronie wyznawanych wartości, stając się przykładem dla współczesnych duchownych. Ludzie widzieli w nim „Bożego człowieka” i taki pozostał w ich sercach i pamięci.
Małgorzata Jaroszek