Czy potrafimy utrzymać wiarę chrześcijańską?
Jeśli tracimy miłość do Ojczyzny, tracimy wartość i znaczenie
Prof. Andrzej Nowak
Ten moment, jak właściwie każdy z tych, kiedy spotykaliśmy się w krakowskim „Sokole” pod egidą Białego Kruka w ciągu ostatnich kilkunastu lat, wydaje się ważny. Jednocześnie wciąż podsuwane są nam pokusy, by wagę każdego momentu, który jest nam dany, przegapić. Jedną z takich pokus jest próba przeciwstawienia tego, co stare, co – mówi się nam – powinniśmy już wyrzucić, z czego powinniśmy wyrosnąć, temu, co nowe, co nowoczesne. Próba przeciwstawiania nowego patriotyzmu staremu jest doskonałym odzwierciedleniem takiej pokusy albo raczej takiego niemądrego wyboru.
Wielokrotnie słyszałem sugestie, że potrzebny jest nam „nowy patriotyzm”. Głośna była wypowiedź dobrej niegdyś aktorki, która mniej więcej 10 lat temu powiedziała, że stary patriotyzm polski jest już do wyrzucenia na śmietnik, a nowy patriotyzm polega na sprzątaniu odchodów po swoim psie, na płaceniu podatków i kulcie dla tej flagi, w której 12 gwiazd otacza błękitną pustkę. Ten stary patriotyzm, który wyrażał się inaczej i inne miał symbole, jest zdaniem owej aktorki zawstydzająco anachroniczny…
Jednocześnie słyszymy bardzo często, że kiedy my mówimy o patriotyzmie, to dzielimy ludzi i w jakiś sposób odbieramy patriotyzm innym. Tak się złożyło, że jadąc samochodem, słuchałem w radiu przebiegu konwencji, na której ogłaszano kandydaturę Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich. Zapowiadający tę kandydaturę premier Donald Tusk powiedział jasno, twardo i stanowczo: „Rafał Trzaskowski reprezentuje najlepszy patriotyzm”. Skoro więc on jest najlepszy, to inni są jakoś trochę gorsi w tej dziedzinie. Za chwilę usłyszałem samego kandydata, który wyraził ten „najlepszy patriotyzm”. Rozpędził się trochę, bo zaczął mówić o europejskim patriotyzmie gospodarczym: że potrzebne jest, aby w rywalizacji z Ameryką i Chinami rozkwitł wreszcie europejski przemysł. Ciekawa rzecz, że tak jakoś mimochodem okazało się, że naszym odwiecznym wrogiem-
-rywalem, na równi z komunistycznymi Chinami, są Stany Zjednoczone. Nie dziwię się, że tak mogą myśleć Niemcy, ale dla Polski to raczej novum (przynajmniej od czasów Bolesława Bieruta i Władysława Gomułki). Kandydat opamiętał się jednak i dodał na końcu, że dobrze byłoby, aby to polska gospodarka rozwijała się w ramach tej europejskiej. Powiedział nawet coś o „wielkiej Polsce”. Mamy więc orędownika wielkiej Polski. W rywalizacji gospodarczej z Ameryką?
Nie chcę żartować. Chcę powiedzieć, że kiedy usłyszałem te słowa, zrozumiałem raz jeszcze, że nie ma sensu różnicować patriotyzmu na stary i nowy. Jeżeli ktoś próbuje różnicować go w ten sposób, to warto się zastanowić, czy można np. odmówić patriotyzmu Adamowi Mickiewiczowi, Tadeuszowi Kościuszce i jego kosynierom albo rycerzom, co z „Bogurodzicą” na ustach szli po zwycięstwo pod Grunwaldem. Przecież to było dawno, 614 lat temu… Może to jest już nieaktualne, niepotrzebne? I tak jak pani Krystyna Janda, od której przykładu zacząłem, trzeba szukać jakiegoś nowego patriotyzmu albo tego najlepszego patriotyzmu, jaki reprezentuje obecny kandydat Koalicji Obywatelskiej na urząd prezydenta? Pomyślałem wtedy, że zamiast takiego przeciwstawienia warto zastanowić się nad tym, jak odróżnić patriotyzm prawdziwy od fałszywego.
Wiem, że brzmi to strasznie, znowu ktoś się oburzy: jak tak można, znowu dzielić? A jednak przypomniałem sobie ważne dla mnie jako historyka, formacyjne doświadczenie, kiedy jako młody doktorant Instytutu Historii PAN postanowiłem pojechać na XIII Zjazd Historyków Polskich, który odbywał się w Poznaniu we wrześniu 1984 r. Obok kilku innych, bardzo ciekawych wystąpień i referatów szczególnie przyciągnęła mnie sekcja, którą prowadził prof. Emanuel Rostworowski – „Patrioci prawdziwi i fałszywi na Sejmie Wielkim”.
W fascynującej dyskusji o Sejmie Czteroletnim, w której brał udział m.in. stały autor Białego Kruka, niedawno zmarły prof. Henryk Kocój, główny mówca, prof. Emanuel Rostworowski, przypomniał, jak w końcu XVIII w., w dramatycznych chwilach próby reformy Rzeczypospolitej i jednocześnie skrajnego już jej zagrożenia zaborczymi apetytami sąsiadów, wyrywano sobie samo pojęcie patrioty.
I z jednej strony byli ci, którzy mówili: „to my jesteśmy patriotami, ponieważ ubiegając się o łaskę Katarzyny, chcemy ocalić naszą wolność i tylko przy Rosji będziemy dobrymi patriotami”.
Drudzy przekonywali: „Tylko dzięki przymierzu z Prusami ocalimy naszą ojczyznę. To jest jedyna realna forma patriotyzmu. Musimy oddać Prusom Gdańsk i Toruń, bo tego się Berlin domaga, ale wtedy sojusz zawarty z Prusami pozwoli nam ocalić ojczyznę. To jest nasz patriotyzm”.
Zatem jedni i drudzy nazywali się patriotami. Próba patriotyzmu przyszła w roku 1792, kiedy do Polski wkroczyły wojska rosyjskie, oczywiście pod hasłem obrony wolności, wolności szlacheckiej, liberum veto. Z kolei król pruski nie tylko nie wywiązał się z przyjętego na siebie zobowiązania sojuszu i wsparcia Polski, ale jako współpracownik, a właściwie hiena przy rosyjskim niedźwiedziu, postanowił wyszarpnąć coś dla siebie. I wtedy patriotyzm stał się łatwy do odróżnienia: byli ci, którzy przystąpili do targowicy, i ci, którzy postanowili bronić Polski…
Wspomnienie tej wspaniałej dyskusji historyków, która była wtedy dla mnie bardzo ważna, uświadomiło mi, że przecież w tamtym czasie, w 1984 r., dopiero wychodziliśmy z tzw. stanu wojennego, który został ogłoszony nie inaczej jak pod biało-czerwonym sztandarem. Gen. Jaruzelski był przecież w mundurze reprezentującym ludowe Wojsko Polskie i wciąż odwoływał się do patriotyzmu. Junta występująca jako Wojskowa Rada nazywała się Ocalenia Narodowego – cóż jest bardziej patriotycznego niż ocalić naród? Z drugiej jednak strony byli tacy ludzie jak np. ks. Jerzy Popiełuszko, który też powoływał się na patriotyzm. Który z tych patriotyzmów był prawdziwy, a który fałszywy? Jaruzelskiego i Urbana czy ks. Popiełuszki? Dokładnie 6 tygodni po wrześniowym Zjeździe Historyków Polskich w 1984 r. ks. Jerzy Popiełuszko został zamordowany. Przy jego grobie, gdzie tylu z nas się spotkało w owym dramatycznym momencie, dokładnie wiedzieliśmy, na czym polega patriotyzm – by być z ks. Jerzym, nie z gen. Jaruzelskim.
Te rozróżnienia, które przychodzą do nas w różnych dramatycznych momentach, nakazują zapytać o to, kiedy pojęcie patriotyzmu w ogóle się pojawia. „‘Patriotyzm’” jest słowem nowym, wynalezionym, jak mnóstwo innych „-izmów”, dopiero w XVIII w. Wcześniej nie używano takiego słowa, mówiono po prostu o miłości Ojczyzny. Ale właśnie w czasie próby, kiedy zaczęto walczyć o utraconą ojczyznę – Konfederacja Barska, Powstanie Kościuszkowskie, Legiony Dąbrowskiego, walka u boku Napoleona, który miał dać nam „przykład, jak zwyciężać mamy” – sformułowano po raz pierwszy definicję patrioty. Pojawiła się ona w 1811 r. w czwartym tomie pierwszego Słownika Języka Polskiego, zestawionego przez Samuela Bogumiła Lindego. Głosiła: „Patriota – gorliwy o dobro ojczyzny obywatel, przy ojczyźnie jakoby przy swojej własności obstawiający”.
Jest to najkrótsza i chyba wciąż niezastąpiona definicja patrioty. Pani Halina Łabonarska w poruszający sposób przypomniała w swoim recitalu recytatorskim słowa poety o tym, jak kochamy polski pejzaż, wspaniałe, otaczające nas lasy, bory, jeziora. Są one jedyne, kochane – BO WŁASNE. Owo poczucie własności, poczucie, że jesteśmy u siebie, jest jednym z kluczy do zrozumienia postawy patriotycznej. Wyzuci z własności stajemy się w łańcuchu pokoleń nikim. Jeżeli nie jesteśmy patriotami, nie czujemy związku z dziedzictwem po ojcach, tracimy wartość, tracimy znaczenie. Przypomniała o tym już pierwsza definicja Samuela Bogumiła Lindego.
Warto jednak pamiętać, że starsza od nazwy „patriotyzm” idea miłości ojczyzny ożywiała kilkanaście, a może nawet dwadzieścia pokoleń, które poprzedzały Lindego, żołnierzy księcia Józefa czy naczelnika Kościuszki. O miłości ojczyzny polskiej już osiemset lat temu pisał po łacinie mistrz Wincenty Kadłubek, którego tak lubię cytować: „Czego podejmujemy się z miłości ojczyzny, miłością jest, nie szaleństwem, męstwem – nie zuchwałością, bo mocna jest miłość jak śmierć. Im trwożliwsza, tym śmielsza. Nic bowiem śmielej nie wzywa obywateli pod broń niż obawa przed ogólnym niebezpieczeństwem”. Rzeczywiście, w chwilach zagrożenia patriotyzm ujawnia się w sposób trudny do sfałszowania, bo wymagający autentycznej odwagi.
Jak ta odwaga może być podtrzymywana i motywowana? By na to odpowiedzieć, posłużę się dwiema książeczkami, które szczęśliwie udało mi się kupić u jednego ze znakomitych krakowskich antykwariuszy. Pierwsza zrobiła na mnie duże wrażenie, choć zawiera wiersze znane. Zacytuję z niej trzy fragmenty, które mówią o tym, jak odróżnić patriotyzm prawdziwy od fałszywego.
Oto pierwszy fragment:
„Lecz nade wszystko – słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość – sprawiedliwość…”.
Przywrócenie prawdziwości słów i pojęć jest dzisiaj szczególnie ważne, bo problemem jest obecnie nie tylko cenzura, zakaz pewnych słów, ale także niewyobrażalna jeszcze w czasach Napoleona Bonapartego, Samuela Bogumiła Lindego, czy nawet w czasach II wojny światowej (kiedy cytowany wiersz powstał) – siła kłamstwa. Kłamstwa, które może zmieniać albo próbować zmieniać rzeczywistość, a w każdym razie zmieniać ją w umysłach milionów ludzi o 180 stopni. Dochodzi do tego, że ktoś, kto działa przez lata swoich rządów (2008–2014) jakby był najlepszym agentem Putina, fundując tzw. reset z rzeczywistym agresorem – już po napadzie na Gruzję, i wzmacniając go jeszcze po tragedii smoleńskiej aż do zawarcia umowy z FSB w 2013 roku… – ktoś taki organizuje dziś komisję do śledzenia wpływów rosyjskich i sadza na ławie oskarżonych Antoniego Macierewicza…
To jest nowe zjawisko – zjawisko przerażające, odwracania rzeczywistości o 180 stopni, zakłamywania jej w stopniu nieznanym propagandystom Stalina. Dlatego najpotrzebniejsze dziś jest przywrócenie prawdy słowom i pojęciom.
Zacytuję jednak teraz drugi fragment z tego samego tomiku – niektórzy z Państwa pewnie już rozpoznali, o jakiego poetę chodzi. Teraz fragment z innego wiersza – „Mieszkańcy”, który mówi o „strasznych mieszczanach”:
„I oto idą, zapięci szczelnie.
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc, widzą wszystko oddzielnie.
Że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo…
Jak ciasto, biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż, papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną”.
Dzisiaj nie trzeba brać gazety do rąk, żeby spuchła głowa – wystarczy „odpalić” smartfon i zajrzeć na swój ulubiony portal. Istota zjawiska ujęta jest jednak nie w metaforze gazet i spuchniętej głowy, tylko w widzeniu wszystkiego osobno. Dzisiaj nie widzimy tego, co działo się np. w latach 2008–2014 w polskiej polityce kierowanej przez Donalda Tuska, jakie były relacje tej polityki z Władimirem Putinem. Dzisiaj w ogóle tego tematu nie ma. Jest najdzielniejszy obrońca szczelności polskich granic wschodnich. Ten sam, który ledwie 15 miesięcy temu szczuł na jej rzeczywistych obrońców jako „faszystów”… Ale to wszystko „widzimy osobno”. Teraz jest to „najdzielniejszy obrońca polskiej granicy od wschodu”. „Najlepszy patriota”. To przykład jeden z wielu, za chwilę podam bardziej drastyczny. Ale zanim to nastąpi, ostatni, bardzo poruszający cytat z tego samego poety, z tej samej książeczki:
„Każda niech Polska będzie wielka:
Synom jej ducha czy jej ciała
Daj wielkość serc, gdy będzie wielka,
I wielkość serc, gdy będzie mała.
Wtłoczonym między dzicz niemiecką
I nowy naród stu narodów –
Na wschód granicę daj sąsiedzką,
A wieczną przepaść od zachodu.
Dłonie Twe, z których krew się toczy,
Razem z gwoździami wyrwij z krzyża
I zakryj, zakryj nimi oczy,
Gdy się czas zemsty będzie zbliżał.
Przyzwól nam złamać Zakon Pański,
Gdy brnąć będziemy do Warszawy
Przez Tatry martwych ciał germańskich,
Przez Bałtyk wrażej krwi szubrawej”.
Trudno o bardziej wstrząsającą i drastyczną wizję nienawiści do Niemców za to, co zrobili w czasie II wojny światowej – „Tatry ciał germańskich” i „Bałtyk ich krwi”. Tak właśnie napisał Julian Tuwim w „Kwiatach polskich”, bo cytuję fragmenty tego tomiku. Kiedy słyszy się tak straszne słowa jak te ostatnie, być może całkowicie zrozumiałe w kontekście tego, co przeżyli ludzie podczas II wojny światowej pod okupacją niemiecką, wracają w ich kontekście słowa Karola Wojtyły z tak pięknie deklamowanego przez panią Halinę Łabonarską poematu „Myśląc Ojczyzna”: MIŁOŚĆ MUSI PRZEROSNĄĆ NIENAWIŚĆ. Jeżeli najważniejszym elementem naszego patriotyzmu, ostatnim jego słowem, jest nienawiść, to wtedy coś złego dzieje się z patriotyzmem i z nami samymi. Podstawą patriotyzmu musi być miłość do własnego narodu, bez nienawiści do innych!
W owym trzecim fragmencie, który zacytowałem, zgrzyta jednak jakoś, jak u „strasznego mieszczanina”, szczególne „widzenie osobno”. Z jednej strony mamy tu rzeczywiste, straszne zbrodnie niemieckie i wezwanie do najkrwawszej zemsty za nie, bez przebaczenia, a z drugiej strony – mamy modlitwę o sielankowe, dobre sąsiedztwo z „narodem stu narodów”, czyli z Józefem Stalinem i jego systemem. Jakby Julian Tuwim nie wiedział, że był Katyń, jakby nie wiedział, że były łagry. Coś wiedział przecież, ale – widzi wszystko osobno… Książeczka, z której cytuję, opatrzona została kartą tytułową zaprojektowaną przez Mieczysława Bermana. To ten sam plastyk, który nieco później zaprojektował plakat „Trzy razy TAK” na sfałszowane w 1946 roku referendum. Książeczka zaś wydana została przez wydawnictwo „Biblioteczka Sojuza Polskich Patriotów w SSSR – J. Tuwim stihi na polskom jazykie. Cena 2 rublia 50 kapiejek. 1943 Moskwa”.
Te wiersze były potrzebne wielu Polakom, którzy nie zdążyli z armią Andersa, a którzy szli do Polski i nie widzieli alternatywy. Dla nich nie była to rzecz śmieszna. Widzieli tu jakiś patriotyzm, polskie słowo, piękną polską poezję. Jednak przecież jest w tym fałsz, który polega na dyktacie alternatywy: nie możecie być niepodlegli, musicie wybierać – albo z Niemcami, albo z Rosją. Wybieracie przeciw Niemcom, musicie być pod Moskwą.
Niemcy, trzeba powiedzieć, rzadziej odwoływali się w swoich relacjach do Polski, do partii, którą nazywaliby patriotyczną. Rosja zaś robiła to stale – rozmaici „patrioci” od XVIII w. powoływali się (za carskie ruble) na to, że trzeba iść z Rosją. Niemcy natomiast jakoś oszczędniej szafowali określeniem „polscy patrioci” dla swojej partii w Polsce. Ale oni też się uczą, uczą się od najlepszych, czyli od Rosjan. Dzisiaj często słyszymy: „musimy wybrać Niemcy jako jedynego solidnego partnera, ponieważ grozi nam Rosja”. Wciąż towarzyszy nam ten szantaż oparty na założeniu, że Polska nie może być niepodległa, że Polska musi wybrać albo sąsiada ze wschodu, albo sąsiada z zachodu, a najlepiej obydwu jednocześnie jako swoich panów, żeby tylko ich usatysfakcjonować – po to, żebyśmy czuli się spokojniej, bezpieczniej. Właśnie jak ci „straszni mieszczanie”.
Gdy tracimy miłość do Ojczyzny tracimy znaczenie
A teraz wyjmę książkę, którą akurat położyłem sobie na sercu. Została wydana nieco wcześniej niż „Kwiaty polskie” Tuwima, bo ukazała się w Paryżu w 1832 r. To „Księgi Narodu Polskiego i Pielgrzymstwa Polskiego” Adama Mickiewicza. Nasz narodowy wieszcz, jakby w odpowiedzi na taki fałszywy patriotyzm, przytacza następującą przypowieść:
„Płynęły po morzu okręty wielkie, wojenne i statek jeden mały rybacki. A był czas burzliwy, jesienny; w tym czasie im okręt większy, tym bezpieczniejszy, a im mniejszy, tym niebezpieczniejszy. Rzekli więc ludzie z brzegu: Błogosławieni żeglarze okrętów wielkich! Biada żeglarzom w statku rybackim czasu jesiennego. Ale nie widzieli ludzie z brzegu, iż na okrętach wielkich popili się majtkowie i zbuntowali się i potłukli narzędzia, przez które sternik uważa gwiazdy i skruszyli iglicę żeglarską magnesową. A wszakże okręty zdawały się na pozór równie potężne jak pierwej. Ale nie mogąc widzieć gwiazdy na niebie i nie mając iglicy magnesowej, zbłądziły i potonęły okręty wielkie.
A statek rybacki, patrząc na niebo i na iglicę, nie zbłądził i doszedł do brzegu. A chociaż rozbił się przy brzegu, uratowali się ludzie i uratowali narzędzia swe i iglicę swą, a okręt znowu odbudują. I pokazało się, że wielkość i moc okrętów dobre są, ale bez gwiazdy i kompasu niczym są. A gwiazdą pielgrzymstwa jest wiara niebieska, a iglicą magnesową jest miłość Ojczyzny. Gwiazda świeci dla wszystkich, a iglica kieruje zawsze na północ, a wszakże z tą iglicą można żeglować i na wschodzie, i na zachodzie, a bez niej i na Morzu Północnym przyjdzie błąd i rozbicie. Więc z wiarą i miłością wypłynie statek pielgrzymski polski, a bez wiary i miłości ludy wojenne i potężne zabłądzą i rozbiją się. A kto z nich wyratuje się, nie odbuduje okrętu”.
Kiedy mówią nam, że mamy patrzeć na wielką i groźną Rosję, kiedy mówią nam, że mamy oglądać się na potężne Niemcy, dla których jesteśmy tylko częścią gospodarki, jak mówi marny wnuk Henryka Sienkiewicza, uświadommy sobie wtedy, że wielkość tych potężnych sąsiadów nie jest ufundowana na tych dwóch podstawach, które przypomniał Adam Mickiewicz. Zapewne jest i w Rosji, i w Niemczech miłość ojczyzny, ale czy jest w nich dostatecznie trwały kompas wiary, czy prowadzi ich spojrzenia w niebo? Nie patrzmy jednak na to, jak jest tam. Owszem, zobaczyć możemy w Niemczech niewątpliwie głęboki kryzys. Rosja resztkami sił nie jest już w stanie utrzymać Syrii w swoich rękach; przynajmniej tak się zdaje. Ale nie to jest najważniejsze.
Najważniejsze jest to, czy u nas, na tym naszym „małym statku rybackim”, płynącym pod biało-czerwoną banderą, potrafimy utrzymać kompas i potrafimy utrzymać wiarę – wiarę chrześcijańską, na której zbudowane są polskość i polski patriotyzm. To jest najważniejsze.
Ten artykuł ukazał się w miesięczniku WPIS Wiara Patriotyzm i Sztuka, grudzień 2024, tu: https://bialykruk.pl/wpis