Demoniczny Duch Vaticanum II (część II)

Demoniczny Duch Vaticanum II  (część II)

Po tym niezbędnym wstępie z prehistorii, który przedstawiłem Państwu w pierwszej części, a koniecznym do zrozumienia tego, co się działo podczas obrad Vaticanum II i „docenienia” prawdziwie diabelskiej przebiegłości strategii Szatana, pora przejść do opisu przebiegu samego Soboru. Tu tylko mała dygresja, wskazująca na charakter nowego papieża. Otóż ostatnia jedyna żyjąca wizjonerka z Fatimy, s. Łucja spisała w początkach 1944 r. na polecnie biskupa diecezji Leiria (w jej granicach leży Fatima) treść ostatniej „Trzeciej Tajemnicy”, przy czym zaznaczyła, iż z polecenia Maryi, zawartość może być najwcześniej ujawniona w roku 1960. List z treścią tajemnicy powędrował do archiwum watykańskiego, zaś Jan XXIII złamał polecenie i otworzył go w 1959 r. by po przeczytaniu stwierdzić, że „To nie dotyczy mojego pontyfikatu”, po czym polecił list zamknąć w archiwum, ignorując konieczność ujawnienia jego treści w naznaczonym czasie. A teraz ad rem…

Pierwszą wskazówką, iż tytułowy „Demoniczny Duch” został uwolniony nie kilka lat po zakończeniu Soboru, ale od razu, był niepokojąca decyzja zebranych biskupów, którzy zaraz na początku odrzucili dokumenty przygotowawcze, nad którymi powołane przez papieża komisje pracowały 2 lata. O dziwo, Jan XXIII bez żadnego oporu to zaakceptował, choć gdyby chciał, mógłby się temu przeciwstawić. Tak więc powołano nowe komisje, lecz kierunek w jakim zaczęły dryfować ich prace, czyli liberalno-modernistyczny zaniepokoił grupę uczestników (250 konserwatywnych hierarchów), którzy powołali Międzynarodową Grupę Ojców Soboru. Po odrzuceniu projektów wspomnianych komisji, Sobór zawiesił obrady do czasu przygotowania nowych propozycji, by wkrótce wstrzymać prace zupełnie, bo 3.03.1962 r. zmarł papież i dopiero nowy, miał zdecydować jak się potoczą jego dalsze losy. Wybrany 21 czerwca kard. G. Montini tj. Paweł VI, okazał się godnym następcą swego poprzednika, któremu zabrało czasu, by móc „rozwinąć skrzydła”. Tak więc niejako na „dobry początek”, papież zaczął od szokującego ruchu, zapraszając do udziału w pracach Soboru (bo gdyby tylko jako obserwatorów, można by to zrozumieć) świeckich, a co gorsze, nie – katolików. Wkrótce miało się okazać, iż moderniści uznali to za sygnał do ataku…

Po wznowieniu obrad Soboru w 1964 r. papież promuje teolgów z grupy tzw. Nowej Teologii, którzy skrótowo mówiąc uważają, iż to co było do tej pory jest passe i Kościół czeka z niecierpliwością na „Nową Teolgię” (był to otwarty atak na tradycję tomistyczną św. Tomasza z Akwinu). To właśnie reprezentanci owej grupy (K. Rahner, H. Kűng, E. Schillebeeck, H. de Lubac, Y. Congar) stali za dokumentami przyjętymi na Soborze; trzeba zauważyć, iż z czasem, po tym jak część „nowych teologów” zaczęła jawnie prezentować stanowisko modernistyczne i protestanckie, grupa bardziej konserwatywna (H. U. Balthasar, J. Ratzinger, H. de Lubac) odcięła się od radykałów. Lecz „mleko już się rozlało”; nastąpiła nie skrywna i głęboka infiltracja teologii katolickiej, odzwierciedlona w przyjętych dokumentach soborowych: Dignitatis humanae potwierdza prawo do wiary w fałszywą religię (z czego inspirację po latach czerpał oczywiście obecny papież Franciszek), Nostra Aetate praktycznie zrównuje religie i promuje fałszywy ekumenizm.

Inny cios przychodzi ze strony Pawła VI, gdy w 1964 r. mianuje on A. Bugniniego sekretarzem Komisji Liturgicznej, który wtedy zaczyna (bo nie skończy go do końca obrad Soboru) swe życiowe dzieło, czyli protestantyzację liturgi. Novus Ordo Missae zostaje publicznie przedstawiony w 1969 r. i rok potem papież zatwierdza Nowy Porządek Mszy jako obowiązujący w Kościele o rycie łacińskim (temat ten omówię dokładniej w późniejszych odcinkach).

Jak już wspomniałem w pierwszej części, pogłoski, iż o. Bugnini jest masonem pojawiły się w latach ’50 i czasem, patrząc na niego wątpiący nabierali przekonania, iż coś w nich musi być… ale nie było dowodów.

Bugnini wstąpił do loży masońskiej 23.04.1963 r. czyli niecałe 2 miesiące przed śmiercią Jana XXIII

Aż kiedyś z roztargnienia abp A. Bugnini zostawił swą teczkę w jednej z sal konferencyjnych Watykanu; by ustalić tożsamość pozostawionej teczki, ksiądz który ją znalazał w sali, musiał spojrzeć do środka. Przypadkowo otworzył jakieś dokumenty adresowane do „brata Bugniniego”, zaś z podpisów, treści i miejsca powstania wynikało, że autorami są wysoko postawieni członkowie tajnych stowarzyszeń w Rzymie. W Watykanie wybuchł skandal i Paweł VI musiał wysłać swego ulubionego liturgistę do Iranu jako pronuncjusza; taka degradacja i „wygnanie”i potwierdzenie prawdziwości odkrytych dokumentów masońskich jednoznacznie świadczyły o tym, że „sprawa się rypła”. Dodatkowej wiarygodności całej aferze dostarczył opublikowany w 1976r. rejestr włoskich masonów, na którym znajdowało się nazwisko Bugniniego, z jego masońskim pseudonimem „Buan”. Według tego rejestru, o. Bugnini wstąpił do loży masońskiej 23.04.1963 r. czyli niecałe 2 miesiące przed śmiercią Jana XXIII.

Ta historia wskazuje na to, że wysokiej rangi duchowni, już w czasie Soboru byli członkami masonerii, którzy dokonali udanej infiltracji Kościoła. Bella Dodd i Maning Johnson nie fantazjowali; tylko przypadek sprawił, iż poznaliśmy zaledwie odsłonę sukcesów duetu komuniści/masoneria w jak największej infiltracji szeregów hierarchii Kościoła.

Po tej dygresji, pora teraz wrócić do Vaticanum II. Po prezentacji końcowego efektu swych prac przez A. Bugniniego papieżowi i grupie kardynałów, część konserwatywnych hierarchów przekonała się, iż w obradach Soboru dotyczących ekumenizmu i liturgii, obecność sześciu protestanckich uczonych nie była przypadkowa. Novus Ordo Missae to sprotestantyzowana msza katolicka, więc kard. Ottaviani przedstawił Pawłowi VI dokument „Krótkie studium”, gdzie „niepostępowi” teologowie udowodnili, że NOM wprost podkopuje doktryny Soboru Trydenckiego. Papież pozostał głuchy na argumenty z dokumentu i w 1970 r. wprowadził Nowy Porządek Mszy jako obowiązujący dla całego Kościoła. Ostatnią szansę konserwatywni hierarchowie (był wśród nich abp Marcel Lefebvre, o którym napiszę jeszcze dalej) upatrywali w zgodzie papieża na możliwość wyboru między Rytem Trydenckim a NOM, i pozostawienie decyzji do uznania lokalnych biskupów czy nawet parafii. Nic z tego, Paweł VI pozostał nieugięty. Jedyny jasny punkt, to wypowiedź papieża, wkrótce po zakończeniu Soboru, że „Magisterium Kościoła unikało wyrażania się w formie nadzywczajnych sentencji dogmatycznych”. Oznacza to, iż nie był to Sobór o charakterze doktrynalnym, czyli nie ogłosił nic takiego, co formalnie musiałoby obowiązywać wszystkich katolików. Oczywiście dokumenty soborowe to nie jakaś tam pisanina, lecz tym niemniej mogą być omylne i zawierać błędy (tak już było w historii, gdy jakiś Sobór odwoływał lub uznawał za błędne te wydane poprzednio). Mała to pociecha, ale zawsze…

By nie być posądzonym, że w pontyfikacie Pawła VI widzę tylko same negatywy, należy mu oddać honor z co najmniej jednego powodu, a mianowicie ogłoszenia w 1968 r. encykliki Humane vitae, zabraniającej używania przez katolików sztucznych środków antykoncepcyjnych i afirmującą świętość życia ludzkiego.

To był przysłowiowy „grom z jasnego nieba” dla wszelkiego rodzaju postępowców wśród laikatu i duchowieństwa, którzy zgodnym głosem pytali, jak „nasz” papież mógł im „to” zrobić. Ano, życie jest pełne niespodzianek… Ponieważ „Duch Soboru” już swobodnie szybował, znani teologowie z ruchu „Nowej Teologii” pośpieszyli z wyjaśnieniem, iż Paweł VI wydał błędną opinię, wobec tego jest ona dla małżeństw katolickich nieobowiązująca. Jakoś nikt nie wziął pod uwagę, iż wiele lat wcześniej, po tym jak Kościół Anglikański zezwolił swoim członkom na stosowanie antykoncepcji, Pius XI w encyklice Casti connubii bez ogródek napisał: „Ktokolwiek użyje aktu małżeńskiego w ten sposób, by umyślnie udaremnić siłę rozrodczą, łamie prawo Boże oraz przyrodzone i obciąża swe sumienie grzechem ciężkim”. Tak więc w istocie, Paweł VI nie ogłosił nic nowego, a tylko potwierdził wcześniejsze roztrzygnięcie.

Do „posoborowego rozliczenia” pozostał jeszcze pontyfikat naszego rodaka, który choć nie tak tragiczny w skutkach jak Pawła VI, rozczarował konserwatywny świat katolicyzmu i nie spełnił pokładanych w nim nadziei, a często wręcz nawet zawiódł. Dlaczego Jan Paweł II był dla tradycyjnych katolików pełnym sprzecznych działań papieżem? Zanim przejdę do niewybaczalnej w oczach „prawdziwych polskich katolików – patriotów” krytyki wielu posunięć Jana Pawła II, trzeba by wyliczyć jego zasługi bo inaczej obraz posługi „polskiego papieża” byłby strasznie, w negatywny sposób, zdeformowany. Tak więc chwała mu za potwierdzenie nauczania Kościoła w dziedzinie moralności seksualnej; żaden z poprzednich papieży nie uczynił tego dobitniej niż JP 2. Również jego deklaratywna wypowiedź o niemożności wyświęcania kobiet, do tej pory odbija się czkawką teologom-postępowcom. Pamiętny apel z czerwca ’79 r. w Warszawie „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”, prawdopodobnie w ciągu 10 lat przeniósł epokę komunizmu w Polsce do historii. Podjął też dzieło (inna sprawa czy skutecznie) naprawy dewastacji jakie dokonały się w katolicyzmie wskutek rządów Pawła VI. No i wreszcie, właściwy wybór swojej „prawej ręki”, czyli kard. J. Ratzingera na prefekta Kongregacji Nauki Wiary, a więc praktycznie nr dwa w hierarchii Watykanu. Tych zasług ma na swym koncie JP 2 więcej i nie tylko one doprowadziły do tego, że po jego śmierci, następnego dnia tłumy skandowały: Santo subito. 

Niestety, jak w każdym, także i w tym przypadku, osobista świętość nie oznacza automatycznej nieomylności; mam nadzieję, że wytknięte przeze mnie, nawet poważne błędy popełnione przez papieża, nie zostaną odebrane jako atak na jego osobę i pontyfikat. Jedną z głównych „wad” i cudzysłów jest tu konieczny, była dobroć, ale i naiwność oraz brak talentu w ocenie nowo mianowanych biskupów przez JP2

Nie twierdzę, iż przy takiej ilości nowych nominatów byłoby to łatwe, tym niemniej brak krytycyzmu i głębszego rozeznania, co prezentują i z jakim bagażem przychodzą nowi nominaci, spowodował później, także papieżowi, wiele bólu. Tym co miało straszliwe konsekwencje, była relaksacja przez JP2 Kodeksu Prawa Kanonicznego (1983 r.), chodzi mi o zmiany w ocenie i karach dla księży popełniających niemoralne czyny seksualne. Oto teskt odpowiedniego przepisu KPK z 1917, który obowiązywał do czasu zmiany: „Duchowni wyższych święceń, jeśli dopuścili się przestępstwa przeciw VI przykazaniu z osobami poniżej 16 lat lub zgwałcenia, sodomii, ułatwienia cudzego nierządu i kazirodztwa mają być zawieszeni, obłożeni
infamią, pozbawieni wszystkich urzędów, godności i zajęć, a w cięższych wypadkach deponowani”.

Jest to język prosty i nie pozwalający na dowolne interpretacje. Nowelizacja zatwierdzona przez JP2 mówi tak: „Duchowny trwający w grzechu zewnętrznym przeciw VI przykazaniu, wywołującym zgorszenie, winien być ukarany suspensą, do której, gdy mimo upomnienia trwa w grzechu, można stopniowo dodawać inne kary, aż do wydalenia ze stanu duchownego. Duchowny, który wykroczył przeciw VI przykazaniu, jeśli było to połączone z użyciem przymusu lub gróźb, albo z osobą poniżej 16 lat, powinien być ukarany sprawiedliwymi karami, nie wyłączając w razie potrzeby wydalenia ze stanu duchownego”.

Porównanie treści wypada zdecydowanie niekorzystnie dla nowej wersji z 1983 r. i można zadać sobie zasadne pytanie, jaki był cel tej nowelizacji. Brak precyzji w opisie konkretnych grzechów oraz sankcji jest wprost rażący; ogólnikowe określenia, jak „można stopniowo dodawać inne kary” czy „powinien być ukarany sprawiedliwymi karami, nie wyłączając w razie potrzeby” są bardzo enigmatyczne, dając możliwość dowolnej interpretacji. Wszak w przypadku tak drastycznych wykroczeń „łagodny” biskup może tylko delikwenta upomnieć, wysłać na leczenie czy przenieść na inną placówkę. 20 lat stosowania takiej łagodności wobec kapłanów wywołujących skandale i zgorszenie, a często zasługujących po prostu na karę więzienia, przyniosło tragiczne rezultaty. Również w przypadku drastycznych, kryminalnych przewinień naszych pasterzy, „prawo powinno znaczyć prawo, a sprawiedliwość – sprawiedliwość”. Dobrotliwość JP2 przyniosła fatalne skutki, i to papież jest głównie odpowiedzialny, bo to on zatwierdził aktualizację. Wiem, taka ocena boli, ale fakty są takie, jakie są… 

Ciężko jest krytykować kogoś, że jest ludziom życzliwy, lecz w przypadku JP2 ta życzliwość wobec innych wyznań, wpisała się dokładnie w przesłanie płynące z kilku dokumentów Vaticanum II, a skutkujących fałszywym ekumenizmem, co dobrze ilustruje krótkie kalendarium wizyt papieża. Rok 1983 i wygłoszenie kazania w zborze luterańskim w Rzymie; rok 1984 i odwiedziny Tajlandii i wizyta w świątyni buddyjskiej; rok 1986 i wizyta w rzymskiej synagodze zaś później dla odmiany, podczas odwiedzin Syrii wizyta w meczecie i całowanie Koranu. Kulminacją takich „ekumenicznych sygnałów” i powodem wprost kłótni z kard. Ratzingerem, który wyraził nieskrywany protest wobec kolejnego pomysłu swego zwierzchnika, był Światowy Dzień Modlitw o Pokój w Asyżu. Znakomita inicjatywa, ale jaka może być wspólna „modlitwa” następcy św. Piotra z tymi, którzy czczą fałszywe bożki i demony, bo nazywając rzecz po imieniu, robią to wyznawcy sikhizmu, szintoizmu, hinduizmu, szamani indiańscy i afrykańscy ? W kościele św. Piotra w Asyżu, gdzie odbywało się spotkanie, Dalajlamie pozwolono postawić obok tabernakulum posążek Buddy, któremu palono kadzidło; dziwne, że JP2 nie zaprosił do Asyżu jeszcze satanistów… Jak papież może ignorować polecenie św. Pawła: „Nie chciałbym, byście mieli coś wspólnego z demonami. Nie możecie pić z kielicha Pana i z kielicha demonów; nie możecie zasiadać przy stole Pana i przy stole demonów”. Nie wiadomo, by kiedykolwiek JP2 miał samokrytyczną refleksję wobec tego, czego dokonał a powinien, bo to co zrobił, nie kwalifikuje się nawet nazwaniem przekroczenia granic dobrego smaku. W tym miejscu najlepiej zamilczę, bo na język cisną się ostre określenia…
By zakończyć ten krótki „katalog win” JP2, muszę choć krótko wspomnieć o jeszcze jednej, kiedy to jego działanie, było powodem schizmy, całkiem możliwej do uniknięcia. Wiadomo, iż po kasacji Rytu Trydenckiego sporo hierarchów było rozczarowanych postawą Pawła VI, ale tylko jeden z nich, wspomniany abp Marcel Lefebvre „postawił się” Watykanowi. Spodziewano się, iż nowy papież będzie bardziej tolerancyjny wobec Bractwa Kapłańskiego założonego przez abpa Lefebvre, zaś nowy prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. J. Ratzinger choć miał opinię „twardziela” w kwestiach doktrynalnych, był zwolennikiem porozumienia z „tradycjonalistami”. I tutaj nieoczekiwanie JP2 wykazał „zero elastyczności” bo gdy abp Lefebvre poprosił o zgodę na wyświęcenie 4 nowych biskupów, papież zgodził się na zaledwie jednego oraz narzucił akceptację wszystkich dokumentów przyjętych na Vaticanum II, jako koniecznego warunku układu. Jak wiadomo, abp Lefebvre nie poszedł na taki kompromis, wyświęcił biskupów bez zgody papieża, który 2.07.1988 go ekskomunikował. Czy formalnie JP2 miał do tego prawo, lub wręcz obowiązek, jako zwierzchnik nieposłusznego hierarchy? Oczywiście tak.

Dlaczego więc JP2 miał takie „miękkie serce” wobec tych księży-teologów nauczających, że nie ma piekła, kwestionujących nawet dogmaty Magisterium, biskupów jawnie ignorujących polecenia papieża ? W żadnym takim przypadku nie było poważnej akcji dyscyplinarnej, lecz zaledwie „pogrożenie palcem” lub wręcz zupełna cisza. I akurat tę niezłomność trzeba było okazać wobec wspólnoty tych, którzy chcą odprawiać Mszę św. w Rycie Trydenckim ? Skoro poszło się na kompromis z tymi anglikanami, którzy chcieli powrócić do Kościoła, zachowując pewną specyfikę obrzędów, a duchownych anglikańskich „przemianowano” na księży katolickich, to jaki był problem, by tylko trochę ustąpić wobec przecież prawowitych duchownych i wiernych, którzy prosili o tak niewiele ? Trzeba było dopiero pontyfikatu Benedykta XVI by naprawić tę jawną krzywdę wyrządzoną Tradycjonalistom przez „naszego dobrego papieża – rodaka”.

Krytykę postępowania Jana Pawła II w ciągu jego długiego pontyfikatu można by dalej kontynuować, ale nie mam na to sił ani ochoty, bo po prostu „serce mi krwawi”…. Powtórzę raz jeszcze to, o czym już napisałem: gdyby przyjąć w ocenie tylko ww negatywy, były to obraz z gruntu fałszywy i nieprawdziwy; pontyfikat JP2 było mimo wszystko nienajgorszy, ale to za mało. Główną przyczyną tego nie była owa jego miękkość, lecz to, iż „demoniczny Duch Vaticanum II”, zdążył już spenetrować tak głęboko struktury Kościoła z hierarchami i laikatem włącznie, że tylko nadprzyrodzona interwencja mogła coś zmienić w tej postępującej gangrenie. Sprawa ta jest tak poważna, iż trzeba się będzie pokusić o bardziej głębszą analizę przyczyn i skutków jakie „Duch Soboru” przyniósł w „darze” Kościołowi. Ale o tym, już w następnym odcinku…

+ posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *