Pierwszy odcinek tego cyklu zakończyłem na częściowym omówieniu adhortacji Amoris Laetitia, która tyle zamieszania i kontrowersji narobiła w Kościele. I niestety muszę wrócić do tego tematu, bo ta sprawa ma jeszcze aspekt, który Franciszkowi też nie przynosi chwały, a chodzi mi o arogancję, którą coraz częściej będzie okazywał tym, którzy odważą się go w jakiś sposób skrytykować. Jeśli już odpowie, nie jest to zrobione w sposób merytoryczny, ale pełne sarkazmu i nieraz ledwo skrywanej agresji pod kierunkiem tego, kto się ośmielili coś mu zarzucić (a nie spotkałem do tej pory żadnej bezzasadnej krytyki czy uwag). Inna metoda papieża to po prostu przemilczenie, które nieraz ma wymiar skandaliczny, jak stało się w przypadku listu znanego jako Dubia, skierowanego do Franciszka przez 4 kardynałów, a dotyczącego wątpliwości w sprawie jego adhortacji. Emerytowani kardynałowie tj. Edmund Burke, Walter Brandműller Carlo Caffara i Joachim Meisner, specjaliści w dziedzinie teologii, w prywatnym liście do papieża i Kongregacji Nauki Wiary poprosili o wyjaśnienie pewnych wątpliwości: Nr 1: Czy pozostaje w mocy zakaz Kościoła udzielania Komunii św. rozwiedzionym katolikom, którzy wstąpili w nowy związek cywilny?
Nr 2: Czy nadal obowiązuje tradycyjny sprzeciw Kościoła wobec etyki sytuacyjnej (relatywizm moralny)?
Nr 3: Czy została zawieszona deklaracja z encykliki Jana Pawła II Veritatis Splendor, gdzie papież wyraźnie pisze, że „Okoliczności lub intencje nie mogą przekształcić czynu ze swej istoty niegodziwego w czyn subiektywnie dobry”? Nr 4: Czy Magisterium Kościoła przestało być ważne w kwestii tego, iż sumienie nie może być uprawnione do uzasadniania wyjątków od bezwzględnych norm moralnych? Tylko tyle i aż tyle.
Swe pytania uzasadnili odmiennym odczytywaniem spornego tekstu Amoris Laetitia przez wiernych: od ortodoksyjnych, zgodnych z obecnym nauczaniem, przez dwuznaczne, aż po ocierające się o herezję i zrywające z Tradycją. Franciszek nie odpowiedział na list oraz zabronił autoryzowania odpowiedzi ze strony Kongregacji Nauki Wiary. Po dłuższym czasie, wobec braku reakcji, autorzy listu go upublicznili.
Pytania kardynałów pozostały bez odpowiedzi, protesty wiernych świeckich, biskupów i księży nie zdały się na nic. Niski rangą dokument w hierarchii Magisterium i ważności doktrynalnej, jakim jest adhortacja, zmienił oblicze Kościoła. Papież uległ „duchowi tego świata” zezwalając choć nie wprost (bo chyba poza jego praktyką enigmatycznych wypowiedzi, czuł pewnie wstyd), ale jednak, na przyjmowanie Eucharystii przez rozwodników w nowych związkach. W wielu krajach, księża zamiast spowiadać i sprowadzać grzeszników na drogę nawrócenia, zaczęli „rozeznawać i towarzyszyć” sugerując, iż po tym procesie mogą odrzucić nauczanie Chrystusa, który wszak powiedział wprost i bez niedomówień o popełnianiu cudzołóstwa w przypadku drugiego związku. W Starym Testamencie, groziła za to kara śmierci przez ukamienowanie, Nowy Testament „złagodził” to wykluczając z otrzymywania Komunii św. zaś Franciszek stwierdził, że Bóg zaakceptuje ich trudne okoliczności, więc mogą śmiało po „rozeznaniu” swej sytuacji karmić się Ciałem Jego Syna. Takie kreatywne sumienie prowadzi do negacji prawdy moralnej, która staje się normą abstrakcyjną, podlegającą interpretacjom w zależności od zmiennych okoliczności życiowych. W encyklice Veritatis Splendor („Blask Prawdy”) Jan Paweł II wskazywał, że „Niektóre nurty współczesnej teologii moralnej pozostając pod wpływem subiektywizmu i indywidualizmu, interpretują w nowy sposób związek wolności z prawem moralnym, z naturą ludzką i sumieniem, proponując nowe kryteria moralnej oceny czynów. Nurty te mają wspólną cechę: osłabiają lub wręcz negują zależność wolności od prawdy”.
Tak więc wykładnia zaprezentowana przez Franciszka wobec Amoris laetitia z jej moralną elastycznością doprowadziła do tego, że np. rozwodnik żyjący w nowym związku może uznać, iż taka sytuacja jest „wielkoduszną odpowiedzią, jaką może dać Bogu”. Używając podobnego toku rozumowania, związek homoseksualistów oświadczy, że „Składa dar, jakiego wymaga sam Bóg pośród konkretnej złożoności ograniczeń”; jest to praktyka stosowana u protestantów, którzy sami na podstawie lektury Pisma św. rozstrzygają w swym sumieniu co jest słuszne, a co nie. Inną tragiczną konsekwencją postępowej wykładni tej adhortacji, a jak orzekł sam papież w liście do biskupów z Buenos Aires „Nie ma innej interpretacji”, jest zachęta do życia w grzechu, ponieważ w świetle Magisterium takim jest współżycie z rozwodnikiem lub w związku niesakramentalnym. Akt dokonany przez Franciszka, i trzeba to nazwać po imieniu, ma naturę heretycką. Jeśli uznamy jego ważność, to zaprzeczy się tym samym odwiecznemu nauczaniu Kościoła, nie mówiąc już o Panu Jezusie, w sprawach wiary i moralności. Następnym krokiem logicznie rzecz biorąc, byłaby akceptacja tego, że Kościół się albo mylił dawniej, albo teraz, wobec tego jest omylny i sam sobie przeczy w swych decyzjach. Skoro tak, jak jest sens przynależności do Kościoła, który się myli i błądzi nie tylko w tej sprawie lecz i być może w innych? Czy to jest faktycznie Kościół, który założył Jezus Chrystus?
Mimo, że otwarta krytyka Amoris Laetitia nie była tak powszechna jak się można było spodziewać (co nie oznacza, by spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem biskupów, nie wspominając już o wiernych), to wszak ci hierarchowie, którzy jej dokonali cieszyli się poważaniem i ich głos należało uciszyć, a ich samych po prostu ukarać. Tak więc Franciszek zaczął osłabiać i izolować konserwatywnych krytyków adhortacji (a do grona czterech kardynałów przyłączyło się też kilkunastu biskupów), którzy zajmowali w Watykanie ważne stanowiska. I tak kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, został pozbawiony możliwości działania, kiedy poza krytyką adhortacji ośmielił się apelować do księży, by odprawiali msze ad orientum, czyli skierowani twarzą w stronę ołtarza, tradycją porzuconą po Vaticanum II.
Został wezwany na spotkanie z papieżem, a następnie rzecznik Watykanu publicznie kard. Sarah zbeształ, po czym w jego Kongregacji przeprowadzono czystkę, usuwając większość członków i zastępując ich tymi o poglądach liberalnych. Wszystko to wykonano na polecenie Franciszka, który następnie bez konkretnego powodu zwolnił kilkunastu księży z Kongregacji Nauki Wiary, bo podobno jak jej szef krytykowali Amoris Laetitia. W tym względzie papież miał znakomitą, bezkompromisową pamięć i także później odmawiał nominacji kardynalskich, nawet tym arcybiskupom, których archidiecezje były zawsze obsadzone przez kardynała. Taka była małostkowa, delikatnie ją nazywając (bo raczej powinno się powiedzieć mściwa) reakcja papieża na płynące z Pisma „braterskie upomnienie”; potem, choć to sobie trudno wyobrazić, było jeszcze gorzej, gdy papież przy każdej nadarzającej się okazji, dawał upust sarkastycznym komentarzom.
Te występy Franciszka, które poniżej pokrótce opiszę (bo to zaledwie wyjątki z jego licznych wspaniałych komentarzy) właściwie trudno jakoś skomentować w kulturalny sposób, bo prezentują one często taki prymitywizm myślenia, iż nikt przy zdrowych zmysłach nie pomyślał by, że mogły wyjść z ust następcy św. Piotra. Ulubionymi tematami są niebezpieczeństwa faryzeizmu i legalizmu, które prezentują „zatwardziałe serca doktorów prawa”. Komentując stan formacji seminaryjnej, przestrzegał przed nawrotem „czarno – białej” mentalności wśród kleryków, którzy stoją na chodniku i krzyczą na ludzi „Pójdziecie do piekła, jak się nie nawrócicie”, co w naszych czasach jest zwykłą fantazją a alumni są narażeni raczej na inne problemy związane z ich formacją. W książce ks. prof. Dariusza Oko „Lawendowa mafia w Kościele”, są opisane przykłady różowych seminariów, których normalni klerycy unikają jak ognia, i to jest tragedia, a nie jakieś wydumane fikcyjne zachowanie kleryków. Dalej Franciszek szydzi z sutann i tradycyjnych biretów noszonych przez księży, drwiąc, że „Przecież Kościół nie dopuszcza wyświęcania kobiet”. Kiedy mówił w kazaniu o Dekalogu nawoływał „Nie ukrywajcie się w bezwzględności zamkniętych przykazań”. Otwarcie skrytykował też zapał misjonarski, tak jakby głoszenie Ewangelii i nawracanie nie było jednym z podstawowych zadań Kościoła.
A teraz inne „perełki” świadczącego o jakości doktrynalno–teologicznych kwalifikacji Franciszka. Kilka miesięcy przed 500 – leciem Reformacji, kard. Walter Kasper w mediach podzielił się swoją nadzieją, że „Następna deklaracja papieża stworzy szansę dzielenia się Eucharystią w przypadkach małżeństw mieszanych (katolik – protestant) i udzielania jej stronie niekatolickiej”. I rzeczywiście zaufanie to nie było pozbawione podstaw, bo w 2017 r. podczas pobytu w Szwecji z okazji wspomnianej rocznicy Franciszek nie tylko nieformalnie zaakceptował tę powszechną np. w Niemczech praktykę (uczynił to oficjalnie rok później aprobując wniosek Konferencji Episkopatu Niemiec), ale poszedł jeszcze dalej mówiąc: „Co się tyczy usprawiedliwienia, to Marcin Luter miał rację”. Tak jednym zdaniem przyjął luterański punkt widzenia na istotną kwestię dzielącą Kościół i protestantów, czyli co wystarczy do zbawienia: czy tylko sam akt wyznania wiary, jak twierdził Luter, czy też wiara połączona z uczynkami. Wszak św. Jakub w swoim liście napisał zwięźle „Wiara bez uczynków martwa jest”, więc dlatego Luter wykluczył ten list z kanonu Pisma Świętego. Przyjęcie luterańskiego punktu widzenia przez Franciszka wyjaśnia jego stosunek do Sakramentów, Mszy św. i w ogóle kształtuje jego rozumienie praktyki wiary.
Ilustrującym to przykładem jest jego podejście do kwestii udzielania Eucharystii już nie tylko protestantom ale też osobom publicznie wspierającym praktykę mordowania dzieci nienarodzonych. Sprawa ta została nagłośniona po raz pierwszy w 2004 r. gdy kard. E. Burke ogłosił, iż startujący w wyborach prezydenckich John Kerry nie powinien przystępować do Komunii ze względu na popieranie aborcji. Stanowisko takie poparł specjalnym oświadczeniem ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. J.Ratzinger wskazując na instrukcję o Eucharystii Redempionis sacramentum zakazującą wyraźnie takiej praktyki. Niestety jego następca, nominat Franciszka kard. Louis Ladaria kilkanaście lat potem zaczął podkopywać to stanowisko, a nawet otwarcie podjął próbę zablokowania ortodoksyjnych biskupów z USA, przestrzegając ich przed „pochopnymi” decyzjami i z pewnością taka presja była zaakceptowana przez samego papieża.
Wyraźnie zadeklarował to papież przy okazji wizyty Nancy Pelosi, przewodniczącej Izby Reprezentantów USA w październiku 2021 r. teoretycznej katoliczki i zagorzałej zwolenniczki legalności aborcji; ze strony papieża nie padło ani jedno słowo krytyki pod adresem jej postawy. Wkrótce Franciszek przyjął samego Joe Bidena, kolejnego „katolika” popierającego aborcję, który na konferencji prasowej po spotkaniu zapytany, czy w rozmowie pojawił się temat aborcji, pochwalił się, że papież określił go jako „dobrego katolika” i polecił mu, by nadal przystępował do Komunii św. Tą postawą Franciszka najwyraźniej był zdegustowany metropolita San Francisco abp Salvatore Cordileone, który ogłosił, że na terenie podległej mu archidiecezji, Nancy Pelosi nie może przyjmować Eucharystii. Decyzję hierarchy wsparło kilku innych, którzy podobnie zabronili udzielania jej Komunii, zaznaczając iż nie istnieje coś takiego jak „prawo” do jej otrzymywania i jest to obwarowane pewnymi przepisami wynikającymi z Magisterium, których oni muszą przestrzegać. Najwyraźniej te warunki przystąpienia do Komunii ignoruje sam papież, który choć wprost nigdy nie zaaprobował aborcji, to jednak jego postępowanie „nie wprost” świadczy o jej faktycznym poparciu. Przy okazji tego tematu warto zauważyć, iż ta postawa Franciszka ma swoje przełożenie na jego nominacje do Papieskiej Akademii Życia, którą poddano procesowi oczyszczania z członków trzymających się ortodoksji i zastępując ich osobami wspierającymi aborcję, eutanazję czy wręcz ateistami.
Kolejne skandaliczne zachowanie Franciszka wiąże się z tzw. Synodem Amazońskim w październiku 2019 r. który miał sprzedać koncepcję święceń kapłańskich dla żonatych mężczyzn, z powodu „przyczyn obiektywnych”, czyli braku powołań i niewystarczającej liczby księży do posługi na rozległych terenach Amazonii. Pomysł znów z powodu oporu tradycjonalistów nie przeszedł, mimo silnego wsparcia, (co za „niespodzianka”), niemieckich biskupów. Trzeba tu zaznaczyć, iż ta kwestia jest sprawą praktyki, a nie Magisterium i może być zmieniona bez naruszania korzeni nauczania choć łamała by 2 tysiącletnią tradycję rytu łacińskiego (bo niektóre inne ryty katolickie aprobują wyświęcanie żonatych mężczyzn), przy czym konserwatywni uczestnicy Synodu jakże trafnie wskazali, iż kościoły protestanckie świecą pustkami, mimo posługi „pastorek”. Ten Synod przeszedł jednak do niechlubnej historii z powodu bałwochwalczego aktu, kiedy to w obliczu papieża i biskupów okazywano cześć figurze pogańskiej bogini (czyli demonowi) o nazwie Pachamama. Pierwszy raz w Watykanie (drugiego razu nie było, bo część biskupów zagroziła bojkotem zakończenia Synodu, jeśli pojawi się znów figura bożka) i historii Kościoła miał miejsce pogański obrzęd z oddawaniem pokłonów demonicznej figurze. Nie dziwi w tym kontekście akt, którego dokonał Alexander Tschugguel z Austrii, który porwał figurę umieszczoną w rzymskim kościele Santa Maria in Transportina i wrzucił ją do Tybru. „Na szczęście” dzielni urzędnicy watykańscy wyłowili posążek i umieścili z powrotem w kościele, zaś sam Franciszek przepraszał za ten „akt nietolerancji”. Było mnóstwo apeli ze strony świeckich ortodoksyjnych katolików i niepostępowych biskupów, by Franciszek wraz z hierarchami biorącymi udział w tych bałwochwalczych praktykach, dokonał w bazylice św. Piotra aktu publicznego wynagrodzenia i pokuty za grzech przeciw Najświętszej Eucharystii, w postaci oddawania czci figurze demona. Nic takiego nie nastąpiło, zaś papież pominął te apele całkowitym milczeniem…
Równie szokujące wydarzenie miało miejsce 4 lutego 2019 r. w stolicy Emiratów Abu Dhabi, gdzie papież spotkał się z Wielkim Imamem Uniwersytetu Al-Azhar (muzułmańska uczelnia – autorytet), by podpisać wspólną deklarację „Dokument o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia”, w której zapisano, że „Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie”. To, że Bóg stworzył nas innymi fizycznie to była Jego wola, ale jak można stwierdzić, iż chciał wielości religii, skoro jak sam Pan Jezus nauczał „Nikt nie może przyjść do Ojca, jak tylko przeze Mnie”? Wszak byłby to logiczny nonsens, by zamiarem Boga było wyznawanie prawdziwej religii przez chrześcijan a fałszywych religii przez resztę ludzi. Wyrazicielem olbrzymiej liczby protestów wobec treści deklaracji, był bp Athanasius Schneider z Kazachstanu, który podczas audiencji tak powiedział Franciszkowi: „Ojcze Święty, w obecności Boga wzywam Waszą Świątobliwość, w imię Jezusa Chrystusa, który nas wszystkich osądzi, o usunięcie tego stwierdzenia z międzyreligijnego dokumentu z Abu Dhabi, bo relatywizuje on wyjątkowość wiary w Jezusa Chrystusa. W innym wypadku Kościół nie będzie głosić całej prawdy Ewangelii”. Papież wdał się w dyskusję z biskupem i później nastąpiła wymiana listów, której skutkiem było publiczne przyznanie, iż Deklarację da się odczytać jako herezję, z tym że on nie miał tego na myśli. No cóż, nie mieć czegoś na myśli i potem podpisać heretycką bzdurę to całkiem inna historia, prawda? Nie dziwi więc, gdy w Brazylii abp. G. Steinmetz z archidiecezji Londrina we wrześniu 2023 r. pewnie po franciszkowym „rozeznaniu”, udzielił na rękę Komunii św. muzułmańskiemu duchownemu. I to na tyle tym razem. Ciąg dalszy nastąpi…