CISZO MILCZ! BÓLU MÓW!

CISZO MILCZ! BÓLU MÓW!

PAMIĘCI ZAPOMNIANYCH OFIAR UKRAIŃSKIEGO LUDOBÓJSTWA NA POLAKACH 

 

14 lipca 2024 roku polskie cywilne ofiary ukraińskiego ludobójstwa z 1943 roku zostały nareszcie godnie upamiętnione przez naród polski.  W miejscowości Domostowa został odsłoniety monumentalny Pomnik Pamięci Ofiar Rzezi Wołyńskiej autorstwa wybitnego polsko-amerykańskiego rzeźbiarza Andrzeja Pityńskiego. Pomnik ten stworzony na krótko przed śmiercia Mistrza Pitynskiego w 2017 roku, został sfinansowany prawie w całości przez oddział nowojorski Światowego Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej.  Pomnik ten był przetrzymywany przez kilka lat na terenie prywatnym gdyż żadne władze państwowe nie chciały przeznaczyć publicznego terenu na postawienie tego niezwykłego dzieła. Dopiero władze gminy Jarocin odważyły się podjąć politycznie niebezpieczną decyzje i przyznać odpowiedni teren pod Memoriał Rzezi Wołyńskiej w ramach którego 14 lipca 2024 roku został odsłonięty niezwykły Pomnik Pamięci Ofiar Rzezi Wołyńskiej.  Miejscowość Domostowa znajduje się w połowie drogi między Lublinem a Rzeszowem.

W uroczystym odsłonięciu pomnika wzieli udział przedstawiciele organizacji społecznych, które wielkim własnym wysiłkiem zrealizowały ten projek, przedstawiciele duchowieństwa oraz przedstawiciele władz lokalnych gminy Jarocin. Odsłonięcia pomnia dokonali Wójtowie Gminy Jarocin Zbigniew Walczak i Tomasz Podpora, duchowni pod porzewodnictwem księdza Antoniego Moskala,  przedstawiciele rady gminy Jarocin  Aniela Olszówka i Jolanta Wołoszyn, Grażyna Pityńska-Kumik, Prezes Fundacji Patriotycznej im. Andrzeja Pityńskiego, Zygmunt Bielski, przedstawiciel Stowarzyszenia Weteranów Armi Polskiej, oddzial Nowy Jork, przedstawiciele Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Rzeź Wołyńska Zbigniew Walczak, Mieczysław Wójcik oraz Dr Witold Zych, Prezes Stowarzyszenia Kresowian Kędzierzyn-Koźle Witold  Listowski oraz Tomasz Ziemski, autor koncepcji Memoriału Ludobójstwa na Kresach Wschodnich.

Dla uczczenia pamięci ofiar Rzezi Wołyńskiej zapraszany do zapoznania się z wierszami o tematyce kresowej.  Ideę propagowania poezji kresowej okresu drugiej wojny światowej pod hasłem “Ciszo milcz! Bólu mów” promuje autor książki pod tym własnie tytułem Pan Stanisław Srokowski przy współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej. Zapraszamy do zapoznania sią z wierszami mówiącymi o tragedii narodu polskiego na Kresach Wschodnich austorstwa Stanisława Srokowskiego oraz z fragmentami poematów innych autorów.  

Oddajmy cześć ofiarom tej straszliwej zbrodni pięknymi strofami.

 

Stanisław Srokowski

 Urodzony  w Hnilczu na Podolu – pisarz, poeta, prozaik, dramaturg, krytyk literacki, tłumacz, nauczyciel akademicki i publicysta. Zadebiutował jako poeta i prozaik  w Opolu. W 1960 ukończył filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu.

W latach 1970–1981 był dziennikarzem działu kultury tygodnika „Wiadomości”, gdzie założył NSZZ „Solidarność”. Przez pewien czas również redaktorem naczelnym „Kultury Dolnośląskiej”. Doradzał Niezależnemu Samorządnemu Związkowi Zawodowemu „Solidarność” Rolników Indywidualnych we Wrocławiu. Był też rzecznikiem prasowym tego Związku. W stanie wojennym został zwolniony z pracy i pozostawał bezrobotny przez blisko dwa lata. Od 1982 działał w Solidarności Walczącej. W latach 1990–1993 wykładał na Uniwersytecie Wrocławskim.

W swoich powieściach Ukraiński kochanek (2008) i Zdrada (2009) oraz zbiorze opowiadań Nienawiść (2006) nawiązuje do wydarzeń z 1943 roku, kiedy to ziemie wschodnie II Rzeczypospolitej ogarnęła największa fala ludobójstwa dokonywanego przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach. Na kanwie „Nienawiści” powstał w 2016 roku film „Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego.

Współorganizator Związków Twórczych i Stowarzyszeń Naukowych we Wrocławiu, przewodniczący klubu „Odrodzenie”. Współtwórca stowarzyszenia kulturalnego współpracy polsko-ukraińskiej „Biały Ptak”. Twórca i pierwszy prezes Towarzystwa Polsko-Greckiego we Wrocławiu. Współzałożyciel Instytutu Wincentego Witosa. Prezes Towarzystwa Miłośników Kultury Kresowej. Publikuje m.in. w „Warszawskiej Gazecie”, “Magna Polonia”. Jest członkiem Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich.

W roku 2020 opublikował „Duchy polskich Kresów”, a w  2021 tom wierszy pt. Ciszo milcz! Bólu mów!”.

 

DUCHY KRESÓW 

 

Na tych fotografiach nie ma nikogo,

żywego człowieka, zwierzęcia, pszczoły.

 

Tylko  puste zagrody,

zgliszcza, pogorzeliska,  popiół i cisza.

 

Krzyczy nieistnienie, wyje niebyt.

 

Do was mówię, duchy Kresów, niewidzialny

świecie, żyły pamięci, milcząca kraino.

 

Nie widać waszego początku.

Jesteście końcem niczego? 

 

Co za krach światła, gruzy słońca,  sama ciemność.

 

Wloką się za mną wasze  głosy, szepty, usta,

zapachy, twarze, barwy.  Pamięć istnienia

zakopana w dołach śmierci, milcząca poświata

oddechu w szczelinach ciał.

 

Umiera ostatnia bryza jasności. 

 

Co za ogromne jamy ciszy!

 

Światło gaśnie w płucach,

w ustach tli się niemy płomyk języka.

 

 

Matka Modląca

 

Jej usta płynęły jak łódka

urwistymi brzegami słów.

 

Różaniec myśli jak skapywanie

kropel ciszy w dolinie śpiących rzek.

 

Przez skraj wieczoru przeciekały

głuche westchnienia ścian

i słyszało się ciemne skomlenia okien.

 

Strach rozwoził po polach chochoły,

a matka tkała z oddechu szal miłości

i owijała moje lęki.

 

W zaroślach obcej mowy syczały żmije

i wbijał się w niewinne ciała

żelazny tryzub.

 

Płonęły chmury i drżała ziemia.

 

LWÓW ŚPIEWA

 

Lwów to nieuleczona rana,

urwany nagle gest, okaleczone usta,

wołanie placów i zamków, żywy ślad

historii, która po cichu śpiewa. 

 

Dusza miasta żyje  w pasażach,

w starych ruinach i  fontannach,

w altanach, mostkach i pawilonach.

 

I  w strofach  umarłych poetów.

 

Idziemy po drogach wygnania,

jak szli przed nami

ojcowie i bracia,

ich głosy i cienie towarzyszą nam wiernie,

jak rzeki, strumyki, pola i lasy.

 

Granice ziemi przesuwają nas

z miejsca na miejsce. 

 

Modlą się nasze ręce, kolana i stopy.

 

Niesiemy pismo i żagwie, moc truchleje,

a wieczność wyciąga szyję. 

 

Lwów śpiewa w naszych oddechach.

 

 

POLSKA DUSZA

 

Szeptałaś Polsko w księgach pielgrzymstwa,

wołałaś z głębin historii, żyłaś w pieśniach

poetów i w łopoczących sztandarach.

 

Rycerze szli z twoim  imieniem na ustach do boju.

Korona zdobiła twoje czoło.

 

I oto słyszymy jak ujadają hieny,

szakale i wilki, gasną wokół ciebie gwiazdy

i ciemnieje niebo. Skruszyła się twoja potęga.

 

Zdradziła cię Europa i sprzedajni synowie.

Wbili ci nóż w plecy sąsiedzi, zagrabili twoje

ogrody, biblioteki, galerie, świątynie i cmentarze.

 

Weszli na wieże, których nie  budowali.

Zagarnęli twoją historię i przekręcili twoje myśli.

 

Ale co z duszą, Ojczyzno? Co z polską duszą?

Jesteśmy tułaczami. Twoje księgi pielgrzymstwa płoną.

Twoje cmentarze zburzone. Twoje pałace w ruinie.

 

Ale co z duszą, Ojczyzno?  Co z polską duszą? 

Błąka się w pustkowiu? Ukrywa w dudniącej ciszy?

Pluje krwią u bram miasta? Umiera w studniach?  

 

Kucają u naszych stóp chmury, tulą się mroki.

 

Napastnicy mordują nasze sny, zaciemniają słońce,

ulice odpływają w dal.

 

ODESZLI   

 

Wszyscy odeszli,

wszyscy krewni, bliscy, znajomi,

całe wioski, regiony, ziemie, te wielkie  tłumy 

zabitych, pomordowanych, te wszystkie babcie,

ciotki, dziadkowie, wujowie, kuzyni, te wszystkie

starowinki, dalsi i bliżsi krewni, wiekowe  rody,

te legiony pięknych młodych ciał.

 

Ognie  pożerały pieśni i  szloch,

skomlenia, jęki i ciszę.

 

Tliły się słowa, syczały zdania. 

 

Dusze błądziły pośród  ruin i zgliszcz,

wspinały się na szczyty gór i patrzyły jak płoną ich ciała.

 

Dogorywało życie, rozpadały się kości,

sypał się popiół oddechów. 

 

Zapal się ciszo i płoń!

Wzejdź pieśni!

Zwołujcie się oczy i twarze!

 

Rozpocznij się na nowo Wiaro!

 

 

WYGNANIE

 

Skuleni, z ranami duszy i ciała,   

zbici w  trzęsącym się tłumie,

z  tobołkami u nóg,

umierali ze strachu na pustych torach,

nasłuchując, czy nie rozdzwonią się znowu kosy,

siekiery i piły, i czy śmierć

nie człapie za rogiem.

 

O, majaki peronów!

Widma stacji kolejowych!

Kamienne zjawy!

 

Głazy słońca wypalały dziury w ziemi,

pot zalewał oczy i myśli, nad głowami krążyły

srebrne  chorągwie obłoków.

 

Ogromny potwór z czerwonymi oczami

sapał i wspinał się jak po wysokich górach

na stację pełną ludzkiej nędzy, chorób, bólu i snu,

głodu, jęków i kóz, i szlochających matek.

 

Zapędzeni do bydlęcych wagonów,

żegnali się z czerwonymi popiołami chat,

stodołami pełnymi krwi, odpadami śmierci. 

 

TERAZ MY

 

Teraz my jesteśmy dołami śmierci.

 

To w nas leżą  prochy pomordowanych.   

Słyszymy ich głosy; wypełniają nasze

dusze szeptami i modlitwami.

 

Jesteśmy strzępami ich  pamięci,

ziarnami języka, z którego kiełkuje

gałązka światła. 

 

O, pomordowani! 

Staliście się  ziemią, na której rosną

czarne kwiaty, ścieżkami, które depczą

ślepcy, spojrzeniami,  które zawisły

w powietrzu.

 

Wasze światło zapala nasze blade

spojrzenia.

 

 

WYCIE CISZY

 

Ofiarom Huty Pieniackiej

 

Skomliły echa i ślady stóp,

szlochały rynny i ścieżki. 

 

Nieskończoność czołgała się po ziemi,

wieczność pluła  krwią.

 

Umarli nie mieli już zwłok,

stali się dymem, mgłą i oddechem powietrza,

milczeniem w odmętach pustki.

 

Dusze umierających snuły się

nad brzegami rzek jakby złaknione

napoju, nie krzepły, ani rozpływały się   

po niebie.

 

Wszechświat cierpiących dusz.

 

Do każdego zdania jak do dołu śmierci

spadały spopielone zwłoki.

 

Pod wieczór ze wsi została garstka prochu,

ciemności i kurz.

I morze niewypowiedzianych westchnień.

 

Ku obłokom mknął szloch ocalonych.

 

A mordercy odeszli, śpiewając hymn zwycięstwa.

 

Wył ból!

 

W ŚWIRZU

 

ten zamek w Świrzu tuż koło Lwowa

wśród drzew wysokich niegdyś się chował

dzisiaj z legendy od lat żywej   słynie

mówi o zdradzie i pewnej dziewczynie

 

zamek był łupem dla wrogów kraju

wróg się przez wieki w pobliżu czaił

do murów z armat i z haubic strzelał

zamek wciąż jednak na wzgórzu bielał

 

a wróg był wściekły zamek chciał zdobyć

lecz polski rycerz był bardzo chrobry

nie dał się podejść  sprytnie się bronił

przez wieki wroga spod zamku gonił 

 

i tu się jawi wspomniana dziewczyna

i dramat zamku też się zaczyna

młodziutka panna szukała chłopca

nie była  wroga jej służba  obca

 

gdy więc nadeszły oddziały wroga

a wraz i z nimi  zima dość  sroga

dziewczyna serce obcemu dała

i wrogiej  armii się   zaprzedała

 

tajne przejścia i drogi wskazała

sekretne plany w ręce jej dała

a gdy już w zamku wróg pieśni nucił

zdradliwą  dziewkę do studni wrzucił

 

i od tej pory cień  dziewki  miga

z  duchami zamku ciągle się ściga

stąpa po schodach klamki się trzyma

patrzy na życie błędnymi oczyma

 

za zdradę straszną cierpi dziewczyna

widmo się nawet na drzewa wspina

pragnie swą winę ze szczytu zrzucić

zdradziłaś dziwko sumienie nuci

 

i już na wieki będziesz przeklęta

zdrajców ojczyzny naród pamięta                         

 

Zdzisław Bernacki

Urodził się w 1957 w Grodkowie na Opolszczyźnie. Absolwent LO w Brzegu. W latach 80., po pielgrzymce Jana Pawła II do Polski, włączył się w prace Zespołu Młodych PAX. Później był działaczem „Solidarności” Rolników Indywidualnych. Założyciel i członek tzw. zespołu śpiewaczego w Michałowie – spotkań opozycyjnie nastawionej młodzieży. Organizator pomocy materialnej ludziom z opozycji, wydawał „Sygnały Wojenne” i rozprowadzał podziemne wydawnictwa solidarnościowe, redaktor podziemnego pisma „Pokłosie”. Zajmował się organizacją manifestacji rocznicowych oraz Mszy za ojczyznę. Aresztowany w Opolu.

Prowadzi gospodarstwo rolne w Michałowie k. Brzegu (Opolskie). Był sołtysem wsi Michałów. W roku 1989 uczestnik kampanii wyborczej KO „S” w Brzegu, współorganizator spotkań z kandydatami,  uczestnik Zjazdu „S” Rolników w Warszawie . Był przewodniczącym Zarządu Gminnego „S” Rolników i członkiem Prezydium Rady Wojewódzkiej. W 2002 powołany na wiceprzewodniczącego Komisji Rewizyjnej i Rady Gminy Olszanka.

Wydał wspomnienia ze swojego uwięzienia w stanie wojennym pt.: „Sprawa. Dziennik podejrzanego” (2007). Jest również śpiewakiem; został uhonorowany dwoma wyróżnieniami na Festiwalu Pieśni Patriotycznej „Tobie Polsko” w Olszance.

 

Wołyń

 
woła w nas Wołyń
bliski a daleki
przez szept strumienia
co śpieszy do rzeki
hen po krzyż orła
przez chmur pola dzikie
i sen rozdarty
krwi gasnącej krzykiem
jak ślepy tętent
mgłą pijanych koni
przez zgasłe groby
i przez pamięć
o nich

 

Baśń stołu dębowego 

(fragmenty)

 

(I) Prolog   

Jestem stół stary. Mogę przysiąc:           
mam z pięćset lat, albo i z tysiąc –   
lecz niezachwianie niczym mocarz
trwam na mych nóg stanowczych klocach,  
wciąż z nieugiętych dech swych dumny
wszak nie zużyto ich na trumny!
Zbyt stary, ciężki i za duży, 
niefunkcjonalny już by służyć,
wypełniam sobą  strychu ciemnię,
gdzie czas pustoszy, a chrząszcz żre mnie.
Nieraz doskwiera mi ta jawa,
żmudna i brudna, nieciekawa –
ale mam na zgryzoty radę:
podróż do wspomnień – przez szufladę… 
 
Nachyl no uszka do staruszka!
Niech Cię prowadzi baśni dróżka –
za góry, lasy, rzeki, doły,
   w zamierzchły świat –  w daleki Wołyń… 
(…)

 

(VIII)
Pieśń o czerwonej nocy
 

Mówią, że gdzie dwóch bitwę wznieci,
tam swe korzyści ziści… – trzeci.

…………………………………………….
W plemieniu bratnim i tubylczym
rozległ się oto ów zew wilczy,
co psy zgłodniałe łączy w stada,
by gnać ofiarę – i dopadać –
i stokroć kąsać – i, choć żywa,
szarpać i strzępy zeń wyrywać…
Lecz wilk zabija tylko z głodu –
czemuż zaś naród do narodu
nienawiść żywi tak okrutną?
gdzież jej początek jest, jej źródło
zatrute okrucieństwa jadem,
który najpotworniejszym gadem
czyni człowieka, niszcząc godność,
wrażliwość, czułość i łagodność –
i tak narodu serce psuje,
że z uczuć jedną wściekłość czuje
i za nic ma już człowieczeństwo –
i nie ma granic okrucieństwo…
………………………………………….
Nie widać gwiazd zza chmur kurzawy,
Mars tylko łypie okiem krwawym.
Horda z trójzębu znakiem w godle
ku śpiącej wsi podpełza podle –
jak smok stułby zaklęty w sotnię –
by palić i ciąć w pień stokrotnie,
niczym chwast wrosły w żyzną ziemię,
znienawidzone bratnie plemię. 

Wnet płomień pierwszą chatę liże
i parska niczym źrebię chyże,
co w ognia mgnieniu koniem wzrasta…
rży……………………………………..
……Czas  Apokalipsy nastał!!!
…………………………………………
Sny jak ćmy fruną raz ostatni
ku światłu – w toń czerwonej matni…
………………………………………….
Noc pęka krzykiem obudzonych
z krainy snów – złowionych w szpony
krwi głodnej bestii, co kły sroży
trójzębów i święconych noży…
…………………………………………..
Już w ogniu drugi dom i trzeci!
Matka w ramiona garnąc dzieci,
Półnaga, biegnie kryć się w zboże…
Ojciec chce walczyć, lecz nie może –
z widłami w piersi w ogniu tonie…
Psy wyją… Bydło rycząc, płonie…
…………………………………………….
Już czwarty dom drży w smoczych szponach
i jak koń z ran płaczący kona –
a z dymnych trzewi się wyłania
jak anioł dziewczę – i jak łania
zanurza w mroku gąszcz – i wpada
w sieci plugawych objęć gada…
…………………………………………….
O, lżej śmierć ponieść w ognia paszczy,
niż goniąc ciemność – bo los straszny
gotuje zbiegom smok sturęki,
zadając tak potworne męki,
że pieśń słów nie ma dla wymowy,
ma tylko ciszę… – – – …albo skowyt!
……………………………………………….
Aż oto młodzież z dalszych domostw,
pędząc z odsieczą, niesie pomoc:
serią kul kosi napastników,
wymusza odwrót, rani kilku…
Płoszą się zbiry z miejsca zbrodni,
nikną za kręgiem chat-pochodni,
by lizać rany swe pod lasem –
lecz wrócą wnet… A wieś tymczasem
zbiera swych rannych i zabitych…
Ktoś zrywa łańcuch z wrót świątnicy:
– Ranni, kobiety z dziećmi, starcy –
tutaj się schronią; miejsca starczy…
Niechaj się modlą przed ołtarzem –
mężczyźni zaś niech pełnią straże…
……………………………………………..
Rankiem nastąpił drugi atak;
zastawszy pustkę w niemych chatach
napastnik ku świątyni kroczy…
Wtem pierścień śmierci go otoczy!
– To partyzanci, leśni chłopcy,
trochę rodzimych, trochę obcych;
mają broń – i potrafią strzelać!…
…………………………………………….
Marny był los nieprzyjaciela:
rzężąc, plwał serc posoką wściekłą,
aż dusze ściekły zeń precz w piekło.
Trupy ich ochotników paru
zabrało wozem w Czarci Parów…
…………………………………………….

Gdzież jest triumfu blask na czołach
zwycięzców?…………………………….
………………. – Wchodzą do kościoła,
modlą się w ciszy… – aż Dowódca
powiada: – „Żal mi was zasmucać…
W krąg śmierć, ból, rany, wioski płoną;
wojna się ciągnie w nieskończoność…
Dziś każdy z nas jest jej żołnierzem!
Mam rozkaz: – Ludność niech się zbierze
w dogodnym miejscu danej strony
i stworzy fort samoobrony…”
……………………………………………..
Zmierzch w opuszczonej wiosce nastał.
Wiatr kościelnymi drzwiami szastał,
ktoś ich nie domknął. Krwi kałuże,
zgubione, porastały kurzem;
pies niczyj wąchał je i lizał.
Pająk w swą sieć na krzyżu nizał
różaniec z ciszy…………………………
(…)

Krzysztof Kołtun

Urodził się 9.XI.1958r. w Chełmie w rodzinie wywodzącej się z Lubomla na Wołyniu.

Jest  członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Krakowie i literackiego Bractwo Białego Pasterza. Pomysłodawca i organizator kilkunastu edycji chełmskich konkursów poetyckich: „Matka”, „Wiersze dzieciom” oraz trwającego od 1988r . „U progu Kresów”. Z pasji i zamiłowań etnograf, kolekcjoner kresowy, duchowy przewodnik po Kresach. Autor wielu tomów wierszy.

Założyciel Towarzystwa Rodzin Kresowych (1988), Nadbużańskiego Towarzystwa Kultury (1999) oraz Kresowego Zespołu „Sokoliki” (2004) w Chełmie. Laureat Literackiej nagrody im. A. Patkowskiego (Sandomierz 1999), nagrody literackiej KAJA Kazimierza Andrzeja Jaworskiego (Chełm 2005), literackiej Nagrody im. W. Hasiora Stowarzyszenia „Ars Populi” (Kraków-Zakopane 2005), wielu konkursów poetyckich. Gość kresowych audycji radiowych, dziennikarz, antykwariusz.

 

Żar wieku

 

Czystym złotem płoną rzepaki

– miód pachnie

aż po rozstaje

za krzyżem z niemieckiej wojny.

 

Głazy milczą

– wypalona wieś do komina,

popioły.

 

Ścieżka do krzyża

– nie zarosła, świeci

pisakiem przetartym butami.

Nie spalisz ludzkich dusz

żadnym ogniem.

Przyjdą na polską wieś

– ukraińskie dzieci.

Powiedzą, co zechcą

lecz płaczą – też łzami.

 

6 VII 2001 r. pod Zatorcami (Wołyń)

 

 

Płonący Wołyń

 

Zapaliło słonce wschodem

wieś.

Pali się, trzeszczy w ukraińskim krzyku.

Młode bociany pospadały z lip

– małe dzieci depcą banderowcy.

Matki pod płotami w jękach

– suplikacje końca świata,

odmawiają zalęknione dusze.

Ziemia – od żaru pęka,

kościół w ogniu.

Już nie ma wież,

pospadały na czarny dach.

Zabiją, dopalą, ograbią

bydło, konie – buty i kożuchy.

W południe – zmartwieje droga,

wyprostują się nagie kominy

– odjechali z morderczym śpiewem,

kopytami tratując zboże.

Dogaśnie, wydymi się,

poczernieje

ze spaloną nazwą

– wieś pod Włodzimierzem.

Niedobici, powstają z dołów

– uciekają do Bugu, za trakt,

będą prosić:

nie wracajcie, ludzie!

 

Tam, śmierć…

 

10 VII 2012 r.

 

Pamięci Krzyży

 

Podpieram pobite krzyże

z wołyńskich cmentarzy,

miejsca, gdzie po Pasyjce

– wydłubane gwoździe,

perły z relikwiarza.

Całuję i przytulam do serca.

 

Porosłe mchem i trawą,

podeptane ciszą

– pełne słodkich imion

i polskiej miłości.

Biorę w ramiona słowa,

które mówił Chrystus

„Kto sieje we łzach,

żąć będzie w radości”.

 

27 VI 1998 r. Chełm

 

Irena Lamprycht

 Urodziła się w Milanowiczach pow. Kowel w rodzinie legionisty, osadnika wojskowego. W lutym 1940 r. z rodzicami wywieziona ła na „nieludzką ziemię” do posiołka Joźma w rejonie Piniga k. Archangielska. Potem z formującą się Armią Polską gen. Władysława Andersa trafiła na południe ZSRR, transportów do Iranu. Później, poprzez Indie, Wschodnią Afrykę i Anglię, w 1952 dotarła do Kanady. W roku 1999 wydała tom wierszy „Wołyńskie niezapominajki”.

Zmarła w grudniu 2002 roku w Toronto.

 

Cień Orła Białego

 

Kirami wspomnień Wołyń spowity

w sercu mym drzemie śniąc sen o wolności 

otulony w mgłę czasu  gdzie mieszka zaduma,

w twarz się wpatruje okrutnej przeszłości.

 

Wśród tataraków gdzie mokradła i głębiny,

wśród gęstwin łozy i brzóz gdzie torfowiska

zbłąkane duchy dzieci z Wołynia wymordowanych

ciał swoich szukają wrzuconych w topieliska.

 

O nieszczęśliwa Ziemio Wołynia,

krwi niewinnej wiele wsiąkło w glebę twoją

ty mnie zrodziłaś, ciebie ukochałam

ty wrosłaś na zawsze w serce i w pamięć moją.

 

Żyjesz dziś we mnie wspomnieniem twych pejzaży

zza morza westchnienia twoje słyszę,

los nas rozłączył skuł ciebie w kajdany,

których głos mnie dolatuje  gdy się wsłuchuję w czasów cisze.

 

Wiem że nie zginęłaś, wiem, że nigdy nie zginiesz,

ty z krwi braci moich, która w twoją wsiąkła glebę użyźniając ciebie

plon obfity wydasz i gdy przyjdzie godzina znów

Cień Orła Białego ujrzysz jak kiedyś na niebie.

 

A jeśli nie doczekam tej szczęśliwej chwili

wszak wieczna nie jestem tak jak ty

pamiętaj Ziemio przodków duch mój cię odnajdzie

wszak twoim jestem dzieckiem, ty życie dałaś mi.

1997 r.

 

Lech Makowiecki

Urodził się w 1954 r. w Rypinie – poeta, autor tekstów, kompozytor, muzyk, scenarzysta i felietonista. Absolwent studiów magisterskich z inż. budowy okrętów na Politechnice Gdańskiej.

Karierę muzyczną zaczynał w 1978 r. w znanym zespole country-rockowym „Babsztyl”. Był wokalistą, gitarzystą i mandolinistą. W 1985 r. z tym zespołem zdobył Złoty Pierścień (główną nagrodę) na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. W 1986 r. wspólnie z żoną Bożeną (wokalistką) założył zespół „Zayazd”, który istnieje do dzisiaj.

Komponuje i nagrywa utwory wpisujące się w nurt poezji śpiewanej z gatunku bardów. Treści skupione są na tematyce patriotycznej i historii Polski z okresu II wojny światowej, z silnym osadzeniem we współczesności. Ukazały się m.in. płyty: „Katyń 1940. Ostatni list. Ballady Lecha Makowieckiego” (2010), „Patriotyzm” (2011), „Obudź się, Polsko” (2014), „Ja tu zostaję” (2015), „Niepodległa. Poezje” (2018).

 

Wołyń 1943

Czy pamiętasz Panie Boże

Nad Wołyniem łunę krwawą

I ten krzyk z płonącej chaty

Mordowanych przez sąsiadów.

 

Chyba byłeś w tamtej porze

Gdzieś po innej stronie świata,

Bo byś pewnie się zasmucił

i przystanął i zapłakał…

 

Czy słyszałeś modłę Panie,

Oczy ojca czy pamiętasz,

Gdy hańbili córkę jego

Banderowcy jak zwierzęta…

 

On na drzwiach ukrzyżowany

Błagał „Zmiłuj się nad nami!”

Zlitowali się oprawcy

Skłuli oczy bagnetami…

 

Czy widziałeś Ojcze Święty

Patrząc z góry przez firmament

Dzieci śliczne jak aniołki

Na sztachety powbijane…

 

Kto je teraz poprowadzi

Na spotkanie z Tobą Boże,

One przecież takie małe

Zbłądzą same w tych przestworzach…

 

Czy spamiętasz Panie Świata,

Męczenników tych z Wołynia,

Umierali z myślą o Tej,

która nigdy nie zaginie.

 

Polska o nich zapomniała,

rozpłynęła się w oddali,

Czasem drżąca ręka starca

świeczkę jeszcze tu zapali.

 

Porastają chwastem zgliszcza,

groby toną w bujnej trawie,

Jutro już nie będzie komu

świeczki za Nich tu postawić

 

Tadeusz Różewicz

Urodził się 9 paź­dzier­ni­ka 1921 w Ra­dom­sku jako czwar­ty z pię­ciu bra­ci. Pisarz, poeta i dramaturg. Za­szcze­pio­ną mi­łość do li­te­ra­tu­ry za­wdzię­cza star­sze­mu bra­tu, Sta­ni­sła­wo­wi. W 1942 r. złożył przysięgę w Ar­mii Kra­jo­wej. Po woj­nie za­miesz­kał w Czę­sto­cho­wie, później w Krakowie, gdzie roz­po­czął stu­dia na Uni­wer­sy­te­cie Ja­giel­loń­skim na kie­run­ku hi­sto­ria sztu­ki. Sa­mo­dziel­ny de­biut Ta­de­usza Ró­że­wi­cza przy­padł na 1947 rok, kie­dy to uka­zał się to­mik po­etyc­ki „Niepokój”.

Na­pi­sał m.in. dra­mat „Kartoteka”, wpro­wa­dza­jąc in­no­wa­cyj­ny na pol­skie wa­run­ki te­atr ab­sur­du. W po­ło­wie lat sie­dem­dzie­sią­tych był wy­mie­nia­ny jako głów­ny kan­dy­dat do Na­gro­dy No­bla w ka­te­go­rii li­te­ra­tu­ry. Zmarł 24 kwiet­nia 2014 r. we Wro­cła­wiu.

 

Oblicze ojczyzny

ojczyzna to kraj dzieciństwa
miejsce urodzenia
to jest ta mała najbliższa
ojczyzna

 

miasto miasteczko wieś
ulica dom podwórko

pierwsza miłość
las na horyzoncie
groby

 

w dzieciństwie poznaje się
kwiaty zioła zboża
zwierzęta
pola łąki
słowa owoce

 

ojczyzna się śmieje

 

na początku ojczyzna
jest blisko
na wyciągnięcie ręki

 

dopiero później rośnie
krwawi
boli

 

Zygmunt Jan Rumel

Urodził się 22 lutego 1915 roku w Piotrogrodzie. Zwany „Baczyńskim Kresów”.

Jego ojciec, Władysław Rumel w czasie I wojny światowej walczył w armii carskiej, a po 1918 r. w Wojsku Polskim, m.in. w wojnie polsko-bolszewickiej. Był kawalerem Orderu Virtuti Militari. W ramach osadnictwa wojskowego otrzymał ziemię na Wołyniu, koło Wiśniowca. W powiecie krzemienieckim był znanym działaczem i społecznikiem. Także matka Zygmunta – Janina z Tymińskich, udzielała się społecznie, m.in, w pracach Uniwersytetu Ludowego w Różynie, gdzie prowadziła zajęcia plastyczne. Pisała także wiersze pod pseudonimem Liliana.

Był absolwentem Liceum Krzemienieckiego. Należał do harcerstwa, również do Wołyńskiego Związku Młodzieży Wiejskiej, który skupiał zarówno młodzież polską, jak i ukraińską. Po zdaniu matury w 1935 roku, Rumel przeniósł się do Warszawy, gdzie podjął studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim.

Służbę wojskową odbył na dywizyjnym kursie podchorążych we Włodzimierzu Wołyńskim. W wojnie obronnej 1939 roku brał udział jako podporucznik artylerii. Później podjął działania konspiracyjne. Już na początku 1940 roku został kierownikiem punktu łączności i magazynu Batalionów Chłopskich przy ulicy Narutowicza w Warszawie. Jesienią 1941 roku, Rumel, na polecenie Komendy Głównej BCh udał się na Wołyń, by ocenić możliwości działań konspiracyjnych. Doprowadziło to do powołania VIII Okręgu Batalionów Chłopskich (Wołyń). Jego komendantem został por. Rumel. Grupa podejmowała także działania propagandowe wśród ludności ukraińskiej, co było reakcją na zbrodnie UPA.

Por. Rumel wraz z żoną mieszkał we wsi Wólka Sadowska w powiecie horochowskim. Stamtąd wyruszył latem 1943 roku z dwoma towarzyszami – por. Krzysztofem Markiewiczem i przewodnikiem Witoldem Dobrowolskim, jako emisariusz Batalionów Chłopskich, by przeprowadzić rozmowy z dowództwem UPA celem powstrzymania masowych rzezi ludności polskiej. Wszyscy, 10 lipca zostali bestialsko zamordowani, najprawdopodobniej rozerwani końmi i pochowani we wspólnej mogile.

 

Dwie matki

Dwie mi Matki-Ojczyzny hołubiły głowę –

Jedna grzebień bursztynu czesała we włos

Druga rafy porohów piorąc koralowe

Zawodziła na lirach dolę ślepą – los…

 

Jedna oczom tańczyła pasem złotolitym,

Czerep drugą obijał – pijany jak trzos –

Jedna boso garnęła smutek za błękitem –

Druga kurem jej piała buntowniczych kos

 

Dwie mnie Matki-Ojczyzny wyuczyły mowy –

W warkocz krwisty plecionej jagodami ros –

Bym się sercem przełamał bólem w dwie połowy –

By serce rozdwojone płakało jak głos…

 

(lipiec 1941)

 

Tobie Ewka – a muzom

 

Może jutra nieznaną godziną

co spowiada pór przyszłych początek –

 

Może znakiem nad czołem co płynął

może chłodnym dalekim przylądkiem –

 

Może mitem szemrzących oddaleń

czy lutnisty pieśniarza przybłędą –

 

Może zniczem co dłonią zapalę

na kolumnach rosnących nade mną –

 

Znaczeń srebrnych tajonych uśmiechem

albo lawą jak szkło przeźroczystą –

 

Może lekkim pragnienia oddechem

może dzwonów melodią kolistą –

 

Może tylko jednym westchnieniem

Może tylko zostanę imieniem –

 

(1941)

 

Zajazd

Zajechali nocą zbrojni przed dwór –

Toporami wyrąbali wrót zwór…

 

Malowanych – malowanych wrót –

Co zaporą skrzypiały u kłód…

 

Rozrąbali wtargnęli – i w głąb…

Wrzask zahuczał… Odźwierza rąb!

 

Posypały się w drzazgach skry –

Pod toporów ciosem – jak kry…

 

Posypały się skry od drzazg –

Runął w cień – runął w sień dźwierców trzask!

 

Sienią w sień – cieniem w cień – druga sień –

Rąbać sień! Rąbać cień! Rąbać w pień!

 

Cień już padł – sieni dwie – komnat trzy!

Krwawy ślad… Jakiś krzyk!… Iskier skry!

 

Oknem w sad! Ratuj! Mord!… Dalej bór…

Zajechali nocą zbrojni przed dwór…

 

(wrzesień 1939)

 

Przewodnica

Zakukała kukułeczka zozula
szarym świtem przez zielony liść,
dzięcioł czarny po korze zaturlał –
możesz iść – możesz iść – możesz iść…

 

Zakukała zozuleńka, zakukała,
wykukała z sinej chmury świt,
świt po niebie rozsypał róże białe
cyt – poczekaj – poczekaj – cyt –

 

Zakukała, zakukała donośniej –
nagarnęła z sinej chmury róż,
tam pod lasem bujne żytko rośnie
przejdziesz miedzę – miedzę wąską wśród zbóż…

 

Zakukała, zakukała ciszej
obok miedzy przysiadła na głóg –
kroki słyszę – kroki słyszę – kroki słyszę –
licho nie śpi u rozstajnych dróg.

 

Zakukała, zakukała mi znowu…
przeszli, znikli – teraz idź – prowadź Bóg!
Kukułeczko, zozuleńko, bądź zdrowa –
moja rzeka już tu jest – chłodny Bug.

 

(czerwiec 1941)

 

Stanisława Wiatr – Partyka

 Urodziła się w Nieświeżu.

W jej życiorysie jest jedna data, której ominąć nie sposób -13 kwietnia 1940 roku. Tego dnia Ostaszkowie (w ramach tzw., listy katyńskiej) został podpisany wyrok śmierci na jej Ojca. Tego samego dnia wyruszył transport wiozący jej Matkę i małą Stasię na Sybir. Dzieciństwo spędziła na zesłaniu na północy Kazachstanu. Tam zaczęła pisać wiersze. Po powrocie do kraju do Polski w jej nowych granicach osiadła w Tarnowie.  Całe swe życie zawodowe była nauczycielem. W Centrum Kształcenia Ustawicznego założyła zespół „Sybiracy” i dla nich wyjęła z szuflady swoje wiersze. Długie lata działała  w Związku Sybiraków. Wydała kilka tomów poezji. W roku 2014 została wyróżniona w ramach Literackiej Nagrody im. Józefa Mackiewicza za tom „Ballada o utraconym domu”.

 

Nad Wołyniem

Kresowiakom z Wołynia

 

To nie będzie pieśń o obcej ziemi:

Pradziad twój na tej ziemi żył.

Był szczęśliwy, był między swemi,

Sen o Polsce, przecudny sen śnił.

 

        Nad Wołyniem

        Złote słońce wędruje…

        Na Wołyniu

        Miodny ul, złoty łan…

        Nad Wołyniem

        Sokół w chmurach szybuje,

        Kwitną sady

        Kwitną sady lecz nie ma mnie tam…

 

Są zdarzenia w które trudno uwierzyć,

Prawda jest, lecz została zdeptana.

Krzywdy są, których nigdy nie zmierzyć,

Są wspomnienia które bolą jak rana.

        Nad Wołyniem

        Złote słońce wędruje…

        Na Wołyniu

        Miodny ul, złoty łan…

        Nad Wołyniem

        Sokół w chmurach szybuje,

        Kwitną sady

        Kwitną sady lecz nie ma mnie tam…

 

Bo nie dla mnie tam kwitną jabłonie

I nie wiedzie tam już żadna z dróg

Nie ma wioski – nie ma śladu po mniej.

Gzie mogiły – wie tylko Bóg…

        Nad Wołyniem

        Złote słońce wędruje…

        Na Wołyniu

        Miodny ul, złoty łan…

        Nad Wołyniem

        Sokół w chmurach szybuje,

        Kwitną sady

        Kwitną sady lecz nie ma mnie tam…

 

Nie zapalę ci, mamo, tam zniczy

Nie położę wiązanki na grobie

Gdzie rodzinny był dom – cisza krzyczy

A historia wciąż milczy o tobie

        Nad Wołyniem

        Złote słońce wędruje…

        Na Wołyniu

        Miodny ul, złoty łan…

        Nad Wołyniem

        Sokół w chmurach szybuje,

        Kwitną sady

        Kwitną sady lecz nie ma mnie tam…

 

Tarnów 2007

 

 

Ksiazki „Ciszo Milcz” czy „Duchy polskich Kresów”, może nabyć w  księgarni: https://sklep.magnapolonia.org/…/ciszo-milcz-bolu-mow…/  

https://sklep.magnapolonia.org/…/stanislaw-srokowski-duchy…/

 

 

Website | + posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *