Bitwa Warszawska – zwana „Cudem nad Wisłą”
Dr Mira Modelska-Creech
Na temat wielu bitew jakie rozegrano w czasie nawałnicy bolszewickiej na Warszawę napisano setki książek i tysiące artykułów. Ja natomiast pragnę podzielić się z Państwem, historią zasłyszaną od wnuczki świadka naocznego tych wydarzeń. Moja osobista historia zaczęła się w następujący sposób:
14 sierpnia 2022 r. udałam się na pola pod Radzyminem, Ossowem, Wołominem, Leśniakowizną. Niektóre pola przeszłam na piechotę, do innych podwożono mnie samochodem. Zidentyfikowałem miejsce krzyża pamiątkowego gdzie, jak głosi historia, Generał Haller leżał krzyżem przed bitwą.
Ostatecznie weszłam do restauracji położonej w centrum Radzymina i tu wydarzyło się coś bardzo ciekawego. Zmęczona przejściem fragmentów pól bitewnych zjadłam cały bochenek chleba. Kiedy podeszłam do kasy zdumiona restauratorka powiedziała: „ale musiała pani być głodna”. Odpowiedziałam, że tak, bo przez parę godzin pokonywałam pola Bitwy Warszawskiej, ale i chleb był doskonały.
A skąd pani?
Odpowiedziałam, że tym razem z Chicago, bo tradycyjnie przyjeżdżam na uroczystości Powstania Warszawskiego. A tym razem pragnę uczestniczyć w obchodach jednej z 18 największych bitew świata, Bitwy Warszawskiej, która miała potężny wpływ na to jaki będzie świat, a szczególnie Europa.
Wówczas restauratorka powiedziała, iż pochodzi z rodziny znanych kucharzy. Jej dziadek jeszcze przed odzyskaniem niepodległości przed Polskę w 1918 r. wyjechał do Szwajcarii, gdzie był cenionym kucharzem. Dorobiwszy się odpowiedniego majątku, powrócił do Polski i kupił średniej wielkości gospodarstwo pod Wyszkowem, a na pamiątkę pobytu w Szwajcarii przywiózł ze sobą 2 szczeniaki rasy bernardyn. Szczeniaki te wkrótce wyrosły na ogromne psiska. Dziadek twierdził, że ponieważ były wielkości cielaków to musiał im wybudować dużą, solidną budę.
I raptem, a rzecz miała się rano, przed świętem Matki Boskiej Zielnej, na podwórko dziadka wtargnął bolszewicki oficer z przewieszonym przez ramię karabinem i długą taśmą z nabojami, przewieszoną przez jego ramię. Dziadek z babcią nie spali, bo huk armat i wybuchających pocisków, straszne łuny na niebie, trzymały ich w napięciu z minuty na minutę. Przecież nie było wiadomo czy i ich gospodarstwo nie zostanie wciągnięte w tę straszną zawieruchę.
Ów zziajany Bolszewik, wtargnąwszy na podwórze zaczął krzyczeć tak, jak to zapamiętał dziadek: „Boga Matier nastupajet sa mnoju.” Dziadek nie znał rosyjskiego, ale zdanie to zapamiętał na całe życie. A oznaczało to, że „Matka Boska postępuje za mną”. Był w jakimś obłąkaniu i krzyczał, że musi się skryć. I kierując karabin na dziadka krzyczał: „ubierii sabaki, mnie nada spriatatsja”.
Dziadek pośpiesznie wyprowadził 2 bernardyny z budy, a babcia zamknęła je w piwnicy. Strasznie szczekały na intruza. Rodzina była przerażona, bo mój ojciec był jeszcze małym chłopcem, a dziadkowie nie mieli żadnej broni i byli całkowicie zdani na pastwę tego Bolszewika. Babcia kilkakrotnie w czasie dnia tak jak gotowała dla nas, cała drżąca, przynosiła mu miskę i stawiała przed budą. Po jakimś czasie miska była opróżniona i babcia ponownie w tej misce przynosiła następny posiłek i tak trwało do wieczora.
Kiedy następnego dnia poszła do niego ze śniadaniem, w budzie już nikogo nie było. Uciekł. Ja tą historię od dziadka słyszałam ze 100 razy, bo ilekroć dziadek wpadał w emocje związaną z Bitwą Warszawską, to zawsze nam ją opowiadał.
Wiele razy dawał na ofiarę w kościele za to, że ten Bolszewik nic im nie zrobił, a tylko chował się przed Matką Boską. Dlatego ja jestem w pełni przekonana, że to Matka Boska Zwycięska i nasza Armia, ocaliły i Polskę i naszą rodzinę. Bo przecież ten Bolszewik miał i karabin i pociski, a jednak uciekał z pola walki i to w niewyobrażalnej panice.
Restauratorka wspominała jeszcze opowiadania dziadka, o tym jak to kuzyni z Warszawy już po wojnie przyjeżdżali do nich i opowiadali jak Warszawa się strasznie modliła. Kościoły były zabite ludźmi, którzy na potęgę się spowiadali i dlatego księża spowiadali czasami siedząc na krzesłach, na ulicach, i na trawnikach. I co ciekawe, w Warszawie został tylko Nuncjusz Papieski i ambasador Turcji. Wszystkie inne korpusy dyplomatyczne uciekły, tak mówili kuzyni.
Sam Piłsudzki ponoć wielokrotnie powtarzał: „Nie wiedziałem, czy to sen, czy jawa”. Piłsudzki był bardzo Maryjny, ale teraz nie chcą o tym mówić bo on bardziej wierzył w Matkę Boską Ostrobramską. I ci co z nim walczyli mówili, że zawsze miał ją gdzieś schowaną w mundurze.
To tyle o restauratorce z Radzymina.
W konkluzji należy podkreślić, iż zwycięstwo Polaków nad Bolszewikami było nie tylko zwycięstwem militarnym, ale również zwycięstwem z udziałem sił nadprzyrodzonych. Zwycięstwem nad bolszewicką ideologią i ich koncepcją życia oraz organizacją stosunków społeczno-politycznych, a więc było to zwycięstwo cywilizacyjne. Bojowcy byli ukształtowani na wzór mongolsko-turańskiej cywilizacji. Tak więc na przedpolach Warszawy zmierzyły się hordy turańszczyzny (Koneczny) słynące z braku poszanowaniu prawdy, moralności, etyki, estetyki, własności prywatnej, praw jednostki, słynące z okrucieństwa i „zamordyzmu”, uznające wyłącznie prawo pięści, podstępu i oszustwa.
Bitwa Warszawska zwana Cudem nad Wisłą
Tu właśnie na przedpolach Warszawy w odległości około 10 km od stolicy Polski zmierzyli się Bolszewicy z najwspanialszą, patriotyczną polską młodzieżą, prowadzoną przez katechetę z krzyżem i różańcem, księdzem Skorupką. Ksiądz Skorupka chciał iść na front jako kapelan wojska, ale Kardynał Kakowski chcąc ocalić tego młodego, bardzo zdolnego księdza, od zagrożeń na froncie, niniejszego pozwolenia księdzu nie udzielał.
Wiemy, że pierwszy atak Legii Akademickiej został brutalnie odparty przez konnicę Hahaniana. Wojska Hahaniana biły się na Syberii z Gwardią Carską, były więc wspaniale zaprawiane w ciężkich bojach, tymczasem tu pod Warszawą mieli przeciwko sobie uczniaków po 2 tygodniowych kursach „obsługi karabinu”. Sam Hahanian się śmiał, że te dzieciaki nie potrafią strzelać, a jedynie naciskać na spust i właśnie wezwane do kontrataku prowadzeni przez księdza Skorupkę, który to z krzyżem i różańcem prowadził tę tyralierę i padł, ofiarując swoje życie za wolność Ojczyzny. I jak mówią świadkowie i polscy i bolszewiccy, to właśnie wtedy nad jego zwłokami ukazała się Matka Boska Zwycięska, co doprowadziło do ucieczki w panice Bolszewików i zwycięstwa strony Polskiej.
Dowódcy bolszewiccy konkurowali między sobą, kto pierwszy wejdzie do Warszawy. Dlatego też nie oszczędzali siebie i walczyli z pasją i przekonaniem o bezapelacyjnym swoim zwycięstwie.
Inną bardzo ważną charakterystyką Armii Polskiej było to, iż była ona w zasadzie w zalążku, dopiero się tworzyła, liczyła sobie niespełna 2 lata, kiedy przyszło jej bronić nie tylko suwerenności i granic niedawno odzyskanej Ojczyzny, ale całej cywilizacji Łacińskiej i wiary Chrześcijańskiej. Oficerowie, podoficerowie, i żołnierze tej młodej Armii Polskiej pochodzili z 3 armii zaborców: Rosji, Prus, i Austro-Węgier, a więc w młodym Wojsku Polskim musieli przełamywać 3 różne style walki, komendy wydawane w obcych językach, po niemiecku i po rosyjsku, a jednak mimo wszystko sztab generalny miał tak wybitnych wojskowych jak Marszałek Piłsudski, Generauł Haller, Generał Rozwadowski, późniejszy Generał Sikorski, Generał Żeligowski i generał Franciszek Latinik i wielu innych wybitnych dowódców.
Lenin przewrotnie obiecywał narodom prawo do samostanowienia, w tym Polsce, po czym nie respektując danych wcześniej obietnic zaczął swoje panowanie od najazdu na Rzeczpospolitą, aby dojść do zrewolucjonizowanych Niemiec, a długofalowo zapewne miał nadzieję oparcia wpływów Bolszewickich o Atlantyk.
Wartości, które stuleciami budowano, na podwalinach greckiej filozofii, rzymskiej administracji i wartości biblijnych, tu pod Warszawą, gdyby Polacy nie złożyli tak dramatycznej daniny krwi, środków i talentów, mogłyby lec w gruzach. Byliśmy przecież bardzo młodą armią, czterokrotnie mniej liczebną ale jednak z boską pomocą „relacje o ukazaniu się Matki Boskiej Łaskawej w granatowym płaszczu odbijającej strzały”, cywilizacja Turańska zwyciężyłaby nad cywilizacją Łacińską.
Europie Zachodniej daliśmy dodatkowe 20 lat, a nawet 80 lat demokracji. Polacy stanęli na polu walki jako naród zintegrowany, od chłopa po szlachcica, a nawet arystokratę, od robotnika po fabrykanta, łącznie z duchownymi kapelanami. I choć był to okres żniw, tylko kobiety pozostały w domu.
Niezwykle ważny był również wątek złamania kodów jakimi posługiwali się Bolszewicy przez Kapitana Kowalewskiego.
Takiej jedności jak wówczas nie było od dawna, a szczególnie nie ma jej teraz. Czyżby wówczas Naród Polski był bardziej świadomy i mniej wypaczony, zmanierowany? Polacy byli wówczas narodem zintegrowanym, w walce o utrzymanie niepodległości wywalczonej po 123 latach niewoli. Wszystkie klasy społeczne pragnęły tego samego. Oficer kadrowy walczył obok uczniaka, w boju na bagnety o wolność, indywidualizm, prawo do swojego języka, ziemi , kultury i wiary.
Od dawna, wielu Polaków, tak w kraju jak i poza jego granicami uważa, iż elementarną formą podziękowania, tym wszystkim, których doczesne szczątki legły w polskiej ziemi, zanim zdążyli wydać potomstwo, pobudować drogi, pobudować domy, zdobyć zawody i tytuły naukowe, byłoby uczcić ich bohaterstwo Łukiem Triumfalnym, jak jest to w tradycji wszystkich krajów Europy i nie tylko.
A więc , gdzie jest ten Łuk Triumfalny, dla tych co ukochali Wolność i Ojczyznę ponad swoje życie ? To bardzo przykre, że współcześni włodarze miasta Warszawy jak również i Województwa Mazowieckiego, nie doprowadzili do zbudowania Łuku Triumfalnego poświęconego Bitwie Warszawskiej i Cudowi nad Wisłą.
Kilka lat temu, w Chicago witaliśmy wielkiego artystę Jana Pietrzaka, przedstawiciela Towarzystwa Patriotycznego i Fundacji jego imienia, który przywiózł nam do Stanów Zjednoczonych wizję Łuku stworzoną przez architekta Marka Skrzyńskiego. Jan Pietrzak objechał świat odwiedzając wszędzie środowiska polonijne stęsknione za jego patriotycznym repertuarem, który integrował całą Polonię pod „polskim niebem”.
Zaprojektowany przez tego architekta Łuk Triumfalny miał na celu upamiętnienie 100-ej rocznicy zwycięstwa nad Bolszewikami. Złożył on miastu Warszawie bezpłatną wizję pomnika, składając, tym samym, dar ze swego talentu i dziesiątków lat pracy zawodowej. Ale niestety władze Warszawy potraktowały wysiłek tych dwu wielkich Polaków po macoszemu, odmawiając funduszy na realizację pomnika i tego skrawka ziemi, na którym pomnik mógł stanąć.
Wówczas Skrzyński znalazł rozwiązanie, jeżeli zabrakło dla nich ziemi ojczystej to postawimy go na Wiśle, nieco powyżej Portu Praskiego, mniej więcej na środku rzeki. Pomnik ten w założeniu połączyłby prawobrzeżną część Warszawy-Pragę z lewobrzeżną: Starym Miastem, Mokotowem, Śródmieściem, Żoliborzem.
Zastanawiałam się wtedy, jak to tak, wywodzące z się z Platformy Obywatelskiej władze, słynące z opisywanych w prasie afer VAT-owskich, sięgających wówczas 200-250 miliardów zł. , wciąż są tak biedne, że nie stać ich na Łuk Triumfalny dla bohaterów dzięki, którym mogą siedzieć na swoich „stołkach władzy” w wolnej i suwerennej Ojczyźnie Polaków. A może nie mają polskiej świadomości i nie czują się beneficjentami daniny krwi ofiar z 1920 roku, bo ich beneficjenci, znajdują się gdzie indziej.
A kim jest architekt Skrzyński?
Architekt Marek Skrzyński jest wnukiem Generała Stanisława Wilhelma Skrzyńskiego, kawalera orderu Virtuti Militari, przewodniczącego kapituły odrodzonego orderu, dowódcy Oddziałów Wojskowych Polaków w Odessie broniących ludności polskiej, w tym mieście. Był on również twórcą i pierwszym dowódcą Pułku Odsieczy Lwowa. Był on też jednym z organizatorów Powstania Wielkopolskiego oraz dowódcą Polowego Frontu Pomorskiego (wprowadził Wojska Polskie do wielu miast Pomorskich). Ostatecznie podpisał akt zaślubin Polski z morzem, podobnie jak generał Józef Haller.
Nie będziemy analizować genealogii decydentów współczesnych władz Warszawy, bo by wypadli fatalnie. Decyzjami swymi, wystawiają sobie samym świadectwo nikczemności. A może patriotyzm jest dziedziczny, a oni nie mają po kim, go dziedziczyć. W roku 2024 nie jest lepiej, bo za drugiego Tuska, wychowanie patriotyczne zostało wycofane ze szkół.
Mam nadzieję, że nadszedł czas „Drugiego Cudu” i już niedługo odbijemy się od dna.