Moje recenzje: ks. Waldemar Chrostowski – Niech mowa wasza będzie Tak, tak, nie, nie (IV część „Trylogii”)

Moje recenzje: ks. Waldemar Chrostowski – Niech mowa wasza będzie Tak, tak, nie, nie (IV część „Trylogii”)

Okazuje się, że książkowa Trylogia może mieć ciąg dalszy, i tak się stało w przypadku wywiadu – rzeki z ks. profesorem Waldemarem Chrostowskim; poprzednie tomy (po kilkaset stron każdy) to „Bóg, Biblia, Mesjasz”, „Kościół, Żydzi, Polska” i „Prawda, Chrystus, Judaizm”. Po latach Tomasz Rowiński „skusił” bohatera, księdza – instytucję (ponad 3 tysiące publikacji naukowych i popularnonaukowych dotyczących problematyki biblijnej oraz relacji Kościoła z judaizmem i Żydami), do nowego wywiadu. W IV części padają pytania o ocenę dialogu katolicyzmu z judaizmem, oraz Polaków z Żydami w perspektywie minionych lat; ks. prof. W. Chrostowski komentuje zderzenie się wiary z narastającą falą praktycznego ateizmu i duchowej obojętności, wieloaspektowym skutkom pandemii i nowym zjawiskom wewnątrz samego Kościoła: synodalności, postępującemu brakowi powołań i moralnemu relatywizmowi osób konsekrowanych i laikatu. Muszę w tym wstępie dodać jedną uwagę techniczną, a mianowicie, że wywiad został przeprowadzony w 2022 r. a więc przed wydaniem heretyckiej deklaracji papieża Franciszka Fiducia supplicans, nakazującej błogosławienie par homoseksualnych, do czego z pewnością autorzy „Niech mowa wasza będzie: tak, tak, nie, nie” by się ustosunkowali.

Nie ma szans, by 400-stronicowy wywiad streścić na kilku stronach, więc jestem zmuszony wybrać kilka ilustrujących go tematów, wydaje mi się ważnych, co nie znaczy, iż pozostałe są mniej znaczące. Zacznę od obszernego cytatu, w którym ks. Chrostowski odnosi się krytycznie do postawy Kościoła (świeccy, księża, biskupi i papież) w czasie pandemii: „Skoro Kościół nie daje należytej pomocy duchowej w zmaganiach z arcytrudnymi pytaniami i wyzwaniami, zatem wierni są zdani na siebie, a tym samym na podszepty tych, którzy uzurpują sobie prawo i władzę do zastąpienia Kościoła. Pole dla różnych subiektywizmów staje się rozległe a wiedzę zastępują opinie i odczucia pleniące się jak chwasty. W natłoku informacyjnym liczy się nie prawda lecz narracja, a spory kto ma rację przenikają też do Kościoła, jątrząc i dzieląc wiernych. Taka sytuacja miała miejsce w czasie pandemii, podczas której zamknięto i przemodelowano świat, obnażając bezradność ludzi Kościoła. Ci, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za czystość i krzewienie wiary, skupili się na pytaniu „jak przeżyć”, a nie „jak żyć?”. Zamknięte kościoły, skandaliczne zakazy uczestnictwa wiernych w liturgii, umieranie w samotności tysięcy chorych pozbawionych należnej im opieki duszpasterskiej oraz godziwego pogrzebu, to wszystko dało mocny impuls do szukania własnych odpowiedzi wynikających z osobistych doświadczeń i sugestii podawanych z mediach.

Wiele złego zrobił surowo egzekwowany zakaz uczestnictwa w liturgii sprawowanej w świątyniach oraz zalecenie korzystania z transmisji telewizyjnych i internetowych, tak jakby były równoważne z żywym udziałem w liturgii, nie wspominając o braku możliwości pójścia do spowiedzi i otrzymania Eucharystii.
Władza państwa i jego agend znacznie przewyższyły autorytet Boga; przykro to stwierdzić, iż nikt głośno nie protestował. Pozwoliliśmy się zastraszyć i ogłupić, zaś wiele form zachowania, które wybieraliśmy, dorównywało starożytnym zabobonom i przesądom. Nic dziwnego, że osłabły, a w wielu miejscach prawie zanikły, praktyki religijne. Co więcej, miejsce refleksji i pokuty zajęło porzucanie wiary nakręcane w Polsce od jesieni 2020 przez siły jawnie wrogie Kościołowi. Największe spustoszenie dotyczy młodzieży, która stała się adresatem bezwzględnej antykatolickiej propagandy. Zepsuciu uległ też język polski, bo wulgaryzmy i wezwania do przemocy stały się normą: to co do tej pory uznawano za rynsztok, usadowiło się w ustach przedstawicieli polityki i kultury, którzy licytowali się, kto dotkliwiej ugodzi w wiarę w Boga i Kościół. Wierni chcą znać przyczyny zła i nieszczęść które ich spotykają; jeśli Kościół im w tym skutecznie nie pomaga, wtedy staje się niepotrzebny, co obraca się również przeciw w wierze w Boga, która słabnie”.

Następnie rozmówcy poruszyli sprawę wypowiedzi kard. Jean-Claude Hollericha, jednego z ulubieńców papieża Franciszka, który stwierdził, iż socjologiczno – naukowe podstawy katolickiego nauczania o homoseksualizmie nie są już prawdziwe, a Biblię w tym kontekście trzeba zreinterpretować. Zapomina on, że Kościół ma się kierować niezmiennymi prawdami i normami obiektywnymi, które regulują zasady postępowania ludzi a nie zmiennymi uwarunkowaniami społeczno – kulturowymi. Wg ks. Chrostowskiego hierarcha, będąc wątpliwym autorytetem, zapomina, iż moralności nie tworzą doraźne sytuacje czy hojnie opłacane statystyki, tym bardziej, iż znakomita większość katolików ma normalne podejście do tej sprawy, ufając Magisterium i Tradycji, wbrew usiłowaniom narzucenia im ideologii niezgodnej z wiarą i naturą.

Kolejnym poruszonym tematem była kwestia nieomylności papieża i by nie było tu niedomówień, chodzi o Franciszka, zwłaszcza po publikacji adhortacji Amoris Laetitia zezwalającej na udzielanie Komunii osobom rozwiedzionym i aktywnych seksualnie w drugich związkach. Ks. prof. stwierdził, iż „Papież nie może być dyktatorem, bo jest częścią Kościoła, a jego urząd i godność z niego wyrastają, będąc na jego służbie. Kiedy mamy do czynienia z niejasnościami czy zamętem tak jak teraz, istnieje groźba osłabienia a nawet destrukcji wiary. Takie zagrożenie w żaden sposób nie powinno pochodzić od papieża, bo katolicy pragną jedności i spójności w wyznawaniu wiary w Boga oraz wierności wobec prawd zawartych w Magisterium.

Dlatego wypowiedzi duchownych muszą być w tej dziedzinie spójne i jasne. Jeśli jakiś ksiądz wypowie się kontrowersyjnie to pół biedy; gdy to zrobi jakiś biskup, to mamy duży problem, ale gdy papież wyrazi się w sposób sprzeczny z odwiecznym nauczaniem Kościoła wtedy problem jest ogromny. Nie ma nic bardziej niebezpiecznego dla Kościoła niż to, gdy wierni tracą pewność swej wiary”. Ks. Chrostowski wskazał tu na kłopotliwe zachowanie Franciszka, który proszony oficjalnie o wyjaśnienie niejasnej wypowiedzi czy też interpretacji jakiegoś dokumentu, tego unika, zachowując ciszę. Tak było choćby w przypadku słynnych dubia 4 kardynałów pytających o wątpliwości w sprawie Amoris Laetitia. Podobnie stało się w przypadku braterskiego upomnienia kilkudziesięciu teologów i hierarchów, zarzucających papieżowi utrzymywanie heretyckich poglądów, co spotkało się też bez odpowiedzi, poza sarkastycznymi uwagami.

Następnie wywiad toczył się wokół bulwersującej cały świat katolicki „synodalności” i tu padła następująca uwaga: „Prawdziwa synodalność wymaga, by Kościoły lokalne rozpoznały specyficzne problemy, szanse i wyzwania, które przed nimi stoją, a generalnie są to drastycznie malejąca liczba wiernych w kościołach, rosnąca obojętność dorosłych oraz odchodzenie od Kościoła młodzieży. Tymczasem promowany jest i nagłaśniany udział w synodzie aktywistów ideologii LGBT oraz tych obnoszących się ze swoją niewiarą, usprawiedliwiających deklaracje o apostazji i wrogich kapłaństwu. Pytam: co to za „synodalność ?”. Co takie osoby mogą wnieść konstruktywnego do obrad synodu? Pokrętne słowa i wyświechtane formułki o dialogu składają się na monolog, z którego nie wynika nic dobrego; za deklarowaną troską o Kościół powinny stać czyny ją potwierdzające. Tak więc uczestnictwo takich osób w synodzie jest farsą. Rezultaty synodalnych ustaleń stanowią osobną kwestię, wypracowane w toku debat sprowadzają się do tego, co na ogół jest powszechnie znane (…). Nie chcę by zabrzmiało to źle czy arogancko, lecz gdyby zatroskanemu o Kościół księdzu lub wiernemu dano pół dnia na spokojny namysł wspomagany modlitwą, to bez kłopotów wskazałby większość postulatów przedstawianych jako wyniki konsultacji i obrad synodalnych. Nie przyszłoby im wszak do głowy „otwieranie się na społeczność LGBT”, bo nie ma czegoś takiego; jest ideologia LGBT, której kształt i cele widać dobrze na „Paradach Równości”.

Wyraźnie widać, że chodzi o uznanie przez Kościół związków homoseksualnych za małżeństwa i udzielanie ślubów takim parom, pełną aprobatę dla homoseksualizmu w Kościele oraz dla innych odmian zachowań sprzecznych z naturą. Problemy związane ze sferą seksualną są rozwiązywane w konfesjonale, bo głosząc miłosierdzie i udzielając go, Kościół jest otwarty na każdego grzesznika. Ale zupełnie inną sprawą jest wdzieranie się do Kościoła ideologi promującej zboczenia, a najwięcej perwersji ujawnia się w atakach niszczących kościoły i urządzaniu bezwstydnych orgii przez aktywistów LGBT. I jakoś na synodzie nikt tego nie potępił, a zamiast tego ciągle słyszymy o tolerancji i dialogu. Ruchowi LGBT wcale nie chodzi o tolerancję, ale o brutalny podbój i narzucenie swej ideologii społeczeństwom. Niestety, ten „tęczowy liberalizm” przenika także do Kościoła a jego celem jest akceptacja wszelkich wynaturzeń i zakaz obrony normalności. Temu służy wypaczanie języka i pojęć oraz łamanie ludzkich sumień za pomocą agresji, i narzucania „postępowego światopoglądu”. Ideologia oparta na kłamstwie przedstawia swych promotorów i aktywistów jako ofiary, ciesząc się poparciem możnych tego świata w poczuciu bezkarności. Przypomnę, że ani papież czy inna instancja Kościoła, nie może uchylić ani zmienić jednoznacznego nauczania Starego i Nowego Testamentu. Gdyby jednak tak się stało, nieuchronne będzie groźne przesunięcie w sprawie doktryny i moralności co może doprowadzić do rozłamu w Kościele. I takie to stanowisko ks. Chrostowski zajął przed Fiducia Supplicans.

Osobnej krytyce poddali autorzy wywiadu Niemiecką Drogę Synodalną, której moderatorzy świeccy i duchowni starają się iść w zgodzie z trendami obowiązującymi w Niemczech; większość hierarchii znalazła się w awangardzie mającej wiele wspólnego z protestantyzmem, który w wielu dziedzinach życia i wiary odszedł od ortodoksyjnego chrześcijaństwa. Jeśli niemieccy biskupi się nie opamiętają, a raczej nic na to nie wskazuje, to znajdą się poza granicami tożsamości Kościoła, będąc katolikami tylko z nazwy, a faktycznie stając się „kato-protestantami”. Daje sporo do myślenia fakt, iż mimo kilku upomnień ze strony Watykanu, członkowie Niemieckiej Drogi Synodalnej nic sobie z tego nie robią, zupełnie ignorując ostrzeżenia.

Ks. Chrostowski nie uciekł też od „niewygodnego” pytania o sprawę perwersji seksualnych dziejących się w Kościele. Zauważył, nie bagatelizując zjawiska, by je umieścić w odpowiednim kontekście i proporcjach, którymi wrogowie Kościoła ciągle manipulują. Zarazem jednak: „Wierni słusznie oczekują od kapłanów przykładnego życia i mają prawo spodziewać się odpowiedniego do ich powołania postępowania, dlatego zło przez nich popełniane, jest bardziej „widoczne” i ma poważniejsze skutki. Tam gdzie dochodzi do nadużyć, trzeba je skutecznie rozpoznawać i plenić bez zamiatania pod dywan, a gdy mamy do czynienia z przestępstwem wobec nieletnich, nie ma wątpliwości, iż musi w to wejść wymiar sprawiedliwości z zasadą „zero tolerancji”. Kiedy winna jest bezsporna, wymaga to natychmiastowej i stanowczej decyzji; lecz nie brak i przypadków, gdy wyjaśnienie kończy się uniewinnieniem, bo na kapłana rzucono bezpodstawne oskarżenie. Przykro to powiedzieć, ale teraz on jest ofiarą, bo mimo oczyszczenia z zarzutów, jego opinia została już zszargana, a część wiernych będzie na niego patrzyła podejrzliwie. Nieraz kończy się to jak sprawa kard. Pella z Australii, który spędził ponad rok w więzieniu zanim udowodniono fałszerstwo aktu oskarżenia. Nie ma co ukrywać, iż problem nadużyć ze strony duchownych, także w sferze seksualnej istnieje, lecz atmosfera, w której przedstawia się Kościół wyłącznie w tej perspektywie jest krzywdząca. Warto także pamiętać, zanim potępimy nawet winnego kapłana, o wezwaniu Pana Jezusa do faryzeuszy, by „Kto z was jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem”.

Bolącym tematem dla katolików wiernych Tradycji, są wynaturzenia tzw. dialogu międzyreligijnego i trzeba tu dodać, iż nie można za to winić wyłącznie papieża Franciszka (źródła należy szukać w Soborze Watykańskim II) choć za jego pontyfikatu, chyba w tej dziedzinie posunięto się do skrajności, gdy podpisał tzw. Deklarację z Abu Dhabi. Sprawa jest znana i była wielokrotnie opisywana, więc przypomnę tylko krótko, że chodziło o zdanie „Bóg w swej mądrości chce pluralizmu i różnorodności religii, koloru skóry, płci i języków”. Ks. profesor doceniając wysiłki nt faktycznego dialogu międzyreligijnego, w celu jeśli nie zapobieżenia (bo to teoria) konfliktom na tle wiary a przynajmniej ich ograniczeniu co w przypadku islamu jest ważne, zaznaczył (jak zresztą inni krytycy), że takie przedstawienie intencji Pana Boga jest fałszywe. Nie po raz pierwszy, a wiadomo że i nie ostatni, obecny papież podpisał się pod czymś, z czego później musi się tłumaczyć, a Watykan wydawać prostujące oświadczenia, tak jakby nie można było uważać co się podpisuje… Przy okazji ks. W. Chrostowski ironicznie dodał, iż pewnie w „dialog międzyreligijny” można wpisać obecność amazońskiego bożka Pachamamy w kościele katolickim podczas Synodu Amazońskiego.

Można to traktować jako żart, lecz tym niemniej to alarmujący znak, że wiara i teologia katolicka przeżywają kryzys, jeżeli dochodzi do takich niezrozumiałych ekscesów.

Ostatni rozdział wywiadu jest poświęcony pytaniom o przyszłość Kościoła i obaj rozmówcy przyznają, że znaleźć miarodajne odpowiedzi na to, jest faktycznie wyzwaniem patrząc na to, co się dzieje podczas obecnego pontyfikatu. Będąc tego świadomym, ks. prof. W. Chrostowski przypomina dwa adekwatne cytaty z Pisma Świętego, z których pierwszy ostrzega przed liczeniem na bezkonfliktową historię dziejów Kościoła i chrześcijan: „Jeśli Mnie prześladowali, i was prześladować będą…”. Nie oznacza to załamywania rąk, wpadania w rozpacz i depresję a dlaczego to uzasadnia fragment drugi: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28.20). Może jeszcze należałoby dodać jeden ważny cytat, a mianowicie, że „Kto wytrwa do końca będzie zbawiony”. Ks. W. Chrostowski zaznacza w tym kontekście, że: „Mamy do czynienia z wojną kulturową, która toczy się zwłaszcza w sferze kultury masowej; pod pozorem walki z nietolerancją uderza się w rozum i niszczy wolność. Chodzi o takie zainfekowanie chrześcijan frustracją i zwątpieniem, które mają prowadzić ku konkluzji, iż stoją po stronie skazanej na porażkę, ponieważ przyszłość należy rzekomo do niewiary i ateizmu. To chytra i podstępna pułapka, często stosowana w socjotechnice i inżynierii społecznej. Poza tym ma ona jeszcze jeden cel, czyli w zaangażowanie się w niekończące debaty wokół obwieszczanego końca chrześcijaństwa, mające odciągnąć i odwrócić wyznawców Chrystusa od tego, co naprawdę jest najważniejsze, tj. pogłębiania i umacniania swej wiary. (…) Od ponad 200 lat obwieszczano śmierć chrześcijaństwa i koniec Kościoła, ale to Pan Bóg jest Panem historii, więc owszem mamy być czujni, wzrastać w wierze i nie zamartwiać się…”.

Bohater wywiadu kończy tak: „Podjęcie i szukanie odpowiedzi na to kim jesteśmy i dokąd zmierzamy stanowi wszak wstęp do przezwyciężenia kryzysu wiary. Na jednym biegunie znajdują się ci, którzy ulegli urokowi hedonistycznego liberalizmu i nie wiedzą po co mają żyć bo miejsce religii zapełniły obłędne sekty i ideologie, sprzedając tanie recepty na życie, proponując proste rozwiązania do niczego nie prowadzące. Z drugiej strony widać odchodzenie od zniewolenia przez mody czy trendy na rzecz ożywienia i pogłębienia życia religijnego; oddolnie tworzą się wspólnoty pozwalające żywić uzasadnioną nadzieję, że wyznawcy Chrystusa mają przed sobą przyszłość nawet w krajach Europy, gdzie wydawałoby się chrześcijaństwo już umarło”. I takim to optymistycznym akcentem chcę zakończyć tę recenzję, zachęcając do zdobycia książki.

+ posts
author avatar
Andrzej Otomański

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *