Tradycyjna Rodzina, Wiara w Boga, Bezkompromisowy Antykomunizm
Trzy główne przesłania filmu „Reagan”
Konserwatywny i chrześcijański – stąd napotyka na cenzurę dystrybucyjną
Dr Adam Sosnowski
– Wiecie, co nam zabrali jako pierwsze? Boga. Bez Boga nie ma dobra, a wtedy wszystko jest dozwolone. Wystarczy jedno pokolenie, aby unicestwić wolność. Tymi słowami zwraca się do parafian w Dixon (Illinois) sowiecki dysydent. Wśród słuchających znajduje się młody Ronald Reagan, a to wydarzenie, te słowa miały się stać podstawą dla jego późniejszej bezkompromisowej postawy antykomunistycznej. Jest to jedna z kluczowych i najbardziej wzruszających scen nowego filmu pt. „Reagan”, który w październiku można było obejrzeć w polskich kinach. Jest to film zrobiony z hollywoodzkim rozmachem, doskonałą grą aktorską i mądrym scenariuszem, a równocześnie w swym przekazie pozostaje konserwatywny i chrześcijański.
Konserwatywny? Chrześcijański? Nie dziwi więc, że dzieło napotkało ogromne problemy dystrybucyjne. Film został bowiem nakręcony już w 2020 r., ale przez trzy lata nie mógł znaleźć dystrybutora. A obiektywnie rzecz biorąc, film posiada wszelkie cechy potencjalnego hitu – ciekawy, nośny temat, dobrą realizację i gwiazdorską obsadę. W tytułowego bohatera wciela się bowiem Dennis Quaid, a postać jego żony odgrywa Penelope Ann Miller. Również drugoplanowi bohaterowie są obsadzeni znanymi nazwiskami, jak chociażby Jon Voight, Mena Suvari, Mark Moses czy Dan Lauria.
Krytyka krytyków
Dopiero w 2024 r. szerzej nieznany dystrybutor ShowBiz Direct wykupił prawa do filmu, nie mając oczywiście takich możliwości jak wielcy gracze Hollywood, działający, jak wiemy, na całym świecie. Mimo tego film szybko wyszedł na plus i już na siebie zarabia, co tym bardziej trzeba podkreślić, ponieważ w Krakowie dostępny był tylko jeden pokaz dziennie – o godz. 13. A przecież gdzie jak gdzie, ale w Polsce dzieło to przy choć trochę lepszej reklamie mogło przynieść duże wpływy.
Przewidywalne były oczywiście także reakcje krytyków. To środowisko zdominowane przez jeden światopogląd gremialnie film oceniło negatywnie. Na stronie zbierającej recenzje Rotten Tomatoes (najbardziej wpływowej w USA) tylko 18% z 68 recenzji jest pozytywnych, ze średnią oceną 4/10. Wspólny konsensus na stronie brzmi tak: „Chociaż film ‘Reagan’ niewątpliwie podziwia Reagana jako człowieka, jego ckliwe i błyszczące przedstawienie historii spłaszcza postać 40. prezydenta USA do karykatury”. Jednak w przeciwieństwie do tego ocena publiczności, wynosząca 98% pozytywnych ocen, daje filmowi największą różnicę między ocenami krytyków a widzów spośród wszystkich filmów ocenianych na Rotten Tomatoes. To mówi naprawdę wiele o „obiektywizmie” współczesnych mediów.
Podobnie sytuacja wygląda na drugiej ważnej stronie internetowej, z której widzowie czerpią wiedzę o filmach, czyli IMDB. Oficjalnie film posiada tam ocenę 6,2 (na 10) i trzeba się przeklikać przez kilka miejsc i przeczytać mały druczek, aby dowiedzieć się, że nie jest to prawdziwa średnia „Reagana”, lecz wyważona przez algorytmy IMDB, a prawdziwa – biorąca pod uwagę jedynie głosowanie internautów – to 7.2. To przekłamanie jest stałą praktyką na tej stronie internetowej, jeżeli chodzi o filmy w jakiś sposób „kontrowersyjne”. Zeszłoroczna „Mała Syrenka” znana jest przede wszystkim z tego, że rolę Ariel powierzono czarnoskórej aktorce, a film generalnie uchodzi za kiepski. Niemniej wchodząc na IMDB, na pierwszy rzut oka dostrzega się świetną ocenę – 7.2. I znów trzeba się wczytać głębiej, aby zobaczyć, że prawdziwa średnia to 5.2. Jest to kolejny mechanizm, którym lewica manipuluje opinią publiczną.
Jest natomiast zrozumiałe, dlaczego obecny główny nurt obawia się tego filmu. Nie ma sensu streszczać fabuły – jest to bowiem życiorys Ronalda Reagana, każdemu mniej lub bardziej znany. Ciekawe są jednak poszczególne wątki, na które twórcy szczególnie zwrócili uwagę; właśnie tak powinno wyglądać kino chrześcijańskie.
Wyjątkowe kobiety
Cichymi bohaterkami filmu są w pierwszej połowie matka, a w drugiej żona Ronalda Reagana. To matka podsuwa małemu Dutchowi (taką Reagan miał ksywkę w młodości) książki, które go ukształtowały, i to ona zaszczepia mu wiarę, która miała zostać z nim już do końca życia. Jeżeli zachodzi taka potrzeba, to matka chroni go przed alkoholowymi eskapadami ojca, ale równocześnie wie, kiedy odsunąć się w cień, gdy dorastający chłopak wdaje się w bijatykę o szacunek na ulicy. Tym samym jest ona archetypem matki, o którym mówił Carl Gustav Jung, a więc matki, która musi polec, aby syn mógł odnieść sukces. Według Junga jest to najtrudniejsze zadanie w życiu matki. Od niemowlęctwa bowiem w absolutnym poświęceniu stawia ona swoje dzieci na pierwszym miejscu, także kosztem siebie, nie zważając na ból, zmęczenie, strach, choroby czy czasami nawet śmierć. Gdy dziecko – a zwłaszcza syn – dorasta, to matkom jest niezwykle trudno odejść od tego wzorca zachowania, choć ich pociechy potrzebują wtedy już zderzyć się samemu ze światem, aby w ten sposób nauczyć się życia. W tym sensie matka musi polec, musi oddać swoje dziecko dla jego własnego dobra. I paradoksalnie dopiero to wzmacnia więź między synem a matką, co przedstawia w sposób sugestywny i wzruszający film „Reagan”.
Nie jest to zresztą żadną fikcją. Już jako prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan wielokrotnie publicznie podkreślał rolę matki jako nieodzowną dla trwania narodu. Szczególnie piękne są jego słowa z 26 kwietnia 1988 r., kiedy nie tylko podziękował wszystkim matkom, ale także zwrócił uwagę na ich podwójną rolę – najpierw, gdy dziecko jest blisko, a potem, gdy już wyjdzie w świat: „Miłość macierzyńska jest pierwszą namacalną więzią, jaką zna każdy człowiek. Jest to więź jednocześnie fizyczna, emocjonalna, psychologiczna i mistyczna. Pomimo wszystkich słów, które zostały napisane o macierzyństwie, wszystkich wierszy wyrażających hołd i wdzięczność, które powstały na przestrzeni wieków, wszystkich portretów matki z dzieckiem malowanych przez stulecia, żadna z tych form nie zdołała w pełni wyrazić wdzięczności i radości należnej matkom.
Znakiem macierzyństwa, jak pokazuje historia Salomona i sporu o niemowlę w Pierwszej Księdze Królewskiej, jest oddanie dla dobra dziecka tak całkowite, że pomija własne potrzeby. To miłość, która ryzykuje wszystko, znosi wszystko, odważnie stawia czoła wszystkiemu. Ta miłość wzmacnia, uzdrawia i inspiruje, uczy zrozumienia, poświęcenia i oddania i tym samym staje się rodzicem dla wielu innych rodzajów miłości.
Ramiona matki są pierwszą kołyską noworodka i pierwszym schronieniem dla zranionego dziecka. Ręce matki to ręce troski o dziecko, które jest blisko, oraz modlitwy za to, które jest daleko. Oczy matki to oczy pełne czułego zdziwienia przy pierwszych krokach dziecka, niewypowiedzianego niepokoju przy pierwszej podróży młodego dorosłego z domu oraz radości przy każdym telefonie lub wizycie, które mówią, że jest szanowana i pamiętana. Serce matki to serce, które zawsze jest pełne. Pokolenie za pokoleniem mierzy miłość przez pracę i cud macierzyństwa. Za te dary, zawsze dawne i zawsze nowe, nie da się zbyt często dziękować matkom”.
Kto wie, czy najpiękniejszym podziękowaniem dla matki nie jest założenie własnej rodziny. Tak to chyba rozumiał Ronald Reagan, a w filmie relacja z jego żoną Nancy jest najważniejszym fundamentem dla prezydenta USA. I dodajmy – z jego drugą żoną Nancy. Film uczciwie przedstawia fakt, że żyjąc w hollywoodzkim blichtrze lat 40. ubiegłego wieku, Reagan zawarł związek małżeński z Jane Wyman, który nie przetrwał próby czasu. Scenariusz nie szuka winnych, wskazuje jednak, że dla dzieci z pierwszego małżeństwa Reagana było to bardzo trudne przejście. W 1952 r. poślubił Nancy, swoją bratnią duszę, a ich małżeństwo po 52 latach zakończyła dopiero śmierć byłego prezydenta USA.
Trzy główne przesłania filmu „Reagan”
W filmie to małżeństwo jest centralną osią narracyjną. Żadnej z kluczowych decyzji o swojej przyszłości politycznej Reagan nie podejmował sam – można by rzec, że każdorazowo prosił swoją żonę o błogosławieństwo, gdy decydował się ubiegać o urząd gubernatora Kalifornii, a później prezydenta Stanów Zjednoczonych. Są to piękne sceny, w których Ronald Reagan motywuje swój idealizm polityczny przemożną chęcią zwalczania komunizmu, jednocześnie zdając sobie sprawę, co to oznacza dla ich życia rodzinnego. Zaś Nancy mu odpowiada, że ona przecież za takiego mężczyznę wyszła i w takim się zakochała. Przy czym nie oznacza to wcale, że Nancy Reagan została przedstawiona jako bierna i podporządkowana kobieta. Wręcz przeciwnie, wielokrotnie stawia się doradcom politycznym i ministrom z rządu swego męża, kiedy ci chcą się zgodzić na zgniłe kompromisy. W innej kluczowej scenie ostrymi słowami przyprowadza do porządku samego Ronalda, kiedy ten w obliczu poważnego kryzysu jest bliski załamania.
Nancy Reagan była kobietą z krwi i kości i dlatego miała różne oblicza. Ale każde z nich było ważne dla Ronalda Reagana i bez nich funkcjonować nie mógł. Sam to pięknie ujął w liście do swojej żony na Boże Narodzenie 1981 r.: „W moim życiu jest kilka ukochanych kobiet i na Boże Narodzenie powinienem im dawać złoto, drogocenne kamienie, perfumy, futra i koronki. Wiem, że nawet najlepsze z tych rzeczy wciąż nie oddałyby w pełni, jak wiele te kobiety dla mnie znaczą i jak puste byłoby moje życie bez nich.
Jest oczywiście moja ‘Pierwsza Dama’. Wnosi tyle wdzięku i uroku we wszystko, co robi, że nawet sztywne, oficjalne uroczystości nabierają blasku i stają się radosnym czasem. Wszystko jest zrobione z klasą.
Jest też inna kobieta w moim życiu, która robi rzeczy, które nie zawsze mam okazję widzieć, ale o nich słyszę, a czasem widzę zdjęcia, jak to robi. Bierze na ręce porzucone dziecko podczas wizyty w szpitalu. Wyraz jej twarzy mógłbym porównać jedynie do Matki Bożej. Wyraz twarzy dziecka to czysta adoracja. Wiem to, bo sam ją adoruję. Pochyla się nad wózkiem inwalidzkim lub łóżkiem, by z czułością i współczuciem dotknąć starszej, schorowanej osoby, tak samo jak napełnia moje życie ciepłem i miłością.
Jest też inna dziewczyna, którą kocham, budowniczy gniazda. Gdyby utknęła na trzy dni w hotelu, zdołałaby zamienić go w przytulny dom. Przesuwa rzeczy – patrzy, prostuje to i owo – i zastanawiasz się, dlaczego nie było tak od początku. (…)
A potem jest jeszcze sentymentalna dama, którą kocham, której oczy tak łatwo się napełniają łzami. Z drugiej strony uwielbia się śmiać, a jej śmiech brzmi jak dźwięk dzwoneczków. Słyszę te dzwonki i od razu czuję się dobrze, nawet jeśli opowiem dowcip, który słyszała już wcześniej. Na szczęście wszystkie te kobiety w moim życiu to Ty – na szczęście dla mnie, bo nie byłoby dla mnie życia bez Ciebie”.
Zastanawiałem się, dlaczego film nosi tytuł „Reagan”, a nie „Ronald Reagan”. Sądzę, że odpowiedzią na to pytanie jest właśnie ważna rola tych dwóch kobiet, nie tylko w filmie, ale i w życiu Ronalda Reagana. A cała ich trójka nosiła przecież to samo nazwisko – Reagan.
Wiara ponad podziałami
Z powyższego listu można odczytać ponadto jeszcze jedną rzecz, na której Reagan opierał swoje działania, czyli wiarę. W filmie ten wątek jest mocno eksponowany, jak chociażby w scenie, od której zacząłem ten artykuł. Inny wzruszający moment ma miejsce w szpitalu, kiedy Reagan dochodzi do siebie po zamachu na jego życie w 1981 r. Przy jego łóżku czuwa wówczas Tip O’Neill, najważniejszy polityk amerykańskich Demokratów w latach 80., spiker Izby Reprezentantów w latach 1977–1987. O’Neill jest ciekawą postacią, nie tylko w filmie, ale przede wszystkim w rzeczywistości.
Mimo że z Reaganem stali po przeciwległych krańcach spektrum politycznego, to łączyła ich autentyczna przyjaźń, udokumentowana w wielu źródłach. Ponadto O’Neill był gorliwym katolikiem i wiemy, że nieraz z Reaganem wspólnie się modlili. Tak właśnie też się stało w szpitalu. O’Neill modlił się na różańcu, czekając, aż prezydent się obudzi. Gdy Reagan otworzył oczy, O’Neill ujął obie ręce prezydenta i powiedział: „Niech Bóg cię błogosławi, panie prezydencie”. Prezydent nadal wydawał się oszołomiony z wieloma rurkami i igłami podłączonymi do ciała. Ale kiedy zobaczył Tipa, rozpromienił się, szeroko uśmiechnął i powiedział: „Dzięki, że przyszedłeś, Tip”. Wciąż trzymając jedną z rąk prezydenta, spiker uklęknął i powiedział, że chciałby odmówić modlitwę za prezydenta. Wspólnie odmówili Psalm 23 (Pan jest moim pasterzem). Po tym O’Neill pocałował Reagana w czoło.
To nie jest „ckliwy” scenariusz, jak chcieliby to przedstawić krytycy, albowiem to wydarzenie dokładnie tak się odbyło, co potwierdzają inni będący tego dnia w szpitalu z prezydentem. To było zaledwie 40 lat temu, ale tak wtedy wyglądała rzeczywistość. Reagan powtarzał, że z O’Neillem łączy go to, co najważniejsze, czyli więź wiary i wyznawanie tego samego Boga (aczkolwiek Reagan był protestantem). Podkreślał, że wierzy w to, że intencje O’Neilla są szczere i że on naprawdę chce tego, co dla Amerykanów najlepsze, a obaj po prostu mają różne wizje, jak tego dokonać. I tak ta relacja działała również w drugą stronę.
Można się zatem spierać, można mieć różne zdania, ale współpraca możliwa jest tylko wtedy, gdy jest jakiś wspólny system wartości, do którego uczestnicy dyskusji mogą się odwołać. Tego dzisiaj właśnie brakuje. Widać to w amerykańskiej kampanii wyborczej, gdzie Kamala Harris kazała wynosić się z jej wiecu grupce ludzi, którzy krzyknęli „Jezus jest Panem”. I widać to oczywiście także u nas w Polsce, gdzie katolików chce się „opiłować”, religię wyrzuca się ze szkół, a księży w Wielki Czwartek wsadza się do więzienia w celu zastraszenia całego stanu kapłańskiego.
Bez litości dla komunizmu
To są oczywiście metody nazywane w Polsce ubeckimi. I tutaj granica kompromisu się kończy. Jeżeli nie ma Boga, to wszystko staje się dozwolone. Przed tym przestrzega omawiany tutaj film i tej absolutnie antykomunistycznej postawy trzymał się całe swoje życie także Ronald Reagan. Już jako przewodniczący związku zawodowego aktorów w Hollywood w latach 1947–1952 tropił komunistów w jego szeregach i stoczył zwycięską bitwę przeciwko sowieckim agentom, którzy chcieli przejąć wszystkie wpływowe środowiska w fabryce marzeń. Z kolei zapytany podczas spotkania z czołowymi przywódcami Republikanów o najważniejszy cel polityki, odparł bez wahania: trzeba zniszczyć komunizm. A w rozmowie z Gorbaczowem mówi mu wprost: to my wygramy, a wy przegracie.
Komuniści w Moskwie są przedstawiani jako ponurzy, groźni, grubi, w oparach papierosów i popijający wódkę. Widzimy Breżniewa, Andropowa czy Czernienkę, ale oni wszyscy są jakby tą samą osobą, marionetką bezbożnego systemu, co szczególnie uwidacznia scena pogrzebów wymienionych przywódców sowieckich, które się niczym od siebie nie różnią. W pamięć zapadła także scena z wizytą Reagana w Berlinie Zachodnim w 1987 roku. Kluczowe zdanie tego przemówienia („Panie Gorbaczow, zburzcie ten mur!”) prawie nie zostałoby wypowiedziane, ponieważ sprzeciwiali się mu zarówno Departament Stanu, jak i Rada Bezpieczeństwa Narodowego USA i zostało ono usunięte z projektu przemówienia. Jednak piszący przemówienia dla Reagana nie poddali się, przekonani, że dobrze znają poglądy swojego prezydenta. Przekazali Reaganowi ostateczną wersję przemówienia, która zawierała słynną frazę. Następnie, 12 czerwca, w przemówieniu słyszanym w całym bloku wschodnim, Reagan ogłosił: „Sekretarzu Generalny Gorbaczow, jeśli pragniecie pokoju, jeśli pragniecie dobrobytu dla Związku Sowieckiego i Europy Wschodniej, jeśli pragniecie liberalizacji: przyjdźcie tutaj do tej bramy! Panie Gorbaczow, otwórzcie tę bramę! Panie Gorbaczow, zburzcie ten mur!”.
Kadencja Reagana zakończyła się półtora roku później, Polska zdążyła wówczas już przejść transformację. Do 1990 roku Mur Berliński został zburzony, a w następnym roku Związek Sowiecki się rozpadł.
Na szczęście jednak film nie przedstawia tego jako wyłącznego sukcesu Ronalda Reagana, lecz oddaje hołd zarówno Janowi Pawłowi II, jak i „Solidarności” oraz Margaret Thatcher. W dramatycznej scenie Reagan, dopiero co opuściwszy szpital, widzi w telewizji, jak na Placu św. Piotra postrzelony został Ojciec Święty z Polski. Widzimy archiwalne nagrania z 1981 roku i papieża osuwającego się w ramiona ks. Dziwisza. Następnie w słynnym Gabinecie Owalnym zbierają się czołowi politycy USA z prezydentem na czele. Jan Paweł II jest nazwany najważniejszym sojusznikiem Reagana w walce z komunizmem. „Co wiemy o zamachu na papieża?” – pyta jeden z urzędników. „To robota KGB, zrobili to przez swój bułgarski oddział, co do tego nie ma wątpliwości” – pada odpowiedź. I dalej tłumaczą niby to prezydentowi, ale przecież tak naprawdę widzowi, sytuację w Polsce: naród się buntuje, walczy o wolność, powstała „Solidarność” zrzeszająca ponad 10 milionów ludzi, a ludzie ci chcą powrotu do Boga, zaś komuniści reagują paniką. Wreszcie wstaje Reagan i mówi: przecież to zachowanie Sowietów racjonalnie nie ma żadnego sensu; oni się tego papieża autentycznie boją.
Ojciec Święty później pojawia się ponownie, też w kontekście walki z komunizmem. A już na samym początku filmu widz dowiaduje się, że Polska została siłą zajęta przez sterowanych z Moskwy komunistów. Warto tę szczerość docenić, bo jak wiemy, nie są to częste przypadki w twórczości zachodnich artystów, nie tylko filmowych.
Imperium zła
Tradycyjna rodzina, wiara w Boga oraz bezkompromisowy antykomunizm – to są trzy główne przesłania płynące z filmu „Reagan”. Twórcy musieli zdawać sobie sprawę z tego, że takie dzieło będzie w naszych czasach wściekle zwalczane. Nie poddali się i udało im się stworzyć bardzo dobry film, zresztą na wskroś amerykański, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Kulminacyjnym momentem filmu, a być może także prezydentury Ronalda Reagana, jest jego słynne przemówienie o „imperium zła”. Zazwyczaj ta mowa jest sprowadzana właśnie do tego, jak prezydent USA nazwał Związek Sowiecki. Ale Reagan powiedział wtedy przecież o wiele więcej, powołując się przede wszystkim na swoje chrześcijańskie korzenie, chcąc dotrzeć z dobrą nowiną do tych, którym państwo jej zabrania. Twórcy filmu na szczęście zdecydowali się pokazać szerszy kontekst tego przemówienia, bo to właśnie ten kontekst najlepiej pozwala uchwycić, kim był Ronald Reagan. I dlatego też na koniec tego artykułu przywołam słowa, które 40. prezydent USA wygłosił 8 marca 1983 r. Łączą one to, co dla Reagana było najważniejsze: rodzinę, wiarę i ojczyznę: „Kilka lat temu usłyszałem młodego ojca, bardzo znanego młodego człowieka ze świata rozrywki, który przemawiał do ogromnego zgromadzenia w Kalifornii. Było to w czasie zimnej wojny, a komunizm i nasz własny styl życia były bardzo żywymi tematami w umysłach ludzi. Nagle jednak usłyszałem, jak mówi: ‘Kocham moje córeczki bardziej niż cokolwiek na świecie’ – i pomyślałem sobie: ‘O, nie, nie mów tego. Nie możesz – nie mów tego’. Nie doceniłem go jednak. Kontynuował: ‘Wolałbym, żeby moje córeczki umarły teraz, wierząc w Boga, niż żeby dorastały pod komunizmem i pewnego dnia umarły, już nie wierząc w Boga’.
Były tam tysiące młodych ludzi. Wstali z radością. Natychmiast rozpoznali głęboką prawdę w tym, co powiedział, odnoszącą się do ciała i duszy oraz tego, co naprawdę jest ważne.
Tak, módlmy się o zbawienie wszystkich tych, którzy żyją w tej totalitarnej ciemności – módlmy się, aby odkryli radość z poznania Boga. Ale dopóki tego nie zrobią, bądźmy świadomi, że podczas gdy głoszą oni nadrzędność państwa, deklarują jego wszechmoc nad jednostką i przewidują jego ostateczne panowanie nad wszystkimi narodami na ziemi, są oni ogniskiem zła we współczesnym świecie.
To C.S. Lewis w swoich niezapomnianych ‘Listach starego diabła do młodego’ napisał: ‘Największe zło nie dzieje się teraz w tych mrocznych «norach zbrodni», które tak lubił opisywać Dickens. Nie dzieje się też w obozach koncentracyjnych i obozach pracy. Tam widzimy jego ostateczny rezultat, ale jest ono poczęte i zarządzane, poruszane, popierane, zatwierdzane i zapisywane w czystych, wyłożonych dywanami, ogrzanych i dobrze oświetlonych biurach, przez cichych ludzi w białych kołnierzykach, z obciętymi paznokciami i gładko ogolonymi policzkami, którzy nie muszą podnosić głosu’.
Ci ‘cisi ludzie’ nie ‘podnoszą głosu’, ponieważ mówią kojącym tonem o braterstwie i pokoju, ponieważ, jak inni dyktatorzy przed nimi, zawsze zgłaszają swoje ‘ostatnie żądanie terytorialne’ i dlatego niektórzy chcieliby, abyśmy przyjęli ich słowa za dobrą monetę i dostosowali się do ich agresywnych impulsów. Ale jeśli historia czegoś uczy, to uczy, że prostoduszna polityka appeasementu [zaspokojenia; tu – apetytów imperialnych, przyp. red.] lub życzeniowe myślenie o naszych wrogach to głupota. Oznacza to zdradę naszej przeszłości oraz roztrwonienie naszej wolności.
Dlatego wzywam was, abyście przeciwstawiali się tym, którzy chcieliby postawić Stany Zjednoczone w pozycji militarnej i moralnej niższości. Wiecie, zawsze wierzyłem, że stary diabeł swoje najlepsze podstępy zarezerwował dla tych, którzy są częścią Kościoła. Dlatego w waszych dyskusjach na temat propozycji zamrożenia zbrojeń nuklearnych wzywam was, abyście uważali na pokusę pychy – pokusę beztroskiego stawiania się ponad to wszystko i obwiniania obu stron w równym stopniu, ignorowania faktów historycznych i agresywnych impulsów imperium zła, nazywania wyścigu zbrojeń po prostu wielkim nieporozumieniem, a tym samym odsuwania się od walki między dobrem a złem”.
Ten artykuł ukazał się w miesięczniku WPIS – Wiara Patriotyzm Sztuka w październiku 2024 tu: https://e-wpis.pl/