Wbrew usypiaczom zakuwającym w łańcuch nowego poddaństwa
Jerzy Kłosiński
„Zbyszka mało interesowała poezja jako taka, jego interesowała historia, wiedza o społeczeństwie, polityka i jej realizacja praktyczna. (…) Zbyszek miał pasję człowieka, który zmienia rzeczywistość. (…) Jego rozpoznanie tego, co się w Polsce działo, było genialne, niezwykle trafne. Żył Polską”
– napisał o Herbercie jego stary przyjaciel Stanisław Gebhardt (Joanna Siedlecka, „Pan od poezji”)
Wojownik polityczny Zbigniew Herbert
Stwierdzenie to ukazuje pewien paradoks dotyczący poety. Cały prawie jego okres twórczy to wyrażanie się, w zasadzie, przez poezję czy szerzej literaturę piękną. Zmienia się to, gdy w 1989 r. upada sowiecka dominacja nad Europą Środkowo-Wschodnią i przywracana jest wolność wypowiedzi. Wprawdzie nadal nie opuszcza Herberta duch poezji, ale całym sobą angażuje się on w publicystykę polityczno-społeczną i nawet różne publiczne działania.
To jest powodem, że znajduje sobie jedno, główne, forum wypowiedzi publicystycznych. Staje się nim „Tygodnik Solidarność” w latach 1993–1998. To, że wybiera to właśnie pismo, wynikało bezpośrednio z roli, jaką odgrywało ono na mapie prasy w tamtych latach. „Tygodnik Solidarność” był chyba najważniejszym wtedy pismem krytykującym sposób przemian ustrojowych, dalekich od oczekiwań zrodzonych przez ruch „Solidarności” i środowiska niepodległościowe. Herbert znajdował po prostu na łamach Tygodnika treści, z którymi mógł się utożsamiać. Ówczesny redaktor naczelny, Andrzej Gelberg, utrzymywał też bliską współpracę z wybitnym poetą, co dało efekt inspirujący dla samego Herberta. Rezultatem było kilkanaście jego wypowiedzi, znaczących dla spraw bieżących w ciągu ostatnich 5 lat jego życia, będących niekiedy zupełnie przełomowymi dla kształtowania opinii publicznej w kraju.
„Wierność”
Ta regularna współpraca Zbigniewa Herberta zaczęła się niewinnie, od wysłania listu do redakcji w lipcu 1993 r. Choć wcześniej, jeszcze w 1991 r., udzielił on wywiadu Tygodnikowi, to musiały minąć ponad dwa lata, aby poeta zaczął się na jego łamach wypowiadać.
Wróćmy zatem do roku 1993. Po zwycięstwie postkomunistów w wyborach parlamentarnych poeta wysłał do redakcji tekst zatytułowany „Wierność”. Ten niewielki tekst jest kluczowy dla zrozumienia jego postawy i poglądów. Herbert pisze, że komunizm pozostawił poza ruiną gospodarczą ogromne spustoszenie w dziedzinie moralno-umysłowej:
„Zamęt dotyczy nie tylko takich elementarnych kategorii, jak dobro i zło, sprawiedliwość i niesprawiedliwość, zbrodnia i kara, ale zatraciły także znaczenie słowa przyziemne, powtarzane nieskończoną ilość razy, takie jak reforma, prywatyzacja, wolny rynek, inflacja. Ze społeczeństwa, które znajduje się w stanie ciężkiej zapaści semantycznej, można wszystko zrobić”.
Jako przykład tej zapaści poeta podaje wynik ankiety, w której większość pytanych wybrała jako bohatera gen. Jaruzelskiego, autora wprowadzenia stanu wojennego, a za zdrajcę uznała płk. Kuklińskiego, który przyczynił się do upadku Związku Sowieckiego. Herbert nie byłby sobą, gdyby nie użył gorzkiej ironii. W puencie tekstu napisał: „Wydaje się, że wielu naszych Rodaków najwyżej ceni cnotę wierności. To wina Historii, że podpowiada ona często – konformizm. Do czego to doprowadzi, będziemy mogli się wkrótce przekonać”.
Dodam tu od siebie, że już ponad 30 lat od wydrukowania tego tekstu ciągle się o tym przekonujemy.
„Szpieg”
Sprawa rehabilitacji płk. Ryszarda Kuklińskiego, skazanego w PRL-u na karę śmierci, staje się dla Zbigniewa Herberta najważniejszym zadaniem do wykonania w wymiarze symbolicznym, aby przywrócić w Polsce te „elementarne kategorie”, o których pisał. We wrześniu 1994 r. drukuje więc swój komentarz zatytułowany „Szpieg”. Stwierdza wtedy, iż „działalność pułkownika Ryszarda Kuklińskiego budzi mój podziw i szacunek” – rzekomo wbrew opinii większości w Polsce, która widziała w nim zdrajcę. Domaga się anulowania wyroku kary śmierci wydanego na pułkownika i przywrócenia mu polskiego obywatelstwa: „nie będzie to akt polityczny, lecz zrealizowanie elementarnej zasady sprawiedliwości” – uzasadnia.
Miesiąc później kontynuuje ten temat w tekście pt. „Armia”. Znowu odnosi się do badania opinii publicznej, z której wynika, że wojsko cieszy się najwyższym uznaniem: „Polacy kochają armię” – pisze. Twierdzi jednak, że jeśli chcemy być państwem niepodległym, musimy wybrać odpowiedni wzór armii. Musimy odrzucić dziedzictwo utożsamiane z generałami, którzy służyli zbrodniczemu Związkowi Sowieckiemu, a za wzór postawić generałów cieszących się „najwyższym szacunkiem rozumnej i wolnej części społeczeństwa”, takich jak Franciszek Kleeberg, Tadeusz Kutrzeba, Władysław Anders, Stanisław Sosabowski, Stanisław Maczek, Emil Fieldorf. I znowu Herbert ozdabia swój tekst czymś, co wykracza poza zwykły dyskurs publicystyczny. Ironizuje, że jeśli obraził paru żyjących generałów, to gotów im dać satysfakcję i czeka w ciągu dwóch tygodni na pojedynek. Adresuje te słowa między innymi do żyjących wtedy generałów – Jaruzelskiego i Kiszczaka.
„Pojedynki Pana Cogito”
Pojedynek, kodeks honorowy – to słowa z arsenału pojęć kluczowych dla postawy Herberta. Zresztą tytuł „Pojedynki pana Cogito” otwiera wywiad, jakiego poeta udzielił „Tygodnikowi Solidarność”. Został wydrukowany w numerze ze znamienną datą 11 listopada 1994 r. Tekst był rozliczeniem z elitami PRL-u, które po 1989 r. zwycięsko przeszły do nowego porządku politycznego, zasilone dodatkowo przez lewicę solidarnościową. Mówił w wywiadzie, że staro-nowe elity nie chciały odciąć się od podstawowego modus operandi [sposobu działania – przyp. red.] epoki komunistycznej, czyli języka kłamstwa, i zastąpić go językiem prawdy. Jako przykład podał karierę swego byłego przyjaciela i opozycjonisty – Adama Michnika. Herbert mówił, że zawiódł się na jego uczciwości: „Jest on klasycznym przykładem kariery komunistycznego DYZMY”.
Najgłośniejszym fragmentem tego wywiadu było opisanie szerzej przez Herberta jego sporu z Czesławem Miłoszem. Ten spór był wcześniej mało znany; poeta opisał dokładnie, na czym polegał, a mianowicie – na różnicy w podejściu do komunizmu. „Był to 1968 czy 1969 – mówił Zbigniew Herbert. – Powiedział mi [Miłosz] – na trzeźwo – że trzeba przyłączyć Polskę do Związku Radzieckiego. Ja na to ‘Czesiu, weźmy lepiej zimny tusz i chodźmy na drinka’. Myślałem, że to żart czy prowokacja. Lecz, gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet bardzo spodobało – wstałem i wygarnąłem. Takich rzeczy nie można mówić – nawet żartem”. Zdarzenie to przeszło już teraz do historii polskiej literatury współczesnej, jest cytowane jako przykład rozdźwięku między tymi dwoma wielkimi poetami, ale przede wszystkim różnic w postawach ideowych między nurtem patriotycznym a postawą uległą wobec systemu komunistycznego. W wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność” tak Herbert definiował Miłosza: „On jest człowiekiem rozdartym: o nieokreślonym statusie narodowym, metafizycznym, moralnym. (…) najważniejszy jego problem to brak poczucia tożsamości”.
W pierwszych latach po przełomie roku 1989 postawa Herberta miała bardzo ważne znaczenie. Ustawiała na przyszłość dyskurs ideowo-polityczny. Trudno było podważyć jego opinie, miał autorytet i pozycję najwybitniejszego żyjącego poety. Ale właśnie dlatego został od razu zaatakowany przez te potężne środowiska elit postkomunistycznych, które stały się głównymi beneficjentami porozumień okrągłego stołu. Ponieważ nie można było wprost zanegować znaczenia jego dotychczasowego dorobku poetyckiego, pojawiły się zjadliwe oskarżenia o problemy ze zdrowiem psychicznym poety. Spotkał go też ostracyzm panującego mainstreamu. Z pewnością odczuł to bardzo, ale wydaje się, że był na to przygotowany, bo kontynuował swoją aktywność na łamach „Tygodnika Solidarność”.
Pułkownik Ryszard Kukliński
Na okoliczność śmierci gen. Stanisława Maczka w grudniu 1994 r. Zbigniew Herbert drukuje poświęcony mu wiersz. Na początku 1995 r. jako pierwszy podpisuje się pod apelem o unieważnienie wyroku na płk. Kuklińskiego, domagającym się „uznania przez III Rzeczpospolitą zasług płk. Ryszarda Kuklińskiego, które dla Polski mają wymiar historyczny”; redakcja Tygodnika rozpoczyna akcję zbierania podpisów po tym apelem. Jednocześnie Herbert pisze list otwarty do ówczesnego prezydenta RP Lecha Wałęsy w sprawie unieważnienia wyroku na płk. Kuklińskiego. Domaga się: „przywrócić mu wszystkie prawa honorowe i obywatelskie oraz przyznać wysokie odznaczenia wojskowe, za bezprzykładną odwagę i poświęcenie”. Prezydent Wałęsa nie zareagował na ten list.
W tym samym czasie Herbert jest autorem listu otwartego do prezydenta Czeczenii Dżochara Dudajewa. Wyrażał w nim poparcie dla niepodległości tej republiki, która broniła się przed rosyjską inwazją. List podpisało grono polskich intelektualistów, w tym prof. Tomasz Strzembosz, prof. Jadwiga Staniszkis czy pisarz Marek Nowakowski. Herbert pisał w liście: „My także toczyliśmy przez długie dziesięciolecia samotną walkę o elementarne prawo do wolności, prawo do życia w godności, sprawiedliwości i bezpieczeństwa. Walczyliśmy podobnie jak Wy w przeraźliwej pustce otaczającego nas świata”.
Doktryna neokomunistów
Koniec roku 1995 przyniósł zwycięstwo w wyborach prezydenckich postkomunisty Aleksandra Kwaśniewskiego. Herbert poparł w drugiej turze wyborów prezydenta Lecha Wałęsę, mimo dystansu do jego polityki, bo jak pisał w liście do redakcji Tygodnika: „przeżywamy ważny moment historyczny, i od niego zależy los naszego kraju”.
Klęska Wałęsy i trwające wtedy już dwa lata rządy postkomunistów skłoniły poetę do napisania apelu „W obronie demokracji”, który został wydrukowany w Tygodniku w styczniu 1996 r. Padły w nim m.in. takie słowa:
„Dwa lata rządów komunistów i ludowców w Polsce uczą nas, jak można budować demokrację, która demokracją nie jest. (…)
Doktryna polityczna neokomunistów jest uboga, ale jej skuteczność – porażająca. Składają się na nią dwa proste i konsekwentnie realizowane postulaty: skupienie w jednym ręku (lub raczej skuteczna kontrola) kapitału oraz stworzenie całkowicie podporządkowanego, centralnie sterowanego aparatu administracji”. W zakończeniu poeta domagał się aktywności społecznej:
„Zwracam się do wszystkich, którym drogie są ideały demokracji, aby pilnie, gdziekolwiek mieszkają, obserwowali poczynania władzy, aby publicznie i otwarcie protestowali przeciw wszystkim przejawom nadużywania demokratycznych terminologii i kamuflażu, a także zdobyli się na gest solidarności wobec tych, których zwolniono z pracy, ponieważ uczciwie wypełniali swoje obowiązki”.
Herbert miał dar pisania rzeczy ponadczasowych – można dziś to stwierdzić.
„Zaciekła walka na śmierć i życie nie ustaje”
Ostatni tekst publicystyczny Zbigniewa Herberta, który ukazał się na łamach „Tygodnika Solidarność”, pochodzi z czerwca 1997 r. Jest dość obszerny jak na jego dotychczasowe zamieszczane tu artykuły. Dotyczy uwag, jakie miał do programu idącej wówczas do władzy Akcji Wyborczej Solidarność (AWS). Są to jakby przestrogi dla Polski – wyjątkowo trafne. Mimo sympatii poety dla „Solidarności” skupia się on – jak sam pisze – na wątpliwościach. Zacytuję tu dłuższy fragment, aby oddać myśl przewodnią rozważań Herberta:
„Razi mnie trochę ton całego programu – młodzieńczo-optymistyczny – czemu towarzyszy wiara we względną łatwość osiągnięcia wyznaczonych celów. Coś pod słomiany ogień Polaków. Bardziej na przykład odpowiada mi twardy, męski ton brytyjskiego premiera, który swego czasu przyrzekł narodowi pot, łzy i krew. Niech nas nie zwodzi fakt, że działo się to dawno temu, w czasie wojny. Prosiłbym, a nawet zaklinałbym Polaków, aby uświadomili sobie fakt, że u nas wojna toczy się dalej; zaciekła walka na śmierć i życie nie ustaje nawet na chwilę.
Wbrew usypiaczom, to jest wszystkim tym, którzy chcą nas zakuć w łańcuch nowego poddaństwa, oferując społeczeństwu nędzną makulaturę, zasłonę dymną zamiast faktów i realnych rozwiązań politycznych, prawnych i gospodarczych (żeby uniknąć wątpliwości, mówię o rządzącej obecnie w Polsce ekipie). Aby zrealizować podany w załączeniach plan reform, potrzebne są co najmniej cztery następujące po sobie rządy ekipy solidarnościowej. Kto da nam niezbędne ćwierć wieku?…”.
Bardzo ciekawe są też spostrzeżenia Herberta nt. integracji europejskiej, które wtedy brzmiały jak coś niewiarygodnego. Dziś warto je przytoczyć z uwagi na ich proroczość w pewnym zakresie:
„Obawiam się jednak, że cała integracja to łamigłówka, której nikt nawet nie zaczął rozwiązywać (wymiana urzędników na różnych lukratywnych stołkach to jeszcze nie wszystko), a poza tym koszt tej zabawy może przekroczyć nasze realne możliwości (nie apetyty). Obrazowo:
Zachód ma kupić wszystkim środkowym Europejczykom bilet plus stosowne wieczorowe garnitury i suknie aby mogli uczestniczyć w spektaklu w obcym języku, który to spektakl jest dla nich całkowicie niezrozumiały”.
Herbert umiera 28 lipca 1998 r. W numerze z 7 sierpnia „Tygodnik Solidarność” poświęca w znacznej części łamy pisma uczczeniu pamięci swojego wielkiego współpracownika. Wspomnieniami dzielą się jego przyjaciele, na okładce opublikowane zostaje jedno z ostatnich zdjęć portretowych poety, a obok jeden z ostatnich wierszy, „Kwatera Główna”, z przerażającym obrazem zniszczeń wojennych.Czyżby kolejne proroctwo poety?:
Jak słusznie zaznaczono
Pierwsze kolumny ostatniej awangardy
Dotarły na przedmieście.
O szóstej nad ranem
Dotarły tutaj
Drogą przez sady wiśniowe.
Widok był zaiste makabryczny
Kolumna krwista sokiem
Ludzie, Wozy, Konie, Sprzęt
Pokrywała krew?
Krew która stygła.
Niemal całkowicie wykrwawiona
Wojenko-bis
Niepodległy – orle.
Ten artykuł ukazał się w miesięczniku WPIS – Wiara Patriotyzm Sztuka w październiku 2024 tu: https://e-wpis.pl/