W cieniu Wołynia
Polsko-ukraińskie rodziny podczas czystek w Galicji Wschodniej
Damian K. Markowski
Rzeź Wołyńska z 1943 r. nie była jedyną masową zbrodnią ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej w okresie II wojny światowej. Czystki OUN i UPA dokonane w latach 1943–1945 na obszarze Galicji Wschodniej pochłonęły około 30 tys. istnień ludzkich i były nie mniej brutalne od wołyńskich. W społecznościach mieszkających na tej samej ziemi przynależność narodowościowa wyznaczyła rolę ofiar, świadków, a niekiedy i sprawców również w polsko-ukraińskich rodzinach mieszanych. Zapraszamy do lektury fragmentu książki Damiana Markowskiego “W cieniu Wołynia. Antypolska akcja OUN i UPA w Galicji Wschodniej 1943–1945” wydanej nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Jednym z głównych motywów przewodnich “antypolskiej akcji” był zamiar jej inicjatorów i wykonawców, aby niepodległe państwo ukraińskie było wolne od “wrogich” mniejszości narodowych. Zaliczenie do tego grona ponad milionowej polskiej społeczności wrośniętej od wieków w ziemię wspólną dla obu narodów sprawiło, że wraz z likwidacją polskiej obecności banderowcy zamierzali radykalnie uciąć również liczne więzi pokrewieństwa, przyjaźni i sąsiedztwa, utrzymujące się mimo konfliktu między Polakami a Ukraińcami w gronie rodzinnym i sąsiedzkim.
Rozdarcie
Dramatyczne wybory podjęte pod groźbą przemocy stały się przyczyną złamania niejednego życia. Karolina Socha wspominała o tym, co stało się w jej rodzinnych Chlebowicach Świrskich w listopadzie 1943 r.: “Bratanek ojca — sześcioletni Adam Słabicki — został zastrzelony przez bandytę ukraińskiego. Banderowiec przyszedł na podwórko stryja i zapytał o «polskie nasienie». Matka Adasia, Ukrainka, wskazała palcem własne dziecko. Zastrzelił go na oczach matki. Ona nie rozpaczała z tego powodu. Wzięła na ręce konające dziecko i zaniosła do domu”.
Wedle polskich relacji z rąk ukraińskich współmałżonków, przede wszystkim mężczyzn, ginęły przeważnie polskie żony. Jesienią 1944 r. w lesie pod Dźwiniaczką dwaj Ukraińcy powiesili swoje żony: Paulinę Głowacką i Marię Polańską. Kilka miesięcy później, w styczniu kolejnego roku, ukraiński rolnik Josyp Pidhorniak zabił swoją żonę. Po kulminacyjnej fali “antypolskiej akcji” i jej osłabnięciu późną wiosną 1944 r. wiele osób z mieszanych rodzin polsko-ukraińskich odetchnęło z ulgą, licząc na to, że najgorsze już za nimi. Ci ludzie byli jednak w błędzie.
Ukraińskie podziemie planowało zlikwidować również tych Polaków, którzy nie zamierzali czynnie bronić “polskości” jako takiej czy dążyć do restytucji Rzeczypospolitej na jej przedwojennych terenach wschodnich.
Podejrzenie o wrogość wobec ukraińskich dążeń państwowotwórczych rozciągnięto na całą polską społeczność, stąd też każdy jej członek musiał liczyć się z zastosowaniem wobec niego zasady odpowiedzialności zbiorowej. W kręgach dowódczych OUN pojawiły się głosy, że nie należy pozostawiać nikogo, kto mógłby stanowić potencjalne zagrożenie. Kierownictwo banderowskiego podziemia z Okręgu Kamionka Strumiłowa zwracało na to uwagę:
“Bardzo niebezpiecznym elementem są pozostawieni Polacy z mieszanych polsko-ukraińskich rodzin. Są oni systematycznymi obserwatorami i kontrolerami danej miejscowości z ramienia polskich organizacji terrorystycznych. Śledzą każdy nasz ruch i niezwłocznie donoszą o nim Polakom do miasta”.
Być może niektórzy polscy członkowie mieszanych rodzin, którym udało się przeżyć, nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie groziło im w ich własnych domach. Marija Chomyn, członkini UPA, wspominała, że jej siostra wyszła za mąż za Polaka. Nie był to szczęśliwy związek, ponieważ małżonkowie często kłócili się o przyszłą narodowość dzieci. Bez względu na zaangażowanie rodziny Chomynów w ukraiński ruch narodowowyzwoleńczy jedyny Polak w ich rodzinie przetrwał okres czystki. Być może dlatego, że kiedy “wszyscy Polacy wyjeżdżali”, nie miał innego wyjścia. Marija wspominała:
“Mówią, że nasi zabijali Polaków. Ale to nieprawda. Byliśmy pierwszą z nacjonalistycznych rodzin [we wsi] i gdybyśmy chcieli, moglibyśmy z nim rozprawić się przy pomocy banderowców […] ale on nikomu nie przeszkadzał”.
Podczas drugiej okupacji sowieckiej funkcjonariusze bezpieczeństwa wypytywali jedynego Polaka w tej rodzinie o miejsce ukrycia Mariji, ponadto niejednokrotnie w ich domu ukrywali się ukraińscy partyzanci. Mimo nacisków Sowietów Polak nikogo nie wydał, choć oferowali mu za to wynagrodzenie pieniężne. “I nigdy banderowcy go nie zaczepiali, choć był zaciętym Polakiem”.
PAMIĘTAJMY!
Damian K. Markowski – (ur. 1986) – historyk, znawca dziejów Europy Wschodniej, współpracownik ośrodków naukowych w Europie i Stanach Zjednoczonych. Autor książek poświęconych historii najnowszej, m.in. “Anatomia strachu. Sowietyzacja obwodu lwowskiego 1944-1953” (2018), “Dwa powstania. Bitwa o Lwów 1918” (WL, 2019), “Ostatni dzień Hanaczowa. Polsko-żydowskie braterstwo podczas Zagłady” (2022). Współautor książki: “Making Ukraine: Negotiating, Contesting, and Drawing the Borders in the Twentieth Century” (2022). Nagrodzony m.in. Nagrodą im. Janusza Kurtyki oraz Nagrodą “Przeglądu Wschodniego”.