W poprzedniej części przedstawiłem Państwu (oczywiście skrótowo) genezę powstania homo-herezji w USA, zaś w tym chcę skoncentrować się na jej, nazwijmy to ideologiczno-teologicznej podbudowie i uzasadnieniu, gdzie inspirującą rolę odegrał kanadyjski dominikanin Mattew Fox, który swą „dydaktyczną działalność” zaczął już w 1972 r. publikując książki o duchowości, teologii, eklezjologii oraz wielu innych aspektach dotyczących wiary, a więc na początek nie związanych wprost z homo-katolicyzmem. Należało bowiem najpierw zniszczyć tradycyjne pojęcie moralności katolickiej, czy nawet całego paradygmatu katolicyzmu przed pójściem w akceptację związków homoseksualnych przez Kościół. I tym właśnie zajął się M. Fox.
Był bardzo znany z prowadzonych szkoleń i wykładów na temat stworzonej przez siebie „duchowości skoncentrowanej na stworzeniu”, które odbywały się na wielu katolickich uczelniach i seminariach w USA oraz Kanadzie. M. Fox był też bardzo aktywny na uniwersytetach, gdzie krytyka jego poglądów była tłumiona argumentem o prawie do wolności słowa, przez co pozyskał wielu zwolenników w środowiskach naukowych, także na uczelniach katolickich. Przez lata jego książki były wydawane i reklamowane przez wydawnictwo Novalis uważane za oficjalnego publikatora Kościoła, choć technicznie rzecz biorąc, było ono tylko zleceniobiorcą Konferencji Episkopatu, ale w powszechnej świadomości miało prawie urzędową pozycję i aprobatę władz kościelnych. M. Fox na tym korzystał, bo jego pisma zawierały mnóstwo błędów doktrynalnych, a ponieważ były prezentowane w zagmatwanym pseudo tomistycznym języku, panujące wówczas w Kościele kanadyjskim konflikty, pomogły mu to ukryć.
W 1977 r. M. Fox założył w Mudlein College (Chicago, USA) Instytut Rozwijający Ideę Duchowości Dzieła Stworzenia, by 6 lat potem przenieść go do Kolegium Świętego Imienia w Oakland (USA), skąd prowadził działalność, organizując warsztaty nt duchowości oparte w dużej mierze na ideach Mistrza Eckharta. Ten niemiecki mistyk (1260-1327) miał piękne mistyczne homilie, ale był nieprecyzyjny teologicznie, zbaczając m. in. ku panteizmowi co spowodowało, iż papież Jan XXII w 1329 r. potępił 17 tez Eckharta jako heretyckie
M. Fox dokonał adaptacji myśli mistyka, łącząc je w nowoczesny panteizm chętnie podchwycony przez grupy New Age twierdząc, że „Zasadniczo błędnym jest myślenie o Bogu jako o Osobie gdzieś tam a nawet o Bogu całkowicie odrębnym „gdzieś tam”. Bóg jest w nas, a my jesteśmy w Bogu”. W tym panteizmie Bóg nie tylko przenika się ze światem, ale jest też od niego współzależny, także w swoim bycie, co już jest samo w sobie logicznym zaprzeczeniem, bo taki Bóg byłby pozbawiony swoich boskich atrybutów. Fox idzie tu w jakąś własną teorię kosmicznej świadomości z elementami synkretyzmu i pogańskiej mistyki, integrując idee, które w wielu elementach nie tylko do siebie nie pasują, ale wręcz sobie zaprzeczają. W 1980 r. proponuje w swej książce integrację ekstazy, symbolizmu i walki o sprawiedliwość społeczną, pisząc enigmatycznie że: „Powinniśmy razem trwać w ekstazie albo staniemy się razem martwi”; no cóż, jak mawiają Rosjanie, „umem tego nie razbieriosz”. W każdy razie M. Fox uważa, że „Miłość, sprawiedliwość, piękno i podniecenie seksualne są doświadczeniem boskości i nie mogą być hamowane tradycyjną duchowością”.
Podobne „mądrości” zawarte były w książce „Duchowość zwana współczuciem”, będącą wynikiem selektywnego czytania Biblii i teorii psychologiczno-seksualnych, proponując nową wizję świata bo obecna jest rzekomo zdominowana przez męski mistycyzm. To właśnie tam otwarcie napisał, iż „Domaganie się święcenia kobiet, żonatych mężczyzn i homoseksualistów, jest przykładem nadchodzącego zwycięstwa”, unikając przy tym dokładniejszej definicji Kościoła jako Ciała Chrystusa. Potem pragnąć pogodzić swoje pomysły z tradycją, M. Fox ogłosił nową doktrynę „Duchowości skoncentrowanej na stworzeniu”, bo wg niego w chrześcijaństwie rozwinęły się dwie tradycje duchowe i bardziej autentyczna jest, jak twierdzi ta, w której centrum stanowi stworzenie a nie Stwórca.
Dalej odrzucił podstawową prawdę mówiącą, że u początku degradacji stworzenia stoi grzech nieposłuszeństwa Bogu oraz, że ludzie znajdują się na drodze odnowy tylko dzięki łasce krzyża Chrystusa i przylgnięciu do Niego. By uzasadnić panteizm, selektywnie cytuje wybranych świętych i mistyków, pomijając ich zdecydowane wypowiedzi o grzechu, pokucie i krzyżu, więc ta wybiórczość dyskwalifikuje jego wiarygodność jako krytyka.
Co najmniej zdumienie, by nie nazwać tego ostrzej, budzi umieszczenie przez Foxa krzyża w opozycji do wielbionego tak przez niego „kosmosu”, przy okazji sugerując, że Kościół, którego symbolem jest wszak krzyż, jest tym samym wrogiem kosmosu i świata materialnego. Po dziesięcioleciach promowania takiej obłędnej narracji, nie można się dziwić, że obecnie krzyż, jako symbol nie zbawienia lecz cierpienia, jest wręcz odrzucany jako wrogi szczęściu i nawet wśród chrześcijan jest często ograniczany do elementu scenografii oraz wystroju kościołów, a nie jako zasadniczy symbol naszej wiary.
M. Fox, podobnie jak wszyscy moderniści zapomina lub nie rozumie, że śmierć Chrystusa miała charakter ofiarny; twierdzi też, iż Kościół musi być gotowy na odrzucenie przestarzałych paradygmatów takich jak duchowość upadku i odkupienia.
M. Fox uważa, że taka duchowość z jej koncentracją na grzechu osobistym powinna być zastąpiona przez troskę o grzechy społeczne, jak np. „zanieczyszczenie środowiska naturalnego”, odrzucając połączenie tego społecznego zła z grzechem osobistym, którego skutki mają charakter globalny. Jako alternatywę dla duchowości upadku i odkupienia wskazuje Nowy Światowy Porządek i tu rodzi się oczywiście pytanie, całkiem zasadne, czy nie reprezentuje on przypadkiem masonerii i globalistów, jako „grupy trzymającej władzę”. Stephen Muratorew z „Epiphany Journal” skomentował to tak: „Duchowość skoncentrowana na stworzeniu M. Foxa zachęca nas do przyjęcia naszego upadłego stanu; nie ma na celu stworzenia świętych i prawdziwych proroków, ale produkcję romantycznych pracowników społecznych i polityków”.
Natomiast Constance Cumby w swych dobrze udokumentowanych książkach „Ukryte niebezpieczeństwo tęczy” i „Zaplanowane oszustwo” sugeruje iż duchowość M. Foxa ma na celu stworzenie groźnego „Nowego Człowieka”. Autorka książek pisze o wywieraniu ogromnego wpływu przez Foxa na grupy chrześcijańskie, ruch New Age, homoseksualistów, kręgi neopogańskie i zajmujących się magią; wskazuje też, że M. Fox i Teilhard de Chardin mogą być uważani za ojców duchowych New Age. Jak podkreśla, miała okazję osobiście słuchać przemówienia M. Foxa do proboszczów i administratorów parafii katolickich podczas konferencji w 1983r. sponsorowanej przez archidiecezję Detroit, podczas której namawiał obecnych do akceptacji szamanizmu, magii i filozofii New Age. Lecz nie był to koniec „numerów” M. Foxa…
W 1983 r. M. Fox zatrudnił w swoim wydziale na ICCS w Oakland jedną z najbardziej aktywnych na świecie czarownic „Starhawk” (Gwiezdny jastrząb), która prowadziła wykłady z rytuałów, teologii feministycznej i seksualności. Oto jej wypowiedź z oficjalnego wydawnictwa czarownic „Wiadomości kręgu”: < Uczenie kapłanów, zakonnic i chrześcijańskich wychowawców o rytuałach, historii oraz religii Bogini, było nowym doświadczeniem dającym mi głęboką satysfakcję. Okazało się, że uczniowie są bardzo otwarci na nowe pomysły, głodni odmiennych form kultu i bardzo twórczy. Niezmiernie cieszę się z odkrycia tak silnego ruchu w Kościołach chrześcijańskich, który jest przychylny Pogańskiemu Duchowi, i który chce poznać nauczanie Starodawnej Religii (tj. czarów)>. Bliskim współpracownikiem Foxa był David Spangler, ważna postać ruchu New Age, który w swoich „Rozważaniach o Chrystusie” będących inicjacją do demonicznego opętania pisał tak: „Lucyfer przychodzi, by nam dać dar holistyczny. Jeśli go przyjmiemy, to wyzwolimy i jego, i siebie. Wtedy będzie to Lucyferyczna inicjacja. To jest ten, którego teraz i w przyszłości spotka wielu ludzi. To właśnie wprowadzenie do Nowej Ery”. Spangler twierdził, iż „Szatan jest wytworem judeochrześcijańskiej obawy przed doświadczeniem duchowym. Ale światło, które objawia nam obecność Chrystusa i drogę do Niego pochodzi od Lucyfera, który jest dawcą światła”.
Jakże adekwatne w kontekście powyższych cytatów jest ostrzeżenie św. Pawła z 2 listu do Koryntian: „Ci fałszywi apostołowie, to podstępni działacze, udający apostołów Chrystusa. I nic dziwnego. Sam bowiem Szatan podaje się za anioła światłości. (…) i jego słudzy podszywają się pod sprawiedliwość”. Jedną z tez ruchu New Age jest ta mówiąca, że Jezus nie jest Chrystusem, lecz jednym z wielu „Chrystusów”, którzy będą zastąpieni przez nowego i największego, mającego wkrótce zaprowadzić erę mesjańską. I właśnie M. Fox głosi nadejście takiego „Chrystusa”, odmiennego od tego z kart Ewangelii; wspiera otwarcie tych, dla których celem jest Nowy Porządek Świata z jego nową światową religią i „Nowym Chrystusem”. Ostatni wers „Pierworodnego błogosławieństwa” M. Foxa mówi, że: „Począwszy od naukowców w XIX w. a skończywszy na uczonych, feministkach, mistykach New Age oraz społecznych prorokach, możemy obserwować prawdziwą eksplozję „duchowości skoncentrowanej na stworzeniu”. Jeżeli całe organizacje religijne, takie jak chrześcijaństwo, wkroczyłyby na ten obszar rozprzestrzeniającej się energii, to aż trudno sobie wyobrazić, jakie moce namiętności i współczucia zostałyby uwolnione”.
Otóż nie jest wcale trudno sobie wyobrazić, jakie to „moce namiętności” zostały uwolnione, bo dziś, po latach, widać doskonale czym są, oraz bez wątpienia znamy ich autora, którym jest sam Szatan.
Pisząc o tym wszystkim, zaraz ciśnie się na usta pytanie, gdzie byli zakonni przełożeni M. Foxa, biskupi i „strażnicy wiary” w Watykanie? Dlaczego milczeli patrząc na te obłąkane wystąpienia, sami wszak ponosząc współodpowiedzialność za wyczyny M. Foxa ? Przecież jego wystąpienia, to nie był jakiś jednorazowy wybuch, bo trwało to przez lata. Dopiero duet Jan Paweł II – kard. J. Ratzinger postanowił zadziałać (lecz też nad wyraz łagodnie), nakazując mu zachowanie „roku milczenia”, bez jakichkolwiek wystąpień publicznych, dając mu czas na refleksję nad wykazanymi błędami w swoim nauczaniu. I M.Fox faktycznie przez rok milczał, lecz Watykan się bardzo przeliczył z kalkulacjami. Na pierwszym spotkaniu, krzyknął ku wypełnionej sali: „Na tej planecie pozostały tylko 2 despotyczne systemy: Chiny i Watykan”, zaś zapytany o stanowisko wobec aborcji, gniewnie rzekł: „Nie lubię aborcji, ale uważam, że należy jej dokonywać na każdym roku ulicy !”, na co zgromadzeni zareagowali burzą oklasków. Po kilku latach M.
Fox sam opuścił Kościół (dlaczego go nie usunięto, jest nie do ogarnięcia), stając się duchownym anglikańskim.
Opisane w obu częściach przypadki aktywności kilku duchownych „otwartych na nowe pomysły” i wspieranych przez „postępowych” świeckich pokazały, iż same demony by nie osiągnęły takiego stopnia zepsucia, tylu „praktykujących katolików” (nie tylko laikatu) w Kanadzie i USA, jak się udało owym szermierzom „teologii współczucia”. To wtedy (choć korzenie zakiełkowały po Vaticanum II) narodziło się poszukiwanie kreatywności duchowej, prowadzącej wprost do heretyckich propozycji i manipulacji Magisterium Kościoła, które gdyby okazały się skuteczne, doprowadziłyby wkrótce do zagłady tradycyjnego katolicyzmu.
Lecz niestety homo-mafia i homo-herezja w Kościele katolickim przez te minione lata tylko zeszły do podziemia (tacy aktywiści jak McNeil czy s. Gramick nigdy za swą skandaliczną działalność nie zostali obłożeni ekskomuniką), potajemnie rozbudowując swe wpływy i struktury, i po niemal 50 latach od opisanych początków poczuć się na tyle silnie, by otwarcie rzucić wyzwanie Tradycji, uważając, iż z początkiem pontyfikatu Franciszka nadszedł ich czas. James Martin i reszta tęczowej szajki cieszą się względami obecnego papieża i wydaje im się, że tym razem są bliscy sukcesu. Po ludzku rzecz biorąc, wszystko zmierza w wymarzonym przez nich kierunku, tyle tylko, że… no, właśnie, jakoś o Panu Bogu zapomnieli. Nie ma żadnych wątpliwości, że są to wszystko osoby niewierzące, bo w przeciwnym wypadku wiedzieliby doskonale, że „Pan Bóg nie pozwoli z siebie szydzić” oraz, że „Straszna to rzecz, wpaść w ręce Boga żywego”. Rozliczenie tej tęczowej mafii, jest tylko kwestią czasu, bo Sędzia już czeka…