Polska to nie projekt – to dziedzictwo!
Główną i prawdziwą przyczyną rewolucji jest obrzydliwy duch (…) oszustwa, podłości i korupcji, który osłabił i upodlił klasę średnią, pozbawił ją wszelkiej myśli politycznej, natchnął ją egoizmem tak nieinteligentnym, że ostatecznie całkowicie oderwała się od ludu, z którego się wywodzi, i pozostawiła go na pastwę rad tych wszystkich ludzi, którzy (…) napchali mu głowę fałszywymi ideami. Oto główna i głęboka przyczyna, cała reszta to przypadki.
A.deTocgueville (o Rewolucji lutowej 1848)
Demokracja i socjalizm nie mają z sobą nic wspólnego, prócz jednego słowa: równość. (…) gdy demokracja poszukuje równości w wolności, to socjalizm szuka równości w skrępowaniu i niewolnictwie.
F. Hayek (Droga do zniewolenia)
Kiedy dziś rozmawiam w gronie rodziny, przyjaciół lub oglądam dyskusje toczące się w mediach na temat odmienianej przez wszystkie przypadki suwerenności, wolności, poszanowania Konstytucji, zastanawiam się czy my Polacy – naprawdę pragniemy wolności? Czy mamy zamiar bronić jej wszystkimi możliwymi sposobami? Czy tylko podległość, przeciętność lub „gra w drugiej lidze” i prywatność nam wystarczą, a o „resztę” niech martwią się mądrzejsi, więksi i bogatsi bo przecież „nasza chata z kraja” więc na nic nie mamy wpływu i możliwości.
Wiele lat temu kupiłam książkę prof. Ryszarda Legutki „Esej o duszy polskiej” (pierwsze wydanie 2008); w połowie zeszłego roku ukazał się reprint, w którym autor przyznaje, że nie przypuszczał iż kreślony przez niego czarny scenariusz, że współczesny Polak może utracić tożsamość i nie będzie pamiętał co konstytuowało jego obecną rzeczywistość, co chwalić i co ganić, jakie ma możliwości przeciwstawienia się złu i czy w ogóle, jako Polak, widzi dla siebie miejsce w dzisiejszym świecie – tak szybko się spełni.
Jest to w sumie bardzo smutna książka, szczególnie że autor uważa, iż zmiany w kulturze i mentalności Polaków zaszły tak daleko, że tylko jakiś cud lub kataklizm może tę tendencję odwrócić.
Wojenny kataklizm
Przez ostatnie przeszło trzy pokolenia Polacy byli cyt.: „nieustannie poddawani ciągłym przekształceniom, gwałtownym reorientacjom cywilizacyjnym, rewolucjom, restrukturyzacjom, transformacjom, normalizacjom”. ( cytat z eseju prof. R.Legutki)
Autor opisuje w książce przyczyny, jak do tego doszło, że dziś zamiast kształtowania otaczającego nas świata zgodnie z własnymi planami i poczuciem słuszności, czyli według polskiej racji stanu dołączamy i słuchamy innych, nie zawsze nam życzliwych. Autor wymienia kilka kataklizmów: najgorszy – likwidacja całych grup społecznych (np. ziemiaństwa) w wyniku II wojny i terroru komunistycznego, dewastację inteligencji, klasy przedsiębiorców, rzemieślników, bogatych rolników. Na społeczeństwie dokonano zabiegu amputacji przez odcięcie Kresów, które przez setki lat tworzyły polską kulturę a jej mieszkańców przesunięto na tereny, które nie miały z tą kulturą nic wspólnego.
Zniszczone w czasie wojny większe miasta odbudowano, nie zawsze według pierwotnych planów, co było zabiegiem, z jednej strony celowym, a drugim utylitarnym. Faktycznie tylko Kraków został niezmieniony, choć szybko dobudowano mu Nową Hutę a starówkę otoczono brzydkimi dzielnicami blokowisk. Po wojnie naród został poddany terrorowi i indoktrynacji: Polaków zmuszono, aby destrukcję radośnie zaakceptowali (!) i odrzucili całą przeszłość jako bezwartościową i pełną klęsk. Wmówiono nam, że dla PRL-u nie ma alternatywy. Musieliśmy się przystosować do narzuconej nam socjalistycznej rzeczywistości.
Czasami przychodziło to z trudem o czym świadczyły demonstracje niezgody na nasze położenie, ale zawsze miały one podłoże ekonomiczne. Przecież do końca istnienia tego „najlepszego z możliwych ustrojów” słyszeliśmy hasło „socjalizm tak – wypaczenia nie”. Dla sporej części społeczeństwa życie w schizofrenicznej rzeczywistości, gdzie oddzielano poglądy państwowe od prywatnych ( nie do przecenienia jest rola polskiego Kościoła i jego względnej autonomii a potem wybór K. Wojtyły na papieża) stało się w końcu zbyt męczące i niszczące.
Karnawał „Solidarności”
Wybuchła „ Solidarność”; nowy związek o tej nazwie został powołany 17 września 1980r., w najlepszym okresie swojej działalności liczył podobno 10 mln członków! Jego proklamowanie poprzedziło powstanie KOR-u, (po pacyfikacji strajkujących w Ursusie w 1976), działalność „ latających uniwersytetów”, wydawanie niezależnej prasy, utworzenie organizacji opozycyjnych (np. Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela) potem Wolnych Związków Zawodowych.
Po raz pierwszy po 1947 roku, kiedy zostało spacyfikowane podziemie niepodległościowe, zakwestionowano podstawy systemu komunistycznego, w którym wszystko jest kontrolowane przez partię. Do postulatów czysto ekonomicznych dołączono żądania wolności słowa i wyznania, zwolnienia więźniów politycznych, likwidacji cenzury.
Niestety, komuniści natychmiast zaczęli ograniczać zakres tego ruchu. Uwikłali go w konflikty poprzez: inwigilowanie jego struktur przez zainstalowanych w nich agentów bezpieki, ataki propagandowe, straszenie interwencją sowiecką, próby wewnętrznego skłócenia działaczy. Praktycznie od samego początku przygotowywano również plany siłowego uderzenia w związek. Już będąc na emigracji, spotkałam wielu rodaków, którzy uważali, że groziła nam sowiecka interwencja, więc musimy się „ograniczyć w przeprowadzeniu rewolucji” (hasło rzucił J. Kuroń).
Praktycznie przez cały okres „Karnawału Solidarności” trwała walka z władzą o realizację podpisanych przez nią porozumień. Już przy rejestracji związku w sądzie, przywódcy poszli na ustępstwa. Zmieniono zapisy statutu ograniczające prawa do strajku i wpisano uznanie „kierowniczej roli” PZPR. Wybuchały konflikty z lokalnymi partyjnymi kacykami, pogarszała się drastycznie sytuacja ekonomiczna kraju.
Prawie na wszystkie produkty potrzebne do życia były kartki ( system wprowadzono już w 1978 roku gdy zaczęto sprzedaż mięsa i wędlin po drastycznie podwyższonej cenie w tzw. sklepach komercyjnych). Większość towarów „zdobywano” a nie kupowano, niekiedy w nielegalny i wątpliwy moralnie sposób. Kwitły przekupstwo, kradzież – bardzo często prowokowane „na zmęczenie” społeczeństwa przez komunistyczną władzę.
Mimo uciążliwości codziennego życia w ciągłym politycznym napięciu cechą charakterystyczną tych kilkunastu miesięcy była ogromna nadzieja, poczucie jedności i godności, chęć działania na rzecz dobra wspólnego. W komunistycznej Polsce zaistniało prawdziwe społeczeństwo obywatelskie. Polacy złapali oddech po dusznych latach beznadziei. Gorące dyskusje toczyły się na łamach wydawanych przez Solidarność pism.
Do dziś mam w swoim archiwum pierwszy numer „Tygodnika Solidarność”, po który stałam przed kioskiem w długiej kolejce… Co ciekawe, obok kilku tygodników, wydawanych w oficjalnym obiegu, w wielu miastach związek drukował blisko dwa tysiące biuletynów ukazujących się poza cenzurą.
We wrześniu i październiku, w Gdańsku, z udziałem 900 delegatów z całej Polski, odbył się I Zjazd Związku. Przyjął on program p.t.: „Samorządna Rzeczpospolita” i był kompleksową propozycją reformy państwa, stopniowej budowy demokracji i przywrócenia podmiotowości społeczeństwa w wymiarach: ekonomicznym, społecznym i politycznym.
Wywołał on wściekłość komunistycznej propagandy a sowieckie media określiły go jako „antysocjalistyczną i antyradziecką orgię”. Największym powodem tej wściekłości było m.in. „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej”, w którym wyrażano nadzieję, że podobne organizacje powstaną w innych krajach bloku sowieckiego.
Stan wojenny
A potem… komuniści, pod wodzą, powołanego w październiku na I Sekretarza, Jaruzelskiego i wbrew nawet obowiązującemu komunistycznemu prawu(!) wprowadzili w grudniu stan wojenny (zniesiony w 1983). Władzę przejęła Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, uwięziono ponad 3 tys. działaczy Solidarności i innych organizacji. Przez parę miesięcy urządzano łapanki na działaczy, którzy uniknęli aresztowania w grudniu. W obozach internowania znalazło się 10 tys osób, przez cały stan wojenny skazano na długie odsiadki (jeden opiewał na 10 lat więzienia)11 tys.osób. W wolnej Polsce wielu z tych sędziów nadal pracowało w zawodzie!
Solidarność przetrwała w podziemiu, ale opór społeczny malał i każdy jego poźniejszy przejaw był brutalnie tłumiony przez komunistów powodując nowe ofiary. Skazywanie na więzienie (nawet za rozwieszanie ulotek), utrata pracy, skrytobójcze mordy mieszkańców i księży, przewlekły kryzys ekonomiczny, ogólny brak nadziei załamały wielu ludzi. Po siedmiu latach i kolejnych strajkach część opozycji (tzw. koncesjonowanej) z Wałęsą na czele usiadła do rozmów z władzą.
Pamiętny 1989 rok
„Okrągły stół” nie był w pełni zwycięstwem pierwotnej „Solidarności”. („Wyście nie zwyciężyli ale się z nami dogadaliście – powiedział całkiem niedawno przywódca „Nowej Lewicy”). Podczas rozmów w lutym i marcu 1989 r. uzgodniono ponowną legalizację Solidarności, powołano urząd prezydenta, wolne wybory do nowo powołanego Senatu oraz częściowo (35%) wolne wybory do Sejmu. Przyjęty układ miał zagwarantować utrzymanie władzy przez komunistów. Stało się jednak inaczej.
Polacy potraktowali wybory z 4 czerwca 1989 r. jako plebiscyt, w którym odrzucono dalsze trwanie systemu komunistycznego. PZPR doprowadził jednak do wyboru przez parlament Jaruzelskiego na prezydenta, ale próba sformowania rządu zakończyła się niepowodzeniem. W tej sytuacji nowym premierem został redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność” Tadeusz Mazowiecki. Polska wstąpiła na drogę budowania demokracji i gospodarki rynkowej a elity odpowiedzialne za to budowanie szybko dodały do niej przymiotnik – liberalna.
Nowa metamorfoza
Po 1989r. znów poddano nas transformacji. Żądano od nas szybkiego doganiania świata, wyzbycia się prowincjalności, zrzucenia wirusa sowieckiego, pozbycia się zacofania, megalomanii, anarchii, antysemityzmu itp. Nasze liberalne elity przez lata tłukły nam do głów tę naszą gorszość, opóźnienie cywilizacyjne, zaściankowość żądając nadrabiania zaległości i to najlepiej przez „kserokopiarkę” bo my przecież nie jesteśmy w stanie nic samodzielnie wymyśleć skoro przez tyle żyliśmy w wszechpotężnie zorganizowanym państwie. Jednak nasz kraj zakwitł wbrew ówczesnym elitom.
Z pewnością przez okres 39 lat udało nam się zbudować państwo lepsze, Polska wypiękniała, dobrobyt jest udziałem dużej liczby jej mieszkańców. Możemy swobodnie podróżować, wybierać miejsce pracy i życia, kształcić dzieci w renomowanych uniwersytetach, podnieśliśmy swój status ekonomiczny i społeczny dzięki wyzwoleniu w sobie przedsiębiorczości i udziałowi w strukturach UE.
Czy możemy jednak „spocząć na laurach” i bezrefleksyjnie przyglądać się jak na naszych oczach sypie się nasza, tak ciężko wywalczona stabilizacja? Czy nie mamy powodu do zmartwień?
Otóż mamy. Nasz dobrobyt, nasze bezpieczeństwo, kultura – wszystko zaczyna marnieć z powodu…letargu, w którym się pogrążyliśmy. Nie dostrzegliśmy pierwszego kryzysu kiedy nasze państwo, wzorem całego Zachodu narzuciło nam obostrzenia sanitarne z powodu pandemii i zamknęło w powodzi absurdalnych nakazów, zakazów i obostrzeń.
Naszym wyborem w 2023r. pozwoliśmy, że teraz poddaje się nas inwigilacji na masową skalę ograniczając wolność słowa i myśli. Żąda się od nas akceptacji planu pozbawienia nas suwerenności narodowej na rzecz powołania scentralizowanej unii federalnej w Brukseli rządzonej przez technokratów, których nie możemy wybierać. Do tego chce się nam narzucić nielegalnych, obcych nam kulturowo emigrantów i traktować ich z pobłażliwością. A jeszcze mamy zaakceptować upadek podstawowych cnót czyli liberalizm moralny: aborcję, teorię płci, porzucić wychowanie naszych dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami, wiarą i dziedzictwem przodków.
Czy możemy się na to zgodzić?
Ewa Gulbis
P.S.
Wybrałam tylko jeden z przykładów, który może stać się dla nas na nowo źródłem inspiracji bo był niezwykłym i chyba jeszcze dobrze zapamiętanym okresem polskiej historii. Oczywiście inspirujących wzorców w naszych dziejach mamy dużo więcej i z pewnością do nich jeszcze powrócę

