Rosyjski rewizjonizm
Jak Kreml wykorzystuje historię by uzasadnić współczesny podbój
W Moskwie trwa ofensywa nie tylko militarna, ale i ideologiczna. Gdy rakiety uderzają w Kijów, rosyjskie elity polityczne i medialne prowadzą równie zaciekły atak propagandowy, w którym historia staje się narzędziem imperialnego szantażu. Moskwa coraz częściej mówi językiem XIX-wiecznych imperiów, które legitymizowały przemoc i ekspansję prawem „historycznej konieczności”. Wypowiedzi Siergieja Ławrowa, Dmitrija Miedwiediewa i Władimira Putina to rosyjski rewizjonizm, który układa się w jeden cel:
Uzasadnić podbój Ukrainy jako nieuniknioną korektę „historycznej niesprawiedliwości.
Archeologia imperialna zamiast dyplomacji
W maju 2025 r. Ławrow ogłosił, że „historyczne ziemie rosyjskie” muszą powrócić do macierzy. Rosyjski minister spraw zagranicznych zrezygnował z jakiejkolwiek dyplomatycznej ostrożności i przemówił językiem rodem z epoki kolonialnych ekspansji. Ukraina została przedstawiona jako sztuczny twór Zachodu, który nie ma prawa do istnienia, a mieszkańcy obwodów rosyjskojęzycznych – jako zakładnicy „faszystowskiej junty”.
Ławrow idzie jednak krok dalej niż Putin, który wcześniej głosił, że Ukraina to „dziecko Lenina”. Teraz rosyjskie elity twierdzą, że Związek Sowiecki… nigdy się nie rozpadł. Podczas Petersburskiego Forum Prawniczego doradca Putina, Anton Kobiakow, podważył legalność rozpadu ZSRR, sugerując, że de iure imperium nadal istnieje. W przypadku Rosji, to nie tylko prowokacja intelektualna, ale także próba stworzenia pretekstu do dalszych aneksji – od Krymu po potencjalne działania wobec Białorusi, Mołdawii czy państw bałtyckich.
Kremlowski legalizm na opak
Rosja, łamiąc prawo międzynarodowe w sposób systemowy – od inwazji na Gruzję, przez aneksję Krymu, po pełnoskalową agresję na Ukrainę – jednocześnie stara się pozować na legalistę. Przywoływanie wybranych fragmentów Deklaracji ONZ z 1970 r. czy „konstytucyjnych praw” ludności rosyjskojęzycznej ma za zadanie stworzyć wrażenie, że Moskwa działa w ramach norm międzynarodowych. W rzeczywistości to groteskowy spektakl, mający podważyć istnienie suwerennego państwa ukraińskiego.
Według Ławrowa pokojowe rozwiązanie jest możliwe tylko wtedy, gdy Ukraina się rozbroi, zrezygnuje z NATO i zmieni konstytucję – de facto: gdy się podda. To nie są warunki pokoju, lecz kapitulacji. Pokój ma nadejść dopiero wtedy, gdy Ukraina przestanie istnieć jako niepodległy byt polityczny. Innymi słowy, Rosja – wbrew nadziejom i zapewnieniom zachodnich przywódców – tej agresji nie przerwie, chyba… że sama padanie. Na temat przyczyn agresji Rosji na Ukrainę warto zdecydowanie pokusić się o kolejny tekst.
Imperializm jako doktryna państwowa
Wypowiedzi Władimira Putina, Siergieja Ławrowa i Dmitrija Miedwiediewa nie są jedynie wybrykami retorycznymi – są one odzwierciedleniem trwałej doktryny rosyjskiej polityki zagranicznej. Już w 1936 roku Włodzimierz Bączkowski, wybitny polski sowietolog i geopolityk, przestrzegał, że imperializm Rosji – niezależnie od ustroju – opiera się na przekonaniu o konieczności ekspansji. Jak pisał,
Rosja „nie znała i nie zna granic naturalnych. Jej granice są ruchome – jak niegdyś granice imperiów rzymskich czy mongolskich – bo jej potrzeby polityczne nie znają granic”.
Bączkowski tłumaczył też, że rosyjski imperializm ma charakter ciągły i cywilizacyjny – opiera się nie tylko na ekspansji terytorialnej, ale także na narzucaniu własnej kultury, języka, struktur administracyjnych. Dzisiejsza dezinformacja o rzekomym prześladowaniu ludności rosyjskojęzycznej czy lamenty nad pomnikami Suworowa czy Puszkina to echo tej właśnie strategii: przedstawiania swojej dominacji jako misji cywilizacyjnej.
Rosyjski kompromis, czyli wasalizacja
Słowo „kompromis” w ustach rosyjskich przywódców całkowicie traci znaczenie. W narracji Kremla oznacza ono zgodę Ukrainy na samozagładę w zamian za „pokój”. To model znany z historii ZSRR, gdzie „dobrowolne włączenie” republik oznaczało brutalną pacyfikację. Moskwa traktuje Ukrainę nie jak sąsiada, lecz jak zbuntowaną prowincję. To kontynuacja sowieckiego myślenia, w którym prawo do samostanowienia przysługuje tylko wtedy, gdy nie zagraża interesom centrum.
Dmitrij Miedwiediew – obecnie bardziej propagandysta niż polityk – posuwa się do groteskowych gróźb, by na jego tle Putin mógł wypadać jako „rozsądny partner do rozmów”. W rzeczywistości obaj reprezentują ten sam program: rozbiór Ukrainy i próby rekonstrukcji imperium. Różnią się jedynie w formie.
Zachód wciąż nie rozumie
W obliczu tej strategii Zachód, a zwłaszcza USA pod rządami Donalda Trumpa, wysyła sprzeczne sygnały. Podobnie jest z przywódcami Niemiec, Francji i innych krajów, nie tylko europejskich. Putin i jego wierchuszka potrafią to wszystko świetnie wykorzystywać. Kiedy Trump raz mówi o „dobrych relacjach z Putinem”, a innym razem twierdzi, że „Putin zwariował”, w Moskwie odczytuje się to jednoznacznie: jako słabość, niekonsekwencję i zgodę na fakty dokonane.
Tymczasem Rosja działa według planu: najpierw uzasadnienie ideowe i „prawne”, potem presja militarna i dyplomatyczna, wreszcie rozbiór. Nie chodzi o „szaleństwo Putina”, ale o zimny, logiczny imperializm, który Włodzimierz Bączkowski potrafił zdiagnozować dekady temu – zanim ktokolwiek w Europie uwierzył, że Rosja może znów stanowić egzystencjalne zagrożenie dla pokoju swoich sąsiadów i ładu międzynarodowego.
Mariusz Paszko
Słowa kluczowe: Rosja, Ukraina, imperializm rosyjski, Ławrow, Putin, ZSRR, rosyjska propaganda, Włodzimierz Bączkowski, dezinformacja, wojna, manipulacja historyczna, geopolityka, prawo międzynarodowe, rewizjonizm
Źródła: disinfodigest.pl, pl.belsat.eu, republikapolonia.pl