W drodze do Katynia

W drodze do Katynia

W Drodze do Katynia

Fragment książki „Danuta: Growing up between Katyn and Auschwitz”

Maria Szonert Binienda

Daleko, w odległej twierdzy, około trzysta kilometrów na południe od Moskwy, grupa polskich wojskowych zebrała się przy maleńkim blasku świecy, aby powitać Nowy Rok 1940. Nie są to zwykli żołnierze, to elita wojska polskiego wyselekcjonowana spośród jeńców wojennych schwytanych przez Sowietów podczas inwazji na Polskę jesienią 1939 roku. W grupie tej są głównie oficerowie, kilku generałów, lekarze, prawnicy i urzędnicy państwowi. Wśród nich Juliusz Sierżant, 28-letni porucznik ze Zbaraża. W zadumie obserwuje migoczące światło świec, a jego myśli nieustannie powracają do niedawnej przeszłości.

Oczami wyobraźni nieustannie powraca do pięknych chwil spędzonych z Danusią latem tego roku. Co teraz z nią się dzieje? Czy jest bezpieczna? Warszawa doznała takich straszliwych zniszczeń w kampanii wrześniowej. „Na pewno żyje! Musiała przeżyć!” – podpowiada mu podświadomość. – „Ale czy z nią jest wszystko w porządku?” Niestety nie ma możliwości dowiedzieć się czegokolwiek w tej sprawie. Można się jedynie pomodlić, żeby wszystko było w porządku.

Opuszczając dom w Zbarażu koło Tarnopola, Juliusz musiał uspokoić swoja matkę i siostry, zorganizować swój oddział i zaplanować akcję. W chaosie chwili zostawił adres Danusi w domu. Kierując się w stronę Lwowa, dowiedział się, że Rząd Polski zamierza opuścić Warszawę i udać się na wschód. To była pierwsza alarmująca wiadomość. Później doszły wieści, że Wojsko Polskie wycofuje się z pierwotnych linii obrony w celu przegrupowania na wschodzie. Cały czas brak jakichkolwiek wiadomości o wsparciu aliantów! Aż w końcu przerażająca wiadomość o inwazji sowieckiej, zdradzieckim strzale w plecy. Dwa dni później oddział Juliusza starł się z Sowietami pod Lwowem. Po krótkiej walce zostali otoczeni i wzięci do niewoli przez sowiecką dywizję pancerną.

Najpierw Juliusz spędził ponad miesiąc w obozie przejściowym w centralnej Rosji. W obozie tym spotkał innego młodego porucznika o imieniu Michał, który walczył z Sowietami w bitwie pod Grodnem. Michał był starszy od Juliusza. Z zawodu był prawnikiem. Obaj mężczyźni szybko się zaprzyjaźnili. Na początku listopada zarówno Juliusz jak i Michał zostali wycofani z obozu przejściowego i wraz z innymi jeńcami polskimi rangi oficerskiej lub „tendencji burżuazyjnych” zostali wysłani do obozu jenieckiego w Kozielsku, 260 kilometrów na południowy zachód od Moskwy.

Obóz w Kozielsku mieścił się w starym, gigantycznym klasztorze zamienionym przez Sowietów na silnie strzeżone więzienie. Mimo ponurego wyglądu przyjazd polskich jeńców wojennych do Kozielska przypominał przyjazd do miniaturowej Polski, niezapomniane i podnoszące na duchu przeżycie. Miejsce to witało kolejnych przybyszów tak, jak ojczyzna wita swoich dzielnych synów powracających z pól bitewnych – okrzykami radości i uściskami dłoni.

W obozie kozielskim znalazł się przekrój polskiej elity ze wszystkich stron Polski. W pierwszym okresie panował tam dobry nastrój. Obóz został sprawnie zorganizowany. Znalazło się w nim prawie pięć tysięcy Polaków, w większości wysokich rangą rezerwistów zmobilizowanych na początku wojny. Byli to profesjonaliści, intelektualiści i oficerowie. Wśród więźniów było czterech generałów Wojska Polskiego, dwudziestu profesorów uniwersyteckich, kilkuset adwokatów, sędziów i przedstawicieli zawodów prawniczych, setki lekarzy, w tym najwybitniejsi polscy chirurdzy, setki inżynierów i nauczycieli szkolnych, wielu dziennikarzy, pisarzy i ludzi biznesu.

Dla tych ludzi przegrana bitwa lub nawet wojna w obliczu przytłaczających przeciwności losu nie była porażką. Dla polskich jeńców przetrzymywanych w obozie w Kozielsku i ich kolegów przetrzymywanych w obozach w Starobielsku i Ostaszkowie zwycięstwo oznaczało triumf honoru nad wstydem, godności nad upokorzeniem i wytrwałości nad uległością. Dla wszystkich tych ludzi, wychowanych w dziedzictwie Wielkiego Marszałka Piłsudskiego, podstępny atak na Polskę z pogwałceniem wszelkich cywilizowanych norm i dramatyczna porażka wobec przeważających sił odwiecznych wrogów stała się specyficznie polskim triumfem, triumfem wiary w ostateczną sprawiedliwość pomimo wszystkich złowrogich nieszczęść.

Po zarejestrowaniu się w obozie Juliusz i Michał zostali skierowani do baraku. Był on wyposażony w prąd i grzejniki, miejsce było ciepłe i przyzwoite. Nowo przybyli otrzymali materace, koce, dodatkowy chleb i zostali serdecznie powitani przez lokatorów baraku. Szybko się zorientowali, że ich barak był znacznie lepszy od innych kwater obozowych, większych, ale bardziej zatłoczonych i pozbawionych odpowiedniego ogrzewania.

Główna sypialnia obozowa mieściła się w dawnej cerkwi prawosławnej. Na trzy lub pięciopoziomowych półkach przypominających łóżka umieszczono około 500 mężczyzn. Miejsce to popularnie nazywane było Cyrkiem. Kładzenie się spać, wstawanie lub schodzenie z łóżka było doświadczeniem niemalże zagrażającym życiu. W Cyrku Juliusz spotkał nauczycieli i lekarzy ze Zbaraża i Tarnopola. Michał odnalazł także znajome twarze z Grodna – swojego rodzinnego miasta. Ponadto można było tam spotkać wiele znanych osobistości z życia publicznego, w tym naukowców, aktorów i muzyków.

Wkrótce życie w obozie zaczęło toczyć się własnym rytmem. Pobudka przed świtem. Na śniadanie podawana była zupa i świeże pieczywo. Przed południem więźniowie sprzątali, prali, wykonywali prace naprawcze, pracowali w kuchni. Po południu duże grupy przydzielane były do różnych projektów w pobliskich gospodarstwach lub na stacji kolejowej. Kolacja składała się głównie z zupy ziemniaczanej lub jęczmiennej serwowanej około godziny 18:00. Po kolacji – czas wolny.

Wieczorem obóz tętnił życiem. Niekończące się dyskusje na temat sytuacji politycznej Polski na początku wojny, kampanii obronnej, strategii sojuszników, inwazji sowieckiej, chaotycznego charakteru sytuacji w Polsce Wschodniej począwszy od zorganizowanej samoobrony we Lwowie i Grodnie po entuzjastyczne powitanie Sowietów przez mniejszość żydowską w wielu miasteczkach Polski Wschodniej. W różnych częściach obozu prowadzone były najróżniejsze wykłady przez czołowe autorytety w swoich dziedzinach, wykłady historyczne, zajęcia językowe, a nawet sesje antropologiczne, wykłady na temat nazistowskiej polityki germanizacyjnej Polaków, debaty o strategicznym znaczeniu Gdańska i Gdyni nad Bałtykiem, o koloniach i potędze Wielkiej Brytanii. Wielu grało w szachy i brydża.

W okolicy Wszystkich Świętych Michał popadł w depresję. Nie wiedział, co stało się z jego ukochaną żoną i córeczką Alą. Nie miał od nich żadnych wiadomości. Najprawdopodobniej one też nic o nim nie wiedziały.

„Zastanawiam się, czy dzisiaj zapaliły świeczkę ku mojej pamięci” – szeptał do Juliusza w nocy.

“Nie martw się. Jestem pewien, że już o tobie wiedzą. Poprosiliśmy wiele osób o przekazanie im wiadomości. Jestem pewien, że w jakiś sposób już wiedzą”.

Wiele dyskusji, wiele spekulacji, wiele plotek. Najnowsze sowieckie wiadomości skupiają się na Finlandii. Sowieckie roszczenia terytorialne wysuwane w połowie października wobec Finlandii przypominają wszystkim roszczenia Hitlera do polskiego Gdańska i korytarza. Przeglądając sowiecką propagandę, więźniowie Kozielska krytycznie i fachowo ocenili sytuację.

Witać, że Stalin szybko się uczy. Uważnie śledzi i szybko adoptuje brudne sztuczki Hitlera. Przejął Estonię i Łotwę narzucając im „porozumienie o wzajemnej obronie” – uderzające podobieństwo do pokojowego rozwiązania przez Hitlera sytuacji w Austrii i Czechosłowacji. Teraz napina mięśnie przeciw Finlandii.

W tej chwili ciężkiej próby nikt nie rozumie Finów lepiej niż Polacy w Kozielsku. Finowie wiedzą doskonale, podobnie jak trzy miesiące wcześniej Polacy, że poddanie się żądaniom oprawcy pociągnie za sobą wkrótce kolejne żądania. Podobnie jak Polacy kilka miesięcy wcześniej, Finowie starają się zyskać na czasie. Ale Sowieci nie są w nastroju do debaty. 26 listopada prasa radziecka ogłasza, że Finowie przypuścili niesprowokowany atak na Związek Radziecki. Warunki pod inwazję są wiec gotowe.

Polacy w Kozielsku gorzko śmieją się z tej wiadomości. Imperialne zapędy Stalina są dla nich odrażające.

Prowokacja gliwicka jest zbyt świeża w ich pamięci. Przecież 1 września 1939 r. o świcie mężczyźni ubrani w polskie mundury wtargnęli do radiostacji w Gliwicach. Następnie przy dźwiękach strzałów z pistoletu nadano komunikat po polsku nawołujący do powstania przeciwko Niemcom. Mężczyznami szturmującymi rozgłośnię radiową w Gliwicach byli w rzeczywistości niemieccy skazańcy ubrani w polskie mundury. Podczas ataku niemieckie SS natychmiast ich zastrzeliło. Zanim noc dobiegła końca, Niemcy ogłosili światu, że Polska przypuściła niesprowokowany atak na III Rzeszę. Międzynarodowa opinia publiczna była więc przygotowana na atak na Polskę.

Choć wkrótce odnaleziono ciała niemieckich skazańców, prawidłowo zidentyfikowano ich jako Niemców w polskich mundurach, a prowokacja została zdemaskowana, światu to nie przeszkadzało. Niemiecka prowokacja przeprowadzona w celu usprawiedliwienia inwazji Niemiec na Polskę została rozgłoszona na całym świecie i spełniła swój cel, dając szaleńcom opcji ustępstw wobec Hitlera wygodny argument do obrony.

W ciągu niecałych trzech miesięcy od ataku na Polskę świat jest gotowy na kolejny brutalny atak z pogwałceniem wszelkich cywilizowanych norm. 30 listopada 1939 roku radzieckie siły lądowe, morskie i powietrzne zaatakowały Finlandię, jak zwykle bez wypowiedzenia wojny. Finowie zaprezentowali desperacką obronę. 120 000 Finów przeciwstawiło się 300 000 żołnierzy sowieckich wspieranych przez 800 samolotów. Kolejne dni nie przyniosły żadnych wieści o szybkim zwycięstwie Sowietów w Finlandii. W rzeczywistości opór Finlandii był na tyle skuteczny, że Sowieci chwilowo zaprzestali dalszych działań wobec Finlandii. Polscy jeńcy w Kozielsku modlili się za Finlandię.

Strażnicy w Kozielsku otrzymywali posiłki z NKWD. Agenci polityczni NKWD wkrótce rozpoczęli systematyczne przesłuchania więźniów. Przesłuchania jednej osoby trwały czasami nawet całą dobę. NKWD wezwało Michała na tzw. rozmowę o 23:00 w nocy. Wrócił dopiero o świcie. Juliusz nie został jeszcze wezwany wiec dopytywał się szczegółów.

„O co pytali?”

„No cóż, najpierw pytają o twój adres, wykształcenie, zawód, religię, pochodzenie rodzinne i miejsce pobytu najbliższych krewnych. A potem zadają tę dziwną serię pytań, których naprawdę nie jestem pewien”.

Wokół Michała zgromadziło się wielu kolegów z baraku. Z zawodu prawnik, powinien umieć fachowo ocenić cel tych przesłuchań. Ale sam Michał jest zdezorientowany.

„Wiesz, pytali mnie na przykład, co bym zrobił, gdyby odesłali mnie do domu. Albo na przykład, jeśli pewnego dnia staną u moich drzwi, czy przywitam ich i zaoferuję schronienie”.

“I co powiedziałeś?”

„Och, z pewnością nie chcę ich widzieć pod moimi drzwiami. Po prostu udzieliłem im jakiejś pośredniej, niejasnej odpowiedzi”.

 „Tak, tak, zadali mi to samo pytanie” – mówi jeden ze słuchaczy. „Pytali mnie też, czy zgłoszę ich do Gestapo, jeśli pewnego dnia mnie odwiedzą”.

“A skąd ty jesteś?” – pyta Juliusz.

„Jestem z Krakowa. To najwyraźniej teraz tak zwane Generalne Gubernatorstwo, pod niemieckim protektoratem”.

„No właśnie” – odpowiada Michał. „Widzicie, ja jestem z Grodna. To jest teraz pod okupacją sowiecką. Zastanawiam się jednak, czego szukają podczas tych przesłuchań. Wygląda na to, że sprawdzają naszą lojalność wobec nich”.

„Założę się, że masz rację” – przyznają więźniowie. „Wszystkie te filmy, gazety i wiece motywacyjne są próbą przekształcenia nas w lojalnych komunistów. To oczywiste”.

„Ale przynajmniej mówią o naszym uwolnieniu. To musi już wkrótce nastąpić” – zauważa Michał.

Każdego dnia więźniowie Kozielska oczekują na zwolnienie z obozu. Niektórzy piszą petycje do NKWD z prośbą o odesłanie ich do domu, inni piszą, że nie chcą wracać do okupowanej przez Niemcy Polski i proszą o wysłanie ich do Francji lub Wielkiej Brytanii. Najbardziej niepewna jest sytuacja mieszkańców okupowanej przez Sowietów części Polski. Sowieci są teraz ich panami. Wprawdzie ludzie ci nie uważają się za obywateli sowieckich, ale wmawia się im usilnie, że nie są już obywatelami polskimi. Według sowieckiej propagandy Polski już nie ma. Polska nie istnieje. Michał i Juliusz pochodzą z terenów Polski okupowanych przez Sowietów. Ale Juliusz radzi sobie z tym stanem zawieszenia znacznie lepiej niż Michał, który z każdym dniem staje się coraz bardziej niecierpliwy.

Martwi się o ukochaną żonę i córeczkę Alę, którą zostawił w Grodnie na początku wojny. To już ponad trzy miesiące. Jak sobie radzą w tych niebezpiecznych czasach? Co się z nimi dzieje? Niedawno więźniom pozwolono wysyłać listy do domu, ale tylko jeden list miesięcznie. Nikt w obozie nie otrzymał jeszcze żadnej odpowiedzi. Michał coraz więcej czasu spędza na marzeniach o swoich bliskich. Jego nastrój poprawia się dopiero, gdy opowiada o swoich snach. Jego żona Maria i córeczka Ala często odwiedzają go w snach. Potem budzi się i godzinami patrzy na ich zdjęcie, które cały czas nosi przy sobie. Początkowo lubił opowiadać o swoich snach, jednak z biegiem czasu jego niepokój narastał, a sny nie były już tak wyraziste. Słoneczne sny stopniowo zamieniały się w mroczne koszmary. Kościoły, cmentarze, żałoba i jego bliscy, coraz bardziej nieuchwytni i coraz bardziej odlegli. Ciężko, bardzo ciężko poradzić sobie z tą separacją i niepewnością.

Ale Michał nie jest sam. Większość mężczyzn w obozie pozostawiła żony z małymi dziećmi na pastwę strasznej wojny. Wszyscy w samotności cierpią z powodu losu swoich bliskich, pozostawionych bezbronnych i samotnych daleko, w oku cyklonu.

Codziennie w obozie toczą się zacięte dyskusje. Francja i Wielka Brytania to tematy wybuchowe. Alianci nie zaatakowali we wrześniu, ale pewno przygotowują się do kampanii wiosennej. Prawdopodobnie Rząd Polski na uchodźstwie negocjuje z Sowietami uwolnienie Polaków. Francuzi i Brytyjczycy muszą być zainteresowani wzmocnieniem swojej armii żołnierzami polskimi. Większość mężczyzn w Kozielsku, zwłaszcza młodsi, stanu wolnego, chcą wstąpić do sił alianckich na Zachodzie. Wśród nich jest Juliusz.

Przed Bożym Narodzeniem Juliusz zostaje wezwany na przesłuchanie. Pomimo niezliczonych dyskusji i debat nikt w obozie nie ma pojęcia, jaki może być prawdziwy cel tych przesłuchań. W międzyczasie agenci NKWD systematycznie gromadzą akta każdego jeńca. W celu uzupełnienia akt wykonują po dwa zdjęcia każdego więźnia, całą twarz i profil. Agenci NKWD na bieżąco uzupełniają adresy wszystkich krewnych osób wiezionych, skrupulatnie je spisują wraz z zeznaniami z przesłuchań.

Zdając sobie sprawę, że więźniowie są oceniani ideologicznie, Juliusz jest ostrożny w słowach. Podaje swój adres w Zbarażu, ale nie ujawnia innych adresów swoich bliskich. Nie manifestuje swojej lojalności wobec Związku Radzieckiego, ale też nie krytykuje Sowietów. Stwierdza jedynie, że chce walczyć z Niemcami. Jego wywiad przebiega dobrze. Na zakończenie przesłuchujący politruk częstuje go nawet papierosem.

Wraz ze zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia do Kozielska zaczynają docierać pierwsze listy. Co kilka dni publikowane są listy z nazwiskami szczęśliwców, którzy otrzymali listy. Juliusz  nie może się doczekać wiadomości z domu, ale Michał wpada w szaleństwo, martwiąc się o Marysię i Alę. Za każdym razem, gdy publikowane są nazwiska, jest chory ze stresu. Jego nazwisko nie zostało jeszcze opublikowane. Dni mijają, a on ma obsesję na punkcie listów z domu. Traci apetyt, nie dba o swój wygląd, nie chce rozmawiać, nie chce czytać. Dopiero gdy nazwiska zostaną opublikowane, budzi się z apatii. Często rozmawia sam ze sobą, jakby rozmawiał z Marysią. Juliusz próbuje do niego dotrzeć, ale bez większego powodzenia. Michał spędza większość czasu w łóżku, śpiąc lub marząc. Budząc się, mówi Marysi i Ali dzień dobry, a gdy idzie spać, mówi im dobranoc.

Z wielkim niepokojem, ale i wielką nadzieją, Polacy w Kozielsku świętują Boże Narodzenie. Nastrój znacznie się poprawia. Znowu rozchodzą się pogłoski, że alianci przygotowują ofensywę i negocjują ich uwolnienie. Juliusz i Michał świętują Wigilię wraz z innymi więźniami w swoim baraku. Stół nakryty jest białym obrusem, a na środku stoi mała choinka ze świeczką. Najstarszy rangą oficer wygłasza podnoszące na duchu przemówienie. Obecny ksiądz udziela Błogosławieństwa Bożego. Następnie wszyscy tradycyjnie dzielą się opłatkiem. Najlepsze życzenia, serdeczności, uściski i łzy. Kolędy są zabronione, ale mimo to w całym obozie rozbrzmiewa cichy śpiew. Na oficjalnym stole serwowany jest świąteczny posiłek. To wyjątkowy poczęstunek – dla każdego małe kanapki z rybą, trochę owoców i naparstek wódki. Wielkie emocje targają duszami zebranych. Wszyscy są bardzo wzruszeni, ale starają się zachować rezon.

Następne dni mijają spokojnie. Wszyscy kontemplują swój smutek, niepokój o bliskich, o Polskę i o swoją przyszłość, w odosobnieniu na więziennych pryczach.

Tuż przed Sylwestrem koledzy z Cyrku wpadają do baraku w poszukiwaniu Juliusza.

“Gdzie on jest?” wysoki mężczyzna pośpiesznie przeszukuje łóżka.

“Co się stało?” – pyta Michał.

„Jest dla niego list!” – wykrzykuje przybyły.

Michał wyskakuje z łóżka, jego twarz jest blada i spięta.

„On ma dziś obowiązki w kuchni. Chodźmy! Tutaj, w tę stronę”, wyjaśnia.

Grupa mężczyzn wybiega przez dziedziniec do kuchni.

„Juliusz, Juliusz!” krzyczą z daleka. Ale Juliusz już wie. Tylko pomachał do nich, pędząc w stronę biura.

Michał jest wstrząśnięty do szpiku kości. Cieszy się, że Juliusz dostał list i nie może się doczekać, jakie wieści przyniesie ten list. Jednocześnie jeszcze bardziej martwi się o Marysię i Alę. Czy są bezpieczne? Czy wszystko z nimi w porządku? Dlaczego nie piszą?

Powoli z tłumu wyłania się Juliusz z listem w dłoni. To od jego matki, ze Zbaraża.

„Jakieś wieści ze Zbaraża? Jakieś wieści o sąsiadach, jakieś nazwiska, co się dzieje w Zbarażu?” – dopytuje natrętnie samozwańczy reporter obozowy. Na podstawie informacji uzyskanych z najnowszej korespondencji stara się tworzyć biuletyn obozowy.

„Żadnych nazwisk, proszę pana” – odpowiada Juliusz. „Tylko kilka komentarzy, że miasto zajęli Sowieci i że ludzie mówią o ewentualnych przesiedleniach.”

„Przesiedlenia? Cóż to takiego? Nie brzmi dobrze” – słuchacze się niepokoją.

„Pachnie to jak nowomowa dobrze znanych deportacji na Syberię według odwiecznych rosyjskich zwyczajów”.

W baraku Juliusz chowa się w odosobnieniu łóżka i po raz kolejny czyta list. „Mój Najdroższy Juleczku!” pisze jego matka. Bardzo się o niego martwi. Paczka z ciepłą bielizną, suchą kiełbasą, witaminami i suszonymi owocami jest już w drodze do Kozielska. Jego siostry mają się dobrze, choć mają pewne problemy z Sowietami… Juliusz przygryza wargi, zaciska dłonie.

Na dole strony znajduje się zdanie, które bardzo go intryguje. Podobno przyszedł list od Danusi. Mama go nie otworzyła. To znaczy, że u Danusi wszystko w porządku i może nawet zdobyć jej adres. Juliusz jest zachwycony. W końcu ją odnajdzie. Jego wyobraźnia się gotuje. Wojna musi się wkrótce zakończyć. Wróci do domu, weźmie matkę i siostry w ramiona. A może nawet uda mu się znowu spotkać z Danusią. Z niecierpliwością i nadzieją oczekuje Nowego Roku.

Na sylwestra ponownie zastawia się centralny stół, zapala się kolejną świecę i przekazuje kolejne życzenia i pozdrowienia. Trzeciego stycznia rozchodzi się w obozie wiadomość, że Sowieci negocjują z Niemcami wymianę jeńców wojennych. Juliuszowi i Michałowi nie podoba się ta wiadomość. Wymiana mogłaby dotyczyć więźniów z tej części Polski, która została wcielona do Niemiec lub tzw. Generalnej Guberni. Jest mało prawdopodobne, że to może dotyczyć mieszkańców wschodniej Polski.

Ale wieści o jakiejkolwiek wymianie szybko znikają. W połowie stycznia Michał otrzymuje upragniony list od Marysi. Jego dziewczyny mają się dobrze. List jest krótki. Maria i Ala są zdrowe, ale poza tymi podstawowymi informacjami nic więcej. Michał jest podekscytowany, ale zdenerwowany. Chce wiedzieć więcej, dużo, dużo więcej. Lakoniczna treść listu nie jest przypadkowa. Najwyraźniej jest mnóstwo problemów, o których Marysia nie chce pisać. Michał zaczyna się martwić się jeszcze bardziej.

Juliusz próbuje go uspokoić. „Przecież Marysia wie, że jeśli napisze za dużo, Sowieci mogą wyrzucić cały list. Chciała się tylko upewnić, że jej list dotrze do Ciebie. Pomyśl o swoich własnych listach. Ile razy piszesz i przepisujesz te kilka słów, żeby mieć pewność, że przejdą sowiecką cenzurę.”

Rzeczywiście, każdy może napisać jeden list miesięcznie. Od więźniów oczekuje się pisania bardzo krótkich listów, zawierających wyłącznie dobre wiadomości i wyłącznie pozytywne myśli. Nie powinni pisać o warunkach obozowych, o tym, jak żyją, co jedzą i co robią. Michał pisze i przepisuje swoje listy bez końca. Próbuje napisać, jak bardzo kocha i tęskni za swoimi dziewczynami, ale nie znosi myśli, że jakiś sowiecki polityk mógłby czytać te cenne, głęboko osobiste słowa. Proces pisania listu staje się bolesnym doświadczeniem.

Na początku marca rozchodzi się wiadomość, że Sowieci pokonali Finlandię. Jednak niewiele szczegółów. Jakiej uciskanej mniejszości bronili tym razem Sowieci – zastanawiają się jeńcy kozielscy. Odniesienie tego przerażającego zwycięstwa zajęło Sowietom zaskakująco dużo czasu. Wśród więźniów narasta przygnębiający nastrój, a po obozie ponownie rozchodzą się pogłoski o transportach i transferach z Kozielska.

Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami. Z dużym wysiłkiem więźniom udaje się przygotować pisanki i świąteczny stół. Księża są zajęci spowiedziami. Pracują dzień i noc, mimo ostrego zakazu jakiejkolwiek działalności religijnej na terenie obozu. Wielkanoc, podobnie jak Boże Narodzenie, mija spokojnie, w smutku i ze łzami w oczach.

Nagle na początku kwietnia pogłoski o transferach stają się rzeczywistością. Sowieci zwołują grupę oficerów, proszą o zabranie rzeczy osobistych i wyprowadzają ich z obozu. Podniecenie w obozie wzrasta.

“Oswobodzenie! Wolność!” niektórzy wykrzykują.

„A gdzie tam. Wyślą nas do obozów przejściowych. Stamtąd część z nas wróci do domu, część zostanie zwrócona Niemcom” – spekulują inni. „Międzynarodowa komisja złożona z Francuzów, Brytyjczyków i Sowietów zadecyduje, którzy oficerowie zostaną wysłani na Zachód” – uważają inni.

Juliusz i Michał też są podekscytowani. Idą do klubu, aby pożegnać odjeżdżających przyjaciół. Niektórzy z walizkami, inni tylko z kocami, wywołani mężczyźni udają się do budynku klubu na dokładną rewizję. Noże i wszystkie ostre przedmioty są konfiskowane. Wszystko inne jest w porządku. Następnie grupa otrzymuje dobry posiłek, a każdy mężczyzna otrzymuje prowiant na drogę – chleb, cukier i jeden śledź zawinięty w porządną kartkę papieru. Więźniowie są pod wrażeniem. Sowieci najwyraźniej chcą wywrzeć na nas dobre wrażenie, zanim władze niesowieckie przejmą opiekę nad nami – głoszą wieszcze obozowi.

Kilka dni później rozeszły się nowe plotki. Niemcy zaatakowały Danię i Norwegię. Co to znaczy? Pewna konsternacja wśród więźniów. Jak to może wpłynąć na ich los? Szybko okazuje się jednak, że wydarzenia w Danii i Norwegii w ogóle nie mają wpływu na los polskich jeńców w Kozielsku.

Wywózki są kontynuowane w sposób uporządkowany. Codziennie wzywa się do wyjazdu od dwustu do trzystu osób w celu wysłania ich w nieznane. Każdego ranka nazwiska osób wzywanych do wyjazdu napływają bezpośrednio z Moskwy za pośrednictwem specjalnej linii telefonicznej.

W miarę kontynuowania wyjazdów w obozie następują zmiany kadrowe. Regularni strażnicy są stopniowo wycofywani i zastępowani przez funkcjonariuszy NKWD. Ale mało kto zauważa te zmiany. Każdy chce jak najszybciej opuścić obóz. Niektórzy, w tym Michał, rozpaczliwie chcą wrócić do domu, inni, jak Juliusz, chcą iść na front, aby walczyć z Niemcami. Wszyscy nie mogą się doczekać, aby dowiedzieć się, dokąd zostaną wysłani.  Okazuje się jednak, że jest to najpilniej strzeżona tajemnica ze wszystkich. Nikt nie wie co się z nimi stanie…

W połowie kwietnia przychodzi kolejna wiadomość. Niemcy właśnie zajęli Danię i Norwegię. Co się stanie ze Szwecją – wszyscy się zastanawiają. A co na to Stany Zjednoczone? Wkrótce spodziewane jest oświadczenie Stanów Zjednoczonych dotyczące bieżącego rozwoju wydarzeń.

Ale Michała nie interesują już żadne oświadczenia. Wyprał bieliznę, poprawił buty i jest gotowy do wyjazdu. Nie otrzymał już żadnych więcej listów od Marii i tylko dlatego wciąż waha się przed wyjazdem. Wolałby wyjechać po otrzymaniu tego tak upragnionego listu. Ale to nie będzie mu dane.

Wkrótce, w słoneczny wiosenny poranek przychodzi jego kolej. Żegna się serdecznie z Juliuszem, ściska dłoń znajomym, bierze torbę z rzeczami osobistymi i ochoczo rusza przed siebie.

„Pamiętaj, żeby napisać cel podróży na wagonie” – przypominają mu przyjaciele.

Wywózki trwają już od około dwóch tygodni i nadal nikt nie wie, dokąd trafiają wywożeni jeńcy. Dlatego osoby wyjeżdżające proszone są o napisanie nazwy miejsca docelowego na boku pociągu. Spekuluje się, że są wysłani na zachód. Strażnicy NKWD zdają się potwierdzać te spekulacje. Dla Polaków z Kozielska wyjazd na zachód oznacza tylko jedno: powrót do domu, do Polski. Dla wielu z nich to jest wszystko, co chcą wiedzieć.

Po pożegnaniu Michała Juliusz wraca do baraku i znika w łóżku. Nie czuje się dobrze. Pomimo żywiołowych wiwatów i podekscytowania wyjazdem Michała, czuje się tak, jakby właśnie stracił najlepszego przyjaciela. Byli razem od wielu miesięcy. Michał stał się dla niego wszystkim: ojcem, matką i bratem. Nawet w chwilach rozpaczy Michał próbował znaleźć ciepłe i pełne troski słowa dla Juliusza.

„Czy jeszcze go zobaczę? Co się teraz stanie?” zastanawia się.

Nie musi długo czekać. Dwa dni później jego nazwisko jest na liście przysłanej z Moskwy. Juliusz jest gotowy. Niestety nie ma żadnego listu od Danusi i nie ma więcej listów z domu! Pożegnanie z przyjaciółmi, rewizja, posiłek, prowiant na podróż, wymarsz z obozu wzdłuż długiego pasa żegnających i Juliusz wraz z innymi dwustu lub więcej wybranymi towarzyszami losu opuszcza bramę obozu w Kozielsku.

W niewielkiej odległości od bramy nowy oddział strażników NKWD przejmuje nadzór nad ich grupą. Nowi strażnicy są uderzająco nieprzyjaźni, wręcz wrodzy. Za pomocą pałek, karabinów maszynowych, psów bojowych nowi strażnicy z ponurymi minami brutalnie zaganiają jeńców do pobliskich ciężarówek.

„Po co taka zbrojna eskorta?” wszyscy się zastanawiają.

Podróż ciężarówką trwa krótko, prosto do stacji kolejowej, gdzie czeka na nich pociąg z wagonami więziennymi pozbawionymi okien. To nie wygląda dobrze. Juliusz zaczyna się denerwować.

„Wysiadać i do pociągu!” pada rozkaz.

Strażnicy NKWD brutalnie wpychają ludzi do cel więziennych pociągu. Z każdą minutą deportowani są coraz bardziej przerażeni. Niektórzy zwlekają i nie chcą wsiadać do tego ponurego pociągu. Jakiś strażnik popycha mężczyznę obok Juliusza. Mężczyzna przeklina i kopie strażnika. Ten bez zmrużenia oka z całej siły uderza mężczyznę pałą w głowę. Mężczyzna chwieje się, jego twarz zalewa się krwią. Juliusz i inni chwytają upadającego mężczyznę. Zdezorientowani i przerażeni jeńcy są siłą wpychani do pociągu. W małych, trzyosobowych przedziałach po sześciu mężczyzn jest umieszczanych. Pobity przez strażnika nauczyciel z Brześcia jest ciężko ranny i potrzebuje pomocy. Strażnicy nie zwracają żadnej uwagi na powtarzające się prośby o pomoc medyczną. Juliusz jest oburzony. Jego towarzysze losu mają takie same złe przeczucia w związku z całym rozwojem wydarzeń. Pociąg rusza. Ranny mężczyzna obficie krwawi. Z wielkim wysiłkiem Juliuszowi i pozostałym towarzyszom losu udaje się zatamować krwotok.

Pociąg jedzie powoli, szarpie, często się zatrzymuje, dudni. Gdy zapada zmierzch, promienie światła wewnątrz celi wskazują, że pociąg jedzie na zachód. Dla jeńców z Kozielska oznacza to tylko jedno – Polskę.

Ale noc jest bardzo ciężka. Wszyscy są zmarznięci, wyczerpani, zestresowani i głodni. Wraz z pierwszymi promieniami słońca pociąg staje na małej stacji. To Gniezdowo, małe miasteczko niedaleko Smoleńska. „Czy tu wysiadamy?” zastanawiają się.

Tak, tu będzie rozładunek pociągu. Ku ich zdziwieniu nie dostają nic do jedzenia ani do picia. Strażnicy NKWD wyposażeni w ostre bagnety i wspomagani psami bojowymi ładują pierwszą grupę więźniów bezpośrednio do ponurej czarnej furgonetki więziennej.

„Jakie to straszne” – myśli Juliusz.

Próbując ukryć swój strach, przyjmuje bardziej arogancką postawę, zanurzając ręce w głębokich kieszeniach spodni. Jego palce nerwowo wertują zawartość kieszeni natrafiając na znajomy kształt maleńkiej książeczki. Oto jego najcenniejszy towarzysz – tomik poezji Słowackiego! Wycofuje się do tyłu i obsuwa się na podłogę. Wygląda na to, że rozładunek zajmie trochę czasu. Zamyka oczy i próbuje się uspokoić, wracając myślami do swych ulubionych wierszy. Ale poezja Juliusza Słowackiego jest zrodzona z dramatu narodowego, ze śmierci i niewyobrażalnych cierpień wielu pokoleń Polaków walczących z rosyjskimi ciemiężcami o niepodległą Polskę. Jego ulubione fragmenty pochodzą z najbardziej dramatycznego wiersza Juliusza Słowackiego „Mój Testament”.

„Ojej, co za podobieństwo!” Wstaje szybko. „Nie, nie! Potrzebuję czegoś innego, innego wiersza”. Gorączkowo szuka bardziej pozytywnej inspiracji.

Tymczasem jego koledzy przy wyjściu zaczynają krzyczeć:

„Będziemy następni, będziemy następni!”

Czarna furgonetka nieuchronnie podjeżdża pod drzwi ich wagonu.

„Ci dranie nas tu zabiją!” – mówi jeden z mężczyzn, podczas gdy reszta z zapartym tchem patrzy na zbliżającą się czarną trumnę.

“Tak po prostu?” – rozlega się pytanie.

„Nie, tutaj wydadzą nas Niemcom” – kontruje inny energiczny głos.

Strażnicy nie marnują czasu. Z dziką brutalnością chwytają mężczyzn jeden po drugim i wpychają ich do furgonetki. Juliusz nie chce być popychany. Wstrzymuje szorstką rękę, która próbuje złapać go za koszulę i wchodzi do korytarza furgonetki. Po obu stronach niskie drzwi prowadzą do strasznie zgniłych jednoosobowych cel z małymi kratami pomalowanymi na czarno. Napięcie rośnie, gdy strażnicy NKWD wpychają zdezorientowanych ludzi jeden po drugim do tych małych komór tortur. Juliusz boleśnie uderzony w brzuch, ląduje w niezręcznej pozycji w jednej z cel na środku furgonetki. Wkrótce wszystkie trzydzieści cel jest załadowanych. Ciężkie drzwi głośno się za nim zatrzaskują i furgonetka rusza.

Podróż jest krótka, około piętnastu minut. Ale dla mężczyzn w środku jest to wieczność. Niektórzy modlą się i płaczą, niektórzy przeklinają, inni kopią i krzyczą. Juliusz w pochylonej pozycji trzyma rękę na książeczce i modli się: „Ojcze nasz… Wierzę w jednego Boga…”. Ale jego zamglony umysł miesza modlitwę z poezją Słowackiego. Nagle furgonetka się zatrzymuje; krzyki i kopnięcia też ustają. Wszyscy słuchają z uwagą co dalej.

Zabierani są więźniowie z cel frontowych. Kilka minut później powietrze przecina przerażający krzyk, który zmienia się w odgłos zaciętej walki i kończy się wyraźnym pojedynczym strzałem z pistoletu. Mężczyźni w środku oblewają się zimnym potem. Teraz wiedzą! Nie ma tu Niemców, Francuzów ani Brytyjczyków, nie ma tu nawet ludzi. Na zewnątrz czekają na nich jedynie zimnokrwiści mordercy z NKWD.

Gdy przerażeni mężczyźni przeżywają w samotności swoje ostatnie chwile, z jednej z cel dobiega potężny głos: „Jeszcze Polska nie zginęła…”.  W całej furgonetce zaczyna rozbrzmiewać polski hymn narodowy w melodii Mazurka, wyznanie wiary w tej dramatycznej odsłonie. Otwierane są kolejne cele i zabierani są kolejni mężczyźni. „Niech żyje Polska!” – słychać bezbronnych mężczyzn pomiędzy strzałami.

Gdy zbliża się jego kolej, Juliusz myślami wraca do roku 1830 – tragicznego polskiego powstania przeciwko rosyjskiemu ciemiężcy. Godzi się ze swoim losem. Jego dusza i umysł ucieleśniają jego przeznaczenie, jego usta głoszą jego misję. Wersety „Mojego Testamentu” napisanego sto lat wcześniej stają się jego powołaniem…

Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami;

Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny:

Dziś was rzucam i dalej idę w cień — z duchami,

A jak gdyby tu szczęście było, idę smętny.

Juliusz wychodzi na zewnątrz. Jest słoneczny wiosenny dzień. Podnosi głowę. Wokół świeża zieleń lasów, a nad nimi błękitne niebo.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica

Ani dla mojej lutni, ani dla imienia:

Imię moje tak przeszło, jako błyskawica,

I będzie, jak dźwięk pusty, trwać przez pokolenia.

Idzie wzdłuż dwóch rzędów oprawców NKWD. Kolega przed nim walczy. Wznosi rozpaczliwy okrzyk „Niech żyje Polska!”

Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,

Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;

A póki okręt walczył, siedziałem na maszcie,

A gdy tonął, z okrętem poszedłem pod wodę…

Kolejny strzał z pistoletu. Bezdenny rów, otchłań. Tam w dole ciała. Jego kolej. Dwóch morderców łapie go za ręce, a trzeci przeładowuje pistolet.

Ale kiedyś, o smętnych losach zadumany

Mojej biednej ojczyzny, pozna, kto szlachetny,

Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,

Lecz świetnościami moich dawnych przodków świetny.

Juliusz patrzy prosto w oczy oprawcom: „Niech żyje Polska!” Kolejny strzał, otchłań. . .

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą

I biedne serce moje spalą w aloesie,

I tej, która mi dała to serce, oddadzą:

Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie…

Tłumaczenie z angielskiego MSB

Książka pt. “Danuta: Between Katyn and Auschwitz” jest dostępna tu:

https://www.barnesandnoble.com/w/danuta-maria-szonert-binienda/1143697404?ean=9798889633310

https://www.barnesandnoble.com/w/danuta-maria-szonert-binienda/1143697404?ean=9798889633310

https://www.amazon.com/Between-Katyn-Auschwitz-M-Szonert/dp/1643679775

Wywiad nt. książki po angielsku jest tu:

https://www.youtube.com/watch?v=Pf_qG2XcuAA&list=UULFbem5x9-IOftQN0d5OYNOyA&index=32https://pageturner.us/bookstore/danuta-growing-up-between-katyn-and-auschwitz

Streszczenie po angielsku jest tu: https://www.youtube.com/watch?v=rFKlo_r-Pqg&t=2s

Polecamy również: https://republikapolonia.pl/2023/05/20/refleksje-dziecka-katynskiego-w-70-ta-rocznice-ludobojczej-zbrodni/

 

Website | + posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *