A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do końca świata” (część VI)

A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do końca świata” (część VI)

Przeciętny katolik zapytany o Guadelupe, może by wskazał, iż jest to narodowe sanktuarium Maryjne w Meksyku; już mniej osób wiedziałoby, że jest ono związane z obecnością cudownego obrazu, zaś znikoma mniejszość znałaby dokładną historię z nim związaną. Nie tylko chcę Państwu bardziej dokładnie opisać, co się stało w dniach 9-12 grudnia 1531r. ale i co takiego odkryto kilkaset lat później, a co jest do tej pory zagadką, której próby wyjaśnienia zaniechali naukowcy.

9.12.1531r. pewien aztecki wieśniak, który kilka lat wcześniej został ochrzczony jako Juan Diego (po podboju imperium Azteków przez Hiszpanów), w drodze do kościoła św. Jakuba w Tlatelolco przechodził obok wzgórza zwanego Tepeyac i usłyszał dochodzący ze szczytu śpiew. Zaintrygowany tym, wszedł na górę, gdzie w ruinach azteckiej świątyni zobaczył młodą kobietę w szatach, od których bił niezwykły blask.

Kobieta przedstawiła się jako Najświętsza Maryja Doskonała Dziewica, prosząc Juana by udał się do biskupa Meksyku i przekazał jej pragnienie wybudowania pod wzgórzem kościoła; zapewniła, że w tym właśnie miejscu, będzie okazywać pomoc proszącym. J. Diego przekazał prośbę Maryi, ale bp Zumarraga nie dał wiary jego słowom. Historia powtórzyła się następnego dnia i wtedy biskup zażądał dowodu prawdziwości relacji Indianina, co Juan nazajutrz, podczas objawienia przekazał Maryi, która zaskoczyła go niezwykłym poleceniem. Otóż mimo panującego mrozu, wskazała mu miejsce na wzgórzu, gdzie wśród śniegu kwitły kwiaty; miał je zerwać i zanieść biskupowi na dowód prawdziwości swoich słów. Juan bojąc się by kwiaty nie zwiędły, owinął je w swój płaszcz i pobiegł do siedziby biskupa. Gdy po przybyciu opowiedział biskupowi i zgromadzonym co go spotkało, rozwinął płaszcz, po czym wszystkich ogarnęło zdumienie: po kwiatach nie było śladu, zaś na płaszczu widniał obraz Maryji. Biskup już nie żądał więcej „dowodów”, umieszczając płaszcz z wizerunkiem Maryi w katedrze w Meksyku i polecając wybudować sanktuarium w miejscu wskazanym przez Madonnę. To tam obecnie wisi obraz (faktycznie płaszcz) Matki Bożej z Guadelupe, będący wyzwaniem na wielu obszarach dla nauki.

A wyzwania te zaczęły się już kilkadziesią lat po oprawieniu cudownego płaszcza w ramy i powieszeniu go jak obrazu w sanktuarium. Pierwszą zagadka była związana z materiałem z jakiego był wykonany płaszcz. Tilma, bo tak wieśniacy nazwywali płaszcze, którymi się okrywali, była utkana z włókien agawy, czyli materiału raczej nietrwałego, wytrzymującym w tamtejszym klimacie najwyżej kilkadziesiąt lat. Odzienie Juana zaś po tak długim czasie nie tylko nie wykazywało oznak starzenia się, ale zauważono, iż do tkaniny nie przylega kurz oraz odpycha ona insekty, zaś kolory na wizerunku nadal były intensywne, tak jak świeżo namalowane. Było to tym bardziej dziwne, że przez ponad sto lat płaszcz był rozpięty bez żadnej ochrony przed dymem świec, kadzideł czy wilgotności. Co więcej, przed pokryciem go ochronnym szkłem, podczas czyszczenia ram obrazu, tilma została oblana kwasem, lecz nic jej to nie zaszkodziło. Już tylko te fakty wskazywały, iż cudowny płaszcz zaprzecza prawom fizyki. Doświadczyć tego mieli konserwatorzy sztuki, którzy postanowili poznać tajemniczą technikę malarską, w jakiej powstał obraz przedstawiony na płaszczu. Badania przyniosły same pytania i żadnych odpowiedzi.

Po pierwsze, nikt nie był w stanie tej techniki określić, a usiłowania rozwiązania tego dylematu przyniosło zdumiewające wyniki. W 1936r. próbki włókien wysłano do analizy na Uniwersytet w Heidelbergu, a dokonał jej szef katedry chemii, znany uczony prof. Richard Kuhn. Po wykluczeniu użycia barwników sztucznych, wykluczył też te naturalne, pochodzenia roślinnego czy mineralnego. W swej ekspertyzie zmieszany naukowiec stwierdził, że „włókna nie zostały w żaden sposób pomalowane, ale są po prostu kolorowe”. W 1979r. naukowcy z Uniwersytetu na Florydzie postanowili prześwietlić obraz promieniami podczerwonymi, które udowodniły, iż na płótnie nie ma śladów farby podkładowej ani jakichkolwiek środków używanych przez ówczesnych malarzy. Dodatkowo okazało się, że powierzchnia wizerunku ma budowę przypominającą błonę fotograficzną: jej zewnętrzna część jest bardzo delikatna, zaś wewnętrzna jest surowa, jak każde płótno utkane z włókien kaktusowych. Uczeni porównali to do jakby XVI wiecznej techniki polaroidu, co oczywiście było kolejnym znakiem zapytania. Mimo kolejnych usiłowań, aż do tej pory nie wiadomo w jaki sposób i czym „namalowano” wizerunek Madonny na płaszczu. Pora teraz przejść do tajemnic, które skrywa sam wizerunek Maryi, w tym ubioru ją okrywającego.

Cały strój Maryi był przesłaniem, którego zrozumienie przez ludzi Zachodu, nastąpiło dopiero po II wojnie światowej, gdy antroplog Helena Behrens z USA postanowiła zrozumieć jego symbolikę, a konieczne było w tym celu zapoznanie się z wierzeniami Azteków. Kiedy dotarła do zapisów i piktografów azteckich, wszystko się stało jasne. Tak więc skraje płaszcza Maryi związane były czarnym sznurem, z którego zwisa kokarda, zaś trochę wyżej na wysokości łona znajduje się kwiat z 4 płatkami. Otóż taka kokarda była noszona przez azteckie kobiety będące w ciąży, a kwiat na jej łonie to symbol boskości. Kwiat ten był dla Azteków ideałem piękna i harmoni, zaś cyfra 5 (4 płatki stykające się w centrum) symbolizowała spotkanie człowieka z Bogiem. Tak więc Juan i jego rodacy doskonale zrozumieli, iż kobieta na wizerunku nosi w swoim łonie Boga. W tym kontekście nie dziwi swoisty cud podboju ewangelizacyjnego tamtych obszarów, jaki dokonał się za sprawą obrazu z Guadelupe: w ciągu 7 lat, aż 8 mln wojowniczych Indian ochrzciło się.

O ile rozszyfrowanie znaczenia ubrania okazało się nie takie trudne to pewien element jest do dziś zagadką Mianowicie kłopot sprawiają rysunki gwiazd, znajdujące się na płaszczu, które astronomowie rozpoznali jako kilka znanych gwiazdozbiorów (ich układ odpowiadał temu z 1531r. nad Meksykiem). Problem polega na tym, że ich położenie jest takie, jakby obserwator przebywał na Słońcu, a dokładnie w środku kwiatu na płaszczu Maryi. Po prostu przestawione układy gwiezdne są niemożliwe do takiego odwzorowania patrząc na nie z Ziemii. Symulacja komputerowa, którą przeprowadzono w 1981r. podała pozycje tych gwiazd widzianych ze Słońca, tyle tylko, że komputery w 1531r. nie istniały…

Ale to nie koniec. Na koniec historii tajemnic obrazu Madonny z Guadelupe, zostawiłem niewyjaśnione do dziś odkrycie wielkości 6 mm, bo taki wymiar miały źrenice oka Maryi na cudownym płaszczu. Historia zaczęła się 29 maja 1951r. kiedy fotograf bazyliki w Guadelupe wywołał powiększone zdjęcia twarzy Maryi
Jedno ze zdjęć przedstawiało źrenicę i gdy Carlos Chavez na nie spojrzał, zauważył w źrenicy jakby zarys postaci; zaintrygowany sięgnął po lupę i nie mógł uwierzyć temu co widział: faktycznie w powiększeniu, było widać wyraźnie grupę osób. Kolejnym krokiem były badania obrazu przeprowadzone przez kilku okulistów i optyków, którzy postanowili zajrzeć do źrenicy, jak do żywego oka używając oftalmoskopu, tj. wziernika do badania wnętrza oka. Najlepiej będzie oddać głos jednemu ze specjalistów:

„W kącikach oczu widać ludzkie popiersia. Rodzaje zniekształcenia i miejsce tego optycznego obrazu są identyczne z tym, jakie wytwarza żywe oko. Gdy światło oftalmoskopu skierowane zostaje na źrenicę oka, pojawia się w nim refleks świetlny; śledząc go i odpowiednio zmieniając soczewki, można zobaczyć obraz na dnie oka. Jeśli skierujemy światło na źrenicę oka w obrazie, ukaże się ten sam refleks, na skutek którego źrenica rozjaśnia się rozproszonym blaskiem, dając wrażenie wklęsłej rzeźby. Taki refleks nie może powstać na powierzchni płaskiej”. Po tym odkryciu ekperci przebadali za pomocą oftalmoskopu setki oczu na różnych obrazach wykonanych różnymi technikami oraz na ich fotograficznych kopiach, ale nigdzie nie zobaczyli takiego refleksu. Odkrycie Meksykanów opierało się na podstawie teorii akomodacji oka z 1853r. autorstwa niemieckiego fizyka Hermana von Hemholtza. Tak więc oczy Madonny z Gaudelupe posiadają cechy żywego ludzkiego oka i nie ma nawet teoretycznego wyjaśnienia tego fenomenu.

Wraz z rozwojem techniki następowały kolejne, nie mnie bardziej tajemnicze, nie do wyjaśnienia przez naukę odkrycia. Tak wię kilka lat po powyższym badaniu, firma Kodak udostępniła do analiz swoją nową aparaturę, dzięki której stwierdzono, iż wizerunek w źrenicach jest jakby przylepiony czy wydrukowany na płótnie. Okuliści wyjaśnili też, skąd biorą się różnice odbicia zakodowanego w lewym i prawym oku. Otóż są one wynikiem naturalnej dla oka krzywizny rogówki, co jest zgodne z zasadami optyki. Specjaliści z USA przeanalizowali obraz ukryty w oczach Maryi raz jeszcze, wykorzystując zjawisko odbicia w zwierciadłach wypukłych, bo tak działa ludzka rogówka. Rekonstrukcja sceny potwierdziła wcześniejsze obserwacje, poprawiając tylko ostrość sceny ze źrenic.
Skok w badaniach wizerunku Maryi, umożliwił rozwój technologii cyfrowej, przynosząc kolejne rewelacje.
Oczy na wizerunku powiększono 2500 razy, odkrywając nowe szczegóły utrwalone w źrenicach Maryi, potwierdzając zarazem te wcześniejsze, mówiące o zachowaniu zasad optyki jak w przypadku żywego oka.

Tak więc na powiększeniu nie tylko było widać wyraźnie 12 osób, ale rozpoznano takie szczegóły jak np. rzemyki sandałów siedzącego Indianina (ich szerokość na obrazie wynosi 120 mikronów) czy też kolczyk w jego uchu ( na obrazie grubości zaledwie 10 mikronów; dla przypomnienia: 1 mikron=0.001 milimetra).
Prof. B.Fabbiani z Politechniki w Turynie, który także badał obraz stwierdził, iż historia nie zna podobnego wypadku utrwalenia się podobnego odbicia na obrazie, jak na wizerunku Matki Bożej z Guadelupe. Dodał, ponadto, że nauka nie jest w stanie wyjaśnić jaka „technika” była użyta do „namalowania” wizerunku, nie mówiąc już o tym, iż stało się to 500 lat temu. Dodatkową ciekawostką jest fakt, iż na podstawie kronik z XVIw. rozpoznano trzy postacie w źrenicach Maryi, a mianowicie wspomnianego biskupa Meksyku, jego tłumacza oraz samego bohatera tajemniczego zdarzenia Juana Diego, którego tilma znajduje się w bazylice.

Nie od rzeczy jest wspomnieć, iż od samego początku Sanktuarium w Guadelupe jest licznie odwiedzane przez pielgrzymów (przed pandemią liczba ta sięgała 12 mln na rok), liczących na różnego rodzaju uzdrowienia, które faktycznie się dzieją za wstawiennictwem Maryi. Kończąc tę opowieść, chcę przywołać jeszcze jeden z wielu cudów, dotyczących cudownego wizerunku Maryi, w tym przypadku nieudanej próby zniszczenia obrazu. Na początku XXw. w Meksyku objęł władzę rewolucyjny, antykatolicki reżim, otwarcie atakujący także miejsca kultu i popierający zamachy na nie (co wywołało powstanie chłopskie). 14.11.1921r. fanatyk antykatolicki L. Carpio położył pod cudownym obrazem wielki bukiet kwiatów, w którym ukrył bombę. Gdy już wyszedł z bazyliki, potężny wybuch dokonał olbrzymich zniszczeń w promieniu kilkunastu metrów, niszcząc m.in. metalowe świeczniki i wyginając ciężki krucyfiks stojący na ołtarzu. Sam obraz, mimo iż znajdował się tuż bomby, pozostał nienaruszony; eksplozja nie zarysowała nawet szyby, za którą była tilma (było to zwykłe, niegrube szkło; szybę pancerną zamontowano w 1993r.)
Choć ta historia nie należy do „klasycznych objawień” Maryjnych, to jednak jej skutki, są takie same, jak w przypadkach, gdy Matka Boża przekazywała osobiście pewne prośby i polecenia wizjonerom, których wybrała. Pokazuje to też, że Pan Bóg jest zawsze oryginalny, by nam przypomnieć, że „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”, aczkolwiek robi to czasami, uciekając się do pomocy Swej Matki.

+ posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *