Moje recenzje: Scott Hahn i jego „Rzym, słodki Dom”

Moje recenzje: Scott Hahn i jego „Rzym, słodki Dom”

Historia Kościoła jest pełna nawróceń, od czasów całkiem dawnych, i dzieje się praktycznie cały czas; niektóre z nich z powodu, iż dotyczyły postaci znaczących i znanych, stały się całkiem popularne. Nie znaczy to wcale, że te całkiem nieznane, są jakościowo dla Kościoła „gorsze”, ale takie już jest życie, iż swoją „medialnością” te znane kuszą, by im się bardziej przyjrzeć. Zwykle nawrócenia znanych osób, są z różnych powodów niewygodne dla tych, z którymi oni byli związani przed konwersją; nieraz zwykle jest to zaskoczenie i powoduje co najmniej konsternację. Historia, którą chcę Państwu przedstawić jest z tych „nie do uwierzenia”, ale jak wiadomo „Duch tchnie, kędy chce…”. Jej bohaterem jest Scott Hahn i jego żona Kimberly, a poznałem ich postacie po przeczytaniu książki „Rzym, słodki Dom”, której są autorami. Sam pewnie bym książki nie wziął do ręki, gdyby mi jej nie podsunął mój znajomy konwertyta na katolicyzm. Johan, będąc prawnikiem, uparcie szukał, który z Kościołów chrześcijańskich można obdarzyć mianem założonego przez Chrystusa, bo prawnicza logika mówiła mu, że nie może być ich kilkaset jak jest obecnie. Urodzony w rodzinie należącej do Afrykanerskiego Kościoła Reformowanego (obaj mieszkamy w RPA), przewędrował przez różne sekty zielonoświątkowe, by zbliżyć się do katolicyzmu i po zapoznaniu się z Magisterium stwierdzić, że „to jest to”.

A teraz do rzeczy, czyli dlaczego „Rzym, słodki Dom” mogę zarekomendować do przeczytania nie tylko katolikom, bo może być to doskonałe narzędzie nawracania na katolicyzm, ale raczej braciom odłączonym, szukającym i otwartym tak jak Johan na znalezienie Prawdy. Książka, którą będę recenzował to właśnie epopeja, bo to była żmudna i trudna droga nawrócenia na katolicyzm Scott’a i jego żony. Jak to się stało, iż być może najwybitniejszy żyjący teolog w USA, ojciec 6 dzieci, były protestant oraz pastor Kościoła Prezbiteriańskiego i absolwent protestanckiego seminarium teologii, został katolikiem? Wstęp do książki Scott Hahn zaczyna tak: „Zmarły abp Fulton Sheen kiedyś napisał, że może jest ze stu ludzi w USA, którzy faktycznie nienawidzą Kościoła katolickiego, ale są miliony, które nienawidzą tego, co błędnie uważają za katolicyzm. Ja i żona kiedyś sądziliśmy, że jesteśmy w pierwszej grupie, by po latach odkryć, iż należymy do tej drugiej. Lecz kiedy zobaczyliśmy różnicę i gdzie się w tej klasyfikacji możemy znaleźć, powoli się zorientowaliśmy, że nie należmy do żadnej z nich. I to było początkiem naszej drogi „do domu”. Książka ta opisuje naszą podróż i jest opowieścią, jak odkryliśmy Kościół katolicki jako przymierze Bożej rodziny.

Kościół katolicki jako przymierze Bożej rodziny

Scott otwarcie przyznaje, iż jego młodość była „chmurna i durna”. Jak wspomina, religia miała niewielkie znaczenie w jego rodzinie i nie było ze strony rodziców większych protestów gdy opuścił kościół prezbiteriański, do którego uczęszczali. Jako nastolatek, będąc rozrabiaką był sądzony w sądzie dla nieletnich i ledwo wywinął się od domu poprawczego, dostając tylko 6 -miesięczny nadzór policyjny. Namówiony przez kolegę przeczytał 2 książki, tj. Paul Little – „Wiem dlaczego wierzysz” oraz fragmenty z „Zwykłe chrześcijaństwo” C. S.Lewis’a. Jak mówi był to przełom duchowy, bo odpowiedziały one na wiele pytań jak ewolucja, istnienie Boga, możliwość cudów, zmartwychwstanie Chrystusa i wiarygodność Biblii. Któregoś ranka, obudził się nad ranem i zaczął swoją pierwszą w życiu osobistą modlitwę: „Panie Jezu, jestem grzesznikiem. Wierzę, że za mnie umarłeś by mnie zbawić. Chcę Ci dać teraz swoje życie. Amen”.
I faktycznie, jego przyjaciele zauważyli, że Scott się zmienił, czego pierwszym znakiem było studiowanie Pisma Św. Jego idolami stali się M. Luter i J.Calvin, co przyniosło mocne antykatolickie przekonania i wiarę w podstawę protestantyzmu o usprawiedliwieniu wyłącznie przez wiarę i zasadę „Tylko Pismo”, czyli odrzucenie Tradycji. Stosunek Scott’a do katolicyzmu dobrze ilustruje to, iż gdy umarła jego babcia, jedyna katoliczka w rodzinie i ojciec wręczył mu pamiątki po niej, Scott porozrywał różaniec mówiąc: „Boże, uwolnij ją z więzów katolicyzmu, które ją zniewoliły”. Ale te przekonania dojrzewały do zmiany…

Scott poszedł na studia i jako główne przedmioty wybrał teologię, filozofię i ekonomię, kończąc je ze znakomitymi wynikami. Podczas studiów poczuł w sobie zew misjonarski i przystąpił do grupy „Young Life”, w której udzielał się 4 lata nawracając uczniów szkół średnich; w tym czasie zaczął też intensywne studia biblijne, szczególnie dotyczące przymierzy Boga z człowiekiem. Niespodziewanym odkryciem było zauważenie, iż wielu tzw. Biblijnych Chrześcijan opiera swą wiarę na uczuciach, bez faktycznej modlitwy i przemyślenia Pisma. Na ostatnim roku studiów „wpadła mu w oko” panna Kimberly Kirk, co po 2 latach zaowocowało ich małżeństwem. Zaraz po ślubie Scott rozpoczął studia teologiczne, przekonany z żoną, iż ewangelicka reformowana teologia jest najbardziej chrześcijańska ze wszystkich wyznań. Tym niemniej postanowił podejść do zagadnienia detektywistycznie, szukając prawdy, której pierwszy katolicki wymiar odnalazł w tym, że to Kościół ma rację w sprawie krytyki antykoncepcji co dla Scott’a musiało być szokiem.

Co gorsza zauważył, że obecnie tylko Kościół katolicki miał odwagę tę prawdę głosić, zaś protestanci od tego całkiem odeszli. Wiele dały mu do myślenia słowa jednego z wykładowców na ostatnim roku studiów który rzekł: „Gdyby protestanci błądzili w sprawie „Tylko wiara” a Kościół katolicki miał rację nauczając iż do zbawienia konieczna jest wiara i uczynki, to jutro pojechałbym do Watykanu i klęczał prosząc o pokutę”

Our Staff | Trinity PresbyterianPo zakończeniu studiów teologicznych, zaproponowano mu posadę pastora w Trinity Presbyterian Church i państwo Hahn przenieśli się do Fairfax w Wirginii. Scott traktował tą pracę bardzo poważnie, co wiązało się z prowadzeniem seminariów, dalszym studiowaniem Biblii i różnic międzywyznaniowych oraz liturgii katolickiej, aż doprowadziło go miejsca, o którym mówi tak: „W tym punkcie, historia detektywistyczna przemieniła się w horror. Nagle Kościół katolicki przeciw któremu tak oponowałem, wydawał się mieć prawidłową odpowiedź na każde moje pytanie i wątpliwość. To mnie zmroziło. Zauważyli to moi seminarzyści, którzy oświadczyli, że zostanę katolikiem; gdy powiedziałem o tym żonie, najpierw śmiała się ze mną uważając to za absurd by po chwili zastanowienia popatrzeć na mnie i zapytać: A może jednak? Bo ostatnio mówisz tylko o liturgii, sakramentach i Eucharystii. Czasem myślę, że jesteś odwrotnością Lutra. Po prostu odjęło mi mowę. Jak do tego mogło dojść…?

Scott wspomina dalej: „Po długich studiach biblijnych, godzianch rozważań i modlitw uznałem, że moja wiedza zmusza mnie do akceptacji faktu, że Jezus mówiąc o jedzenieu Swego Ciała i piciu Krwi, nie mógł mówić symbolicznie czy w przenośni. Żydów ani Jego uczniów by to nie ruszyło, poza tym, gdyby uważał, iż Go źle zrozumieli, zapewne by Swą wypowiedź sprostował. Nie było wyjścia: katolicy i prawosławni mieli rację a protestanci błądzili. Tylko jak to przekazać nie tylko studentom ale i żonie? Nie mogłem dłużej czekać; pewnego wieczora poszedłem do niej mówiąc, iż z taką wiedzą nie mogę być dłużej prezbiterianem Kimberly była załamana, argumentując, iż ich obie rodziny były przez pokolenia prezbiterianami i nie chce tego zmieniać. Nie podjąłem dalszej dyskusji, zostawiając ją czasowi…”. Ze studentami wynikł innego rodzaju problem, gdy jeden z nich, ex-katolik zapytał go podczas wykładu, gdzie dokładnie w Biblii jest zawarta podstawa protestantyzmu „Tylko Pismo”, odrzucająca Tradycję chrześcijańską? Nie wiedząc co odpowiedzieć na to zasadnicze pytanie, skonsultował je ze znajomymi profesorami i teologami, ale sam widział, że ich wyjaśnienia były po prostu słabe i naciągane, zaś prawda wynikająca właśnie z Pisma, przeczyła ich interpretacji. I znów katolicy i prawosławni mieli rację. Z muru wiary protestanckiej usunął się jej kamień węgielny. S. Hahn uświadomił sobie, że nauczał swych studentów fałszu i postanowił zrezygnować z pozycji pastora i wykładowcy. O dziwo żona przyjęła to tym razem spokojnie, komentując tylko: „Scott, nie mamy wyjścia, jak tylko zaufać Panu, by pomógł ci znaleźć pracę”.

Jest takie mądrę powiedzenie, iż „Jak Pan Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno”, co znalazło potwierdzenie także w wypadku Scott’a i Kimberly. Scott dostał pracę na Uniwerytecie, gdzie poznali się z żoną, jako asystent rektora, dodatkowo prowadząc kursy na wydziale teologii. W ciągu następnych dwu lat pogłębiał swe studia biblijne, oraz zaznajomił się dokładnie z ojcami wczesnego Kościoła, po raz pierwszy w życiu mogąc poznać korzenie katolicyzmu. Dyskutując ze znajomym profesorem, byłym ewangelikiem a obecnie prawosławnym, poznał więcej prawosławie, lecz konkluzja była taka, iż to nie jest to wyznanie, z którym mógłby się całkowiecie identyfikować. Miało wspaniałą oprawę liturgiczną i tradycję, lecz teologicznie nie spełniało wymagań Scott’a. Podczas telefonicznych dyskusji ze swym przyjacielem z czasu studiów, doszli do podobnego wniosku jak sławny b. anglikanin, a potem kardynał John Newman, iż jeśli Kościół katolicki był w błędzie, to miał korzenie szatańskie, ale gdyby miał rację, to musiał mieć Boskiego założyciela, będąc jedynym prawdziwym Kościołem, czego obaj nie mogli jeszcze pojąć. Zamiast szukania gdzie katolicy mają rację, postanowili znaleźć dowody kiedy Kościół się diametralnie i zdecydowanie myli; zadanie okazało się beznadziejne, co spowodowało potężne wątpliwości nt protestantyzmu u przyjaciela. Ale Scott przeżył szok gdy porozmawial o ewentualnej konwersji na katolicyzm z księdzem katolickim, który miał podejście jak obecny papież Franciszek (jak widać to podejście nie jest nowe).

Po pierwsze wielu z księży z którymi chciał o swych wątpliwościach porozmawiać nie było chętnymi a gdy w końcu znalazł takiego, ten mu powiedział, by dał sobie spokój z konwersją na katolicyzm i został przy obecnym wyznaniu. Scott uznał, iż mogą mu pomóc studia na katolickim uniwerytecie, gdzie był jedynym protestatntem. Podczas jednego seminarium i dyskusji okazało się, że tylko on bronił nauczania papieża Jana Pawła II; było to nie do pojęcia. Zrozumienie znalazł dopiero, gdy ksiądz John Debicki, członek Opus Dei z nim porozmawial, ofiarując nie tylko pomoc duchową ale i zapewniając Scott’a o modlitwie za niego.

Scott jeszcze o tym nie wiedział, ale gdy któregoś dnia dostał anonimowo plastikowy różaniec, była to ostatnia cegła, której wyrwanie miało spowodować przełom i zawalenie się protestanckiego domu, gdzie mieszkał od urodzenia. Nie wiedział, co z tym fantem zrobić, więc zamknął się w pokoju i modlił się tak:
„Panie, Kościół katolicki ma rację 99 % i jedną przeszkodą jest rola Maryi w nim. Z góry przepraszam jeżeli obrażę Cię tym co zamierzam zrobić; Maryjo, jeśli jesteś choć w połowie tym, czego Kościół naucza, proszę byś przyjęła tę szczególną intencję co nie wydaje mi się możliwe, do Pana, przez tą modlitwę, i tu pierwszy raz w życiu odmówiłem różaniec. Modliłem się w tej intencji jeszcze kilkukrotnie, lecz po tygodniu jakoś tego zaniechałem. Trzy miesiące później, uświadomiłem sobie, że dokładnie w dniu kiedy zacząłem moją modlitwę różańcową i niemożliwa do rozwiązania sytuacja, w której się znajdowałem, zmieniła się o 180*. Moja modlitwa za wstawiennictwem Maryji została wysłychana. Zaraz podziękowałem Bogu za Jego łaskę wziąłem do ręki różaniec by się pomodlić – i tak już zostało przez całe moje życie, każdego dnia. Wszak zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, że duży problem z moją nowo odkrytą wiarą będzie miała żona.

Jeśli święty tekst był „WSZYSTKIM”, kto dał Luterowi władzę usunięcia 7 ksiąg z Biblii?

I dlatego tym bardziej się modliłem prosząc Jezusa i Maryję o ich interwencją i pomoc w jej nawróceniu, bo małżeństwo podzielone na punkcie wiary, ma spory problem… 

Nie było jednak konfliktu w decyzji przeniesia się do Milwaukee, kiedy dostałem sponsorstwo i zacząłem teologiczne studia doktoranckie. Pewnego dnia popełniłem „straszy błąd” idąc na Mszę Świętą, będąc z początku raczej obserwatorem, niż uczestnikiem. W miarę postępowania liturgii wzrastało moje poczucie zrozumienia i przynależności, aż doszło do punktu kulminacyjnego podczas konsekracji gdy całym sercem wyszeptałem pod kierunkiem Eucharystii: „Mój Pan i mój Bóg”. Od tej pory, o ile tylko mogłem, a starałem się o to, codziennie uczestniczyłem w Mszy św. Lecz prawdziwa „bomba” spadła przed Wielkanocą 1986 r. kiedy mój przyjaciel z długich dyskusji Gerry zadzwonił by mi oznajmić iż podczas Wielkiej Soboty z żoną zostaną przyjęci do Kościoła katolickiego.

Po kończeniu rozmowy w modlitwie zapytałem: „Panie, co chcesz abym zrobił ?” W odpowiedzi usłyszałem wyraźne: „A czego ty chcesz mój synu ?” Scott nie miał już żadnych wahań, zachamowań i wątpliwości: wiedział czego pragnie i co ma zrobić. Gdy podzielił się z żoną wiadomością o decyzji Gerry’go, w tym miejscu przypomniała mu o obietnicy, którą kiedyś jej nierozważnie złożył, tj. że z decyzję o staniu się katolikiem odłoży do 1990 r. Ale on był gotowy już teraz, dlatego poprosił Kimberly o zwolnienie z wypełnienia tej obietnicy. Po osobnej modlitwie, żona przyszła i go z niej zwolniła, ale słowa, które po tym wypowiedziała bolały: „Chcę byś wiedział, iż nigdy nie czułam się tak zdradzona i opuszczona w swoim życiu jak teraz”.

W Wielką Sobotę 1986 r. Scott Hahn stał się katolikiem, ale zaczął płacić cenę za ten wybór. Znajomi bliżsi i dalsi zaczęli dzwonić i pytanie było standardowe: „Scott, słyszałem straszną pogłoskę, w którą nie mogę wprost uwierzyć, że stałeś się katolikiem. To tylko głupia plotka, prawda?” Po potwierdzeniu, iż to fakt, nigdy już od żadnego z nich nie było telefonów. Scott stał się jak trędowaty i traktowany jak jakiś zdrajca, a na ironię zakrawało, że przed laty był od nich bardziej antykatolicki. Lecz nie to było najgorsze. Relacje z żoną były fatalne i dni mijały bez jakiegoś duchowego dialogu, zaś Kimberly zaznaczyła wyraźnie, iż nie ma zamiaru słuchać o zaletach odmawiania różańca czy korzyściach z uczęszczania na Mszę Swiętą. W końcu namówiła znajomego pastora – kalwina, by spróbował wpłynąć na męża ale po kilku sesjach ten się poddał, uznając swoją niekompetencję. Jednak presja zaczęła być dotkliwa i Scott zaczął miec wątpliwości nie tyle do tego, czy powinien zostać katolikiem, bo tego był pewien, czy raczej z odłożeniem tej decyzji, dlatego, iż przedtem pozycje zawodowe przekładały się na większy dochód dla rodziny, a teraz było dość kiepsko z finansami. Mimo wszystko nie poddawał się i cierpliwość, modlitwy i zaufanie Bogu zostały nagrodzone: Scott dostał dobrze płatną oferę zostania profesorem teologii na Uniwersytecie katolickim św. Franciszka w Joliet (w stanie Illinois). Bez wątpienia powiedzenie o „otwieraniu okna” się potwierdziło i Scott dostał pozycję, o którą starło się 30 chętnych; przed przeprowadzką, został po raz trzeci ojcem.

W ciągu 3 lat ich sytuacja finasowa poprawiła się, lecz stosunki na poziomie duchowym były mroźne, więc Scott zaproponował żonie uczestnictwo w rekolecjach dla małżeństw przeżywającyhc kryzys na co się zgodziła. Dzień przed początkeim rekolecji, będąc w ciąży, po raz drugi poroniła dziecko, ale stał się mały cud, bo pozwoliła księdzu katolickiemu modlić się nad nią z rytuałem nałożenia rąk, który przy okazji wyjaśnił jej wiele nieporozumień odnośnie pozycji Maryi w Kościele, popierając to cytatami z Pisma. Na konferencjach Scott dostawał wiele pytań jak ten między – religijny podział znosi jego żona, a nie wiedząc co na to odpowiedzieć, któregoś wieczora zadzwonił do niej z prośbą o pomoc w tej kwestii, pytając ją jaka powinna być jego odpowiedź. To co usłyszał niemal zwaliło go z nóg: „Powiedz im, iż w Środę Popielcową jadąc autem do znajomych miałam czas na reflesje i modlitwę. Stało się dla mnie jasne, że Bóg wzywa mnie bym wróciła do Niego tej Wielkanocy”. Jak oboje doskonale pamiętają, przez dłuższy czas milczeli, by usłyszeć swój płacz, a były to łzy radości. W Wielką Sobotę 1990 r, Kimberly została przyjęta do Kościoła i data ta miała swój symboliczny wymiar, bo to wtedy Scott miał zdecydować o swej katolickiej przyszłości.

No cóż, „Duch tchnie kędy chce” i zrobił państwu Hahn pewną niespodziankę. Ich małżeństwo nie tylko się odrodziło, lecz co oczywiste, umocniło duchowo w modlitwach i wspólnym przeżywaniu wiary.

Nadeszła teraz pora na pewne wyznanie, a mianowicie, iż przedstawiłem Państwu zaledwie połowę recenzji książki, a dokładnie tylko część napisaną przez jej jednego współautora. Tak, i jest to lekka prowokacja wobec moich Czytelników do jej zdobycia, bo to wszystko o czym pisałem i cytaty, są podane tylko ze strony Scott’a, natomiast jego narracja i wspomnienia przeplatają się z perspektywą tych wydarzeń ze strony Kimberly. Zapewniam Państwo, iż jej strona opowieści, z kobiecego punktu widzenia i perypetii ich małżeństwa jest równie ciekawa i zajmująca, jak przyżycia Scott’a. Scott i Kimberly odważyli się na to, by potencjalnym czytelnikom ujawnić swe intymne i całkiem prywatne sprawy, co się nie zawsze zdarza.

Kończąc tę historię warto dodać, iż Scott wydał sporo swych przemyśleń i opisu drogi konwersji na katolicyzm w postaci nagrań na taśmach magnetofonowych (proszę wziąść poprawkę, iż były to lata ’90).

Brał też udział w dysputach teologicznych z protestantami, na które coraz częściej przestał być zapraszany a to z prozaicznej przyczyny: jego elokwencja, znajomość Biblii i logika nie dawały żadnych szans w tych dyskusjach. Swymi nie do odparcia argumentami, w przenośni oczywiście, Scott „niszczył” protestanckich profesorów i teologów, robiąc to elegancko i kulturalnie. Pomagało mu w tych starciach intelektualnych to, iż Scott znał także doskonale protestancką teologię i sposób rozumowania, bo przecież sam był kiedyś po „tamtej” stronie. „Rzym, słodki Dom” jest dla katolików świetnym narzędziem zdobywania dla Kościoła „braci odłączonych” (tych, którzy nie przestraszą się wzięcia tej książki do ręki) ale i pomagają nam samym umocnić nasze przekonanie o prawdziwości i jedyności katolicyzmu jako wyznania, którego założycielem i filarem jest sam Chrystus.

Tak na marginesie zauważę, iż Scott Hahn, będąc znakomitym teologiem katolickim, jest wierny Tradycji i Magisterium; krótko mówiąc, nie należy do „obozu postępu”, który uważa, że piekło jest puste, kobiety mogą być kapłanami i tym podobnym dewiacjom dającym się dziś zaobserwować. Nie oznacza to jednak, by był jakimś „tradycjonalistycznym fanatykiem”, ma po prostu zdrowo – rozsądkowe podejście, czego przykładem jest stosunek do Mszy Trydenckiej. Owszem, po latach zaczął ją preferować ale bez potępiania tych, którzy biorą udział w rycie posoborowym, co jest bardzo rozsądnym podejściem. Raz jeszcze zachęcam do wysiłku i zdobycia tej znakomitej oraz pouczającej książki; można ją kupić co najmniej w wersji polskiej (Allegro) bądź angielskiej (Amazon), lecz z pewnością została wydana też w innych popularnych językach. Życzę Państwu pouczającej lektury…

Andrzej Otomański

+ posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *