Demonizm (część II)

Demonizm (część II)

Satanizm jako taki nie jest prosty do zdefiniowania i jakiegoś jednoznacznego sklasyfikowania; w punktu widzenia zjawiska demonizmu, można by go generalnie podzielić na „satanizm wierzących” i „satanizm niewierzących” oraz lucyferyzm (praktyczny i „monoteistyczny”). „Satanizm wierzących”, jak sama nazwa wskazuje, to wyznawcy osobowego Szatana, który jest czczony i adorowany na sposób boski, jako książę piekieł i ciemności, choć jest pozbawiony atrybutu wszechmocy. Grupy satanistyczne praktykujące ten odłam, wierzą w istnienie demonów i ich lidera zwanego Lucyferem lub Belzebubem; ich przykładem jest np. „Świątynia Seta”. „Satanizm niewierzących” gromadzi osobników podających się za satanistów, którzy nie wierząc w Szatana jako byt osobowy, uznając go tylko za symbol opozycji wobec Boga, ludzi wierzących i zasad moralno – etycznych. Wbrew powszechnemu mniemaniu, tego rodzaju satanizmu jest praktykowany przez „Kościół Szatana”, założony przez Antona S. La Veya, „ojca – założyciela” satanizmu.

Lucyferyzm praktyczny to adepci wiary w istnienie Lucyfera („Niosącego światło”), postrzeganego jako rodzaj Prometeusza i dobroczyńcę ludzkości. Nie uznają go właściwie za przeciwnika Boga, którego traktują marginalnie; przykładem sekt tego gatunku jest „Nowy Związek Dragano” czy bardziej znany „Związek Iluminati”. I wreszcie lucyferianizm „monoteistyczny”, którego członkowie w Lucyferze (nieraz pod nazwą Baphometa) uznają jedynego bóstwo, któremu oddają wyłączną cześć. W tym odłamie powszechne są praktyki magiczno – seksualne, zaś przykładami takich sekt są „Lucyferianie” czy SOTO (Społeczność Związku Wschodnich Świątyń).

Satanizm dzieli się także z innych względów. Tak więc, mamy satanistów „I generacji”, którzy po okresie młodzieńczego buntu i fascynacji magią jak np. wróżbiarswo, zabawy i gry magiczne, przygodne seanse i muzyka satanistyczna, stworzyli jakąś grupkę wyżywającą się w orgiach sekusalno – okultystycznych, z własnymi rytuałami, prawami i „filozofią”. Zwykle po jakimś czasie, ci którzy się z tego w porę nie wyleczyli, zasilają bardziej już „profesjonalne” odłamy satanizmu. Ale istnieją też „sataniści – zawodowcy” pochodzący z rodzin przez generacje związane z sektami satanistycznymi i uczestniczącymi w legalnych stowarzyszeniach propagujących ezoteryczny okultyzm oraz „kościołach” satanistycznych (panuje tu prawdziwa „demokracja”, bo takich grup i grupek jest wprost multum). Ci bardziej „zaawaansowani” (na ogół z dziećmi), kultywują okultyzm i magię, by po jakimś czasie, gdy już „dojrzeją”, przejść do kategorii fanatycznych satanistów, praktykujących składanie różnych ofiar (w nawyższym stopniu wtajemniczenia również z ludzi) ku czci Szatana, „czarnych mszy” i tym podobnych wynaturzeń.

Na całym świecie istnieją setki grup satanistycznych, o odmiennych koligacjach wyznaniowych (nieraz wobec siebie opozycyjnych), hierarchii organizacyjnej, stopniu jawności, głównych zainteresowaniach („Church of Board” z Kalifornii sławi wojnę jako wyraz aktywności Szatana) a nawet preferencjach płciowych (w okultystycznej „Świątyni Nephtys” 90% sekty to kobiety). Od wczesnych lat satanizm na szeroką skalę przeniknął do show biznesu, inflitrując kino, muzykę, prasę i książki; idąc wraz z postępem technicznym nie pomiął oczywiście gier komputerowych i masowego wykorzystania internetu do propagowania swego przesłania. Ma to swoje fatalne przełożenie na prawdziwie tragiczną plagę samobójstw popełnianych głównie przez młodych (lecz nie wyłącznie) ludzi, którzy pod wpływem treści scenariuszy gier wirtualnych tak utożsamili się z ich fabułą, iż ulegli sugestiom „wyzwolenia się z ich ciał”.

Jest to najgorszy z możliwych przykład wpływu satanizmu, ale niestety nie ograniczający się wyłącznie do takich tragedii; oprócz tego przyjmowane bezkrytycznie treści piosenek, przesłań guru satanistycznych czy bohaterów gier prowadzą do rozbicia rodzin, sięgania po narkotyki, aktów samookaleczeń, prostytucji nastolatków, angażowania się w magię i okultyzm. Nie do wyobrażenia jest tu ignorancja rodziców, pozwalających nawet małym dzieciom korzystać bez żadnej kontroli z internetu, bez sprawdzenia jakiego rodzaju „rozrywką” zajmują się ich pociechy, by już po fakcie, gdy wydarzy się tragedia, rozpaczać iż stracili ukochane dziecko, które popełniło samobójstwo.

Warto zwrócić uwagę, że sekty satanistyczne mają dość rozbudowaną symbolikę i znaki wyrażające ich zamiary czy przekonania. Do chyba najbardziej znanych należą symbol Baphometa (postać ludzka z głową kozła, symbolizująca szatańską moc i panowanie) czy pentagram (5-cio ramienna gwiazda wpisana w okrąg, używany jest podczas czarnych mszy i obrzędów okultystycznych). Nie ma wszak jakiejś wspólnej hierarchii i ustalonej listy, bo zależy to od „wyznawanych wartości” przez konkretną sektę; nieraz ten sam symbol może być odmiennie rozumiany. Oprócz tych powszechnie spotykanych, w symbolice satanizmu istnieją takie znaki jak ołtarz w kształcie nagiej kobiety, męski członek, heksagram, pacyfa (używana przez pacyfistów), znak rogatej dłoni (pozdrowienie satanistyczne), oko Horusa (ciągła aktywność Szatana), głowa kozła i znamię besti z Apokalipsy św. Jana, tj. liczba 666. To tylko część symboli, bo jest ich więcej.

Na koniec pierwszego odcinka zapowiedziałem, że odniosę się do różnicy między dwoma pojęciami, które są często mylone i używane wymiennie, a jednak się różniące, a mianowicie satanizmem i lucyferyzmem. Co ciekawe, użycie tych nazw nawet wg samych członków sekt może być nieprecyzyjne, bo te określające się jako satanistyczne, są sensu sticto, lucyferskie i odwrotnie, tak więc samo nazewnictwo jeszcze o niczym nie świadczy. Wszak jest co najmniej jedna rzecz, która łączy satanizm i lycyferyzm, bo obie te sekty są zdecydowanie demoniczne, oraz przeniknięte na wskroś praktykami okultystycznymi. Zacznę od tych bardziej znanych, czyli satanistów.

Tak więc satanizm prezentuje dualizm teologalny w kwestii boskości, wierząc w dwie przeciwstawne Zasady, obdarzone przeciwstawnymi siłami i wartościami, przy czym brak w nim końcowego zwycięstwa którejkolwiek z nich. Można powiedzieć, nieco rzecz upraszczając, iż wyznawcy satanizmu uprawiają czysty i skrajny utylitaryzm: liczy się tylko to, co jest dobre dla zaspokojenia pragnień jednostki, kosztem innych, bez liczenia się z drugim i za wszelką cenę, gdzie wszystko jest dozwolone. Dlatego Bóg – Zasada Dobra jest w tym podejściu skazany na wygnanie, jako źródło moralności i kodeksu postępowania, gdzie jest rozdzielone dobro od zła (nazwanego grzechem), którego ludzie mają się wystrzegać. Geneza takiego dualizmu sięga daleko w przeszłość, a dokładnie II wieku i herezji Marcjona, wg którego Bóg Starego Testamentu jest Bogiem złym i mściwym, narzucającym ludziom twarde prawa, zaś Dobry Bóg jest daleki i bezczynny, niezainteresowany losem człowieka. I właśnie przeciw temu złemu Bogu zbuntował się Szatan, „ludzki i dobry pan”, wyrozumiały wobec ludzkich pragnień i słabości, nawołujący do używania życia tak jak sobie życzą, bez żadnych ograniczeń. A. Crowley, jeden z guru satanistów zaznaczył, że człowiek jako istota cielesna ma prawo zaspokajać wszystkie swoje popędy bez wyjątku, odrzucając wszelkie zasady moralne jako sprzeczne z praktycznym satanizmem (hedonizm bez granic, doprowadzony do skrajności).

By zaspokoić „duchowe potrzeby” swoich zwolenników i przy okazji sprofanować chrześcijańskie sacrum, sataniści celebrują „czarne msze”, będące parodią i wynaturzeniem liturgii katolickiej, podczas których perwersja seksualna jest połączona z profanacją konsekrowanej Hostii oraz krwawymi ofiarami ze zwierząt a nieraz i rytualnym zabójstwem ludzi.

By zaspokoić „duchowe potrzeby” swoich zwolenników i przy okazji sprofanować chrześcijańskie sacrum, sataniści celebrują „czarne msze”, będące parodią i wynaturzeniem liturgii katolickiej

Lucyferyzm swą nazwę wywodzi od łacińskiej etymologii imienia „Lucyfer”, czyli „Niosący światło”, co ma utożsamiać go z boską światłością. Lucyferianie przeważnie uważają, iż Lucyfer jest syntezą tego co odnosi się do Szatana (tak jak to pojmują sekty satanistyczne) i tego, co odnosi się do Boga. Złudny monoteizm lucyferyzmu polega na tym, że ponieważ Lucyfer jest światłem, więc jest tym samym Bogiem; ale np. członkowie Związku Iluminati czczą Lucyfera jako jedynego syna Boga i anioła światła, zaś Jezus to uzurpator. Jeden z głównych ideologów New Age, David Spangler twierdzi, że Lucyfer jest „Wielkim Inicjatorem”, który pojawił się by dać ludzkości ostateczną inicjację lucyferyczną (oświeceniową) natomiast Chrystus jest zaledwie ucieleśnioną „zasadą kosmiczną” obecną we wszystkich religiach i stąd znaną pod różnymi nazwami (Budda, Kriszna, Rama, Mitra, Mahomet etc.). W idei Lucyfera jako „Anioła Światłości” bardzo mocno uwidacznia się idea prometejska, co jednak występuje raczej w satanizmie, zaś lucyferianie, głównie w odmianie „monoteistycznej”, w miejsce Boga postawi Lucyfera. Pewne odłamy lucyferyzmu, mające korzenie w hinduskim panteizmie eterycznym i bardzo powszechne wśród sekt New Age uważają Lucyfera za byt nieosobowy, będący najpotężniejszą (bo są i inne, pomniejsze) „dobroczynną energią”, którą można manipulować przy pomocy magicznych zaklęć i praktyk.

W sektach demonicznych, z których lucyferyzm jest największą, lecz nie jedyną, występują elementy religijne tj. cześć i uwielbienie Szatana lub Lucyfera a w satanizmie spotykamy się z szeroko praktykowaną magią. Trzeba tu zauważyć jednak, iż praktyki magiczne są spotykane również w sektach lucyferycznych, bo faktycznie w materii ideologicznej ciężko nieraz dociec jakie jest ich credo wyznaniowe. Magia jako taka jest wiarą w siły nieosobowe, będąc ukierunkowana na ich wykorzystanie przez użycie określonych zaklęć i rytuałów, mających adeptowi magii je sobie podporządkować; magii nie można uznać jako jakiegoś rodzaju wyznania religijnego pochodzenia demonicznego, bo obraca się ona prawie wyłącznie wokół spraw materialnych usuwając na margines transcendencję (zwróconą też ku Lucyferowi). Mag manipuluje, rozkazuje, stara się opanować czy wykorzystać siły nadnaturalne, podporządkowując je swoim rządzom i pragnieniom. Jak już wspomniałem w cyklu poświęconym Masonerii, jej członkowie poza macierzystą lożą, należą do całego spektrum sekt demonicznych pochodzenia satanistycznego, lucyferskiego, magicznego bądź będących dowolną mieszaniną tych okultystycznych „wyznań”. Kończąc ten wątek chcę zacytować pochodzącą z 1986 r. wypowiedź kard. Józefa Ratzingera: „Obecna ateistyczna kultura Zachodu jeszcze istnieje dzięki wolności od strachu przed demonami, zaszczepionej przez chrześcijaństwo. Ale jeśli zbawcze światło Chrystusa zgasłoby, to ten świat mimo całej swej wiedzy i rozwiniętej technologii, uległby terrorowi i popadł w desperację. Dziś mamy znaki powrotu ciemnych, ponurych sił satanistycznych”.

Tak na marginesie głównego tematu (choć ten „margines” jest bardzo poważny i ma straszną wymowę), chcę pokrótce wspomnieć o konsekwencjach członkowstwa we wszelkiego rodzaju i odmianach sekt oddających cześć Szatanowi, i to wszystko jedno jakiego odcienia (lucyferycznych, satanistycznych, mieszanych czy nieraz wręcz ideowych dziwolągów, które nawet trudno sklasyfikować). Chodzi mi tutaj o cenę jaką płacą ich wyznawcy, a mianowicie prostą drogę do wiecznego potępienia i to na własne życzenie, bo tylko w wypadkach wyjątkowych udaje się dzięki długotrwałej modlitwie wstawienniczej i postowi czy egzorcyzmom wyrwać adepta ze szpon sekty, i jej naczelnego mistrza (szatana, lucyfera czy jak go zwał). Najważniejszą przeszkodą jest oczywiście dobrowolność przystąpienia do sekty, za którą kryje się pakt podpisany nieraz własną krwią; możliwość uratowania ofiary jest większa (co nie znaczy gwarantowana), kiedy przynależność była spowodowana jakąś głupią ciekawością, powierzchowną fascynacją, bez jakiegoś głębszego i ideowego zaangażowania. Prawie wykluczone jest uwolnienie, gdy nad takim adeptem nie ma się kto modlić; wtedy skutkuje tylko (a tak się rzadko, ale jednak zdarza) nadprzyrodzona interwencja Pana Boga, lecz jak wiadomo trudno na nią liczyć, kiedy ktoś się otwarcie i manifestacyjnie Go ignoruje, a co więcej zwalcza, przeklina i wyrzeka, składając hołdy Złemu.

Posługę wypędzania demonów kontynuował Kościół od samego początku swego działania, na przestrzeni wieków opracowując wiele skutecznych metod, z których za najskuteczniejsze uznaje się modlitwy, post, egzorcyzmy, sakramenty i sakramentalia.

Ponieważ Szatan nie musi już raczej o swoich wyznawców walczyć, bo go dobrowolnie wybrali, sytuacja jest tu odmienna niż w przypadkach opętań, którymi są zwykle osoby, które się w jakiś sposób „zaraziły” złymi mocami, bardzo często w sposób nieświadomy i całkiem naiwnie (odsyłam tu do mojego artykułu o „Niebezpiecznych inicjacjach”). Wszak droga do uratowania zarówno „ochotnika” demonicznej sekty oraz osoby opętanej bez jej wyraźnje zgody, wymaga odprawienia nieraz wieloletnich (jak mówią o tym księża – egzorcyści) egzorcyzmów. Działanie złych duchów (demonów) można generalnie podzielić na „zwyczajne”(czyli dotyczące wszystkich ludzi, których dotykają przeróżne pokusy) oraz „nadzwyczajne”, mające wiele form, takich jak: cierpienia fizyczne zadawane przez demony (dotyka to też świętych i pobożnych ludzi, których demon chce „załamać”); opętania diabelskie (opanowanie ciała, lecz nie umysłu człowieka); dręczenie diabelskie (z różnego rodzaju chorobami i prześladowaniem demonicznym); obsesje diabelskie (nagłe napady natrętnych i złych myśli, majaczenia); ingerencje diabelskie w miejscach zamieszkania ludzi, zwięrzęt etc.; poddaństwo diabelskie (prowadzące najczęściej do opętania) skutkujące „nawróceniem się” na satanizm, lucyferyzm czy im podobne kulty demoniczne. Jak widać z kart Ewangelii misję Pana Jezusa można opisać krótko: nauczanie oraz uzdrawianie dwojakiego rodzaju, tj. ciała i ducha, czyli po prostu wypędzania demonów (tą misję pełnią obecnie egzorcyści).

Léon Arthur Elchinger

Posługę wypędzania demonów kontynuował Kościół od samego początku swego działania, na przestrzeni wieków opracowując wiele skutecznych metod, z których za najskuteczniejsze uznaje się modlitwy, post, egzorcyzmy, sakramenty i sakramentalia. W przypadku stwierdzonego wyraźnie opętania demonicznego konieczna jest modlitwa wg odpowiedniego Rytuału, w obrzędzie dokonywanym przez biskupa lub upoważnionego przez niego kapłana. Świadectwa samych egozrcystów mówią o prawdziwej wręcz w ostatnich kilkunastu latach inwazji demonów, co przejawia się lawiną opętań; w tym kontekście nie dziwi, iż jednym z taktycznych zwycięstw mocy piekielnych jest powszechna niewiara, o zgrozo także wśród katolików, w istnienie Szatana. Jak można bać się kogoś kto nie istnieje? Skąd więc egzoryści na całym świecie nie mają chwili wytchnienia? Ich niełatwa posługa wynika nie z czego innego, jak z efektów owej niewiary oraz paradoksalnie wiary w Szatana (Lucyfera) przez setki tysięcy członków sekt demonicznych i „pożytecznych idiotów” z sekt ruchu Nowej Ery, którzy nie wprost ale jednak, wobec niewiary w Boga, służą Jego zaciętemu wrogowi.

Kończąc ten krótki, bo zaledwie 2 – odcinkowy cykl poświęcony demonizmowi, pragnę zacytować wypowiedź b. biskupa ordynariusza Strasburga Leona Artura Elchingera, który jakże trafnie zauważył że: „Wierzyć w Lucyfera, w Szatana, w działanie wśród nas złego Ducha, uchodzi w oczach wielu ludzi za naiwne, prostackie, zabobonne. A więc ja w to wierzę. Wierzę w jego istnienie, w jego wpływ, w jego najwyższą zdolność maskowania się i wciskania wszędzie gdzie się da, przy użyciu rozmaitych metod i sposobów, biegłą sztukę grania komedii, iż on nie istnieje. Wreszcie wierzę w Lucyfera, bo wierzę w Jezusa Chrystusa, który nas ostrzega przed nim i prosi nas, byśmy go zwalczali ze wszystkich naszych sił, jeśli nie chcemy być oszukani co do wartości życia i miłości”. Przypomnę tu raz jeszcze fragment cytatu z kard. J. Ratzingera o tym, że „Dziś mamy znaki powrotu ciemnych, ponurych sił satanistycznych”. Taką diagnozę postawił przyszły papież 37 lat temu i tylko ktoś całkiem ślepy nie mógłby dostrzec, iż w naszych czasach wypełnia się ona w przerażający sposób. Natura ludzka została skażona grzechem, lecz to co możemy na własne oczy obserwować, tą demoniczną eksplozję, nie sposób przypisać tylko naszemu grzechowi; mamy potężnych „przyjaciół”, którzy robią wszystko co w ich mocy, by rodzaj ludzki pociągnąc za sobą, mówiąc cytatem z „Gwiezdych wojen” na „ciemną stronę mocy”. I niestety ofiar jest już mnóstwo i ich liczba rośnie

+ posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *