O manipulacjach słowami Pana Jezusa i nie tylko… (część II)

O manipulacjach słowami Pana Jezusa i nie tylko… (część II)

Tak dla przypomnienia: w I części tego mini – cyklu poświęconego postępowcom – manipulatorom pisałem o radykalności „Kazania na górze”, głównie w kontekście obecnej taktyki „rozeznawania” w tej kwestii i zezwalania na przyjmowanie Eucharystii rozwodnikom. Poruszyłem też sprawę fałszywych proroków i „wilków w owczej skórze” przychodzących do Pańskiej zagrody, by wyprowadzić z niej Jego owce na manowce grzechu i potępienia. Poza tym poruszyłem temat, iż „…nie każdy kto Mi mówi: Panie, Panie i prorokuje w Moim imieniu, wejdzie do Królestwa Niebieskiego”. O tym świrze, który chce pouczać Pana Jezusa, nie będę już wspominał… Ponieważ przykładów bezkompromisowego nauczania Chrystusa jest całkiem sporo, pora przejść ad rem, czyli do rzeczy.

Pan Jezus wysyłając „12” z nakazem misyjnym, wśród wielu poleceń i ostrzeżeń udzielił im też takiego: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy”(Mt. 10.34-36). Drugi cytat go wspierający to: „Jak więc zbiera się chwast i spala w ogniu, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony” (Mt. 13.40-42). Dalej, „Zaprawdę, powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, ale jest winien grzechu wiecznego” (Mk. 3.28-29). Następnie, „Rzekł znowu do swoich uczniów: <Niepodobna, by nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go do morza, niż miałby być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie! > (Łk. 17.1-2). W jednym miejscu Chrystus nie ograniczył się tylko do słów, ale do fizycznej akcji, kiedy to w Świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów i sprzedających zwierzęta ofiarne; zrobił wtedy bicz ze sznurków i powypędzał ich ze Świątyni.

Taki to jest „milusiński i dobrotliwy Pan Jezus” według narracji postępowców i wyznawców dobroludzizmu (to ci, którzy uważają, iż bycie dobrym gwarantuje osiągnięcie życia wiecznego).
Tym podobnych cytatów mógłbym znaleźć więcej (choć przyjdzie pora jeszcze na inne), ale rzecz nie w tym by je wszystkie wyłuskać z Ewangelii i nimi Państwa zasypać; powyższe wydawały mi się najbardziej reprezentatywne by zadać kłam postępowej narracji o „bezkonfliktowym Chrystusie”. Jak już podkreśliłem zdecydowanie w I części, nie jest moim zamiarem malowanie Pana Jezusa jako surowego i bezwzględnego Syna Bożego, który tylko krytykuje, grozi i potępia, a do takich wniosków mógły dojść ktoś, kto znałby Jego nauczanie tylko i wyłącznie z tekstów wyżej przedstawionych. To byłoby fałszerstwo dokładnie tego samego rodzaju, którego dopuszczają się nagminnie postępowcy. Tak więc uprzedzam, nie o to mi chodzi.
Rzecz w tym iż te wszystkie fragmenty skrzętnie są pomijane zaś do znudzenia eksponuje się te, w których faktycznie Chrystus ukazuje nam swe miłosierne oblicze; i przypomnę raz kolejny, iż w prawdziwym Jego obrazie, także one muszą być zawarte, bo inaczej byłaby to ponura karykatura. Dodatkowo postępowcy jak ognia unikają ostatniej księgi Nowego Testamentu, czyli Apokalipsy św. Jana nie tylko dlatego, iż jest ona poświęcona Paruzji, lecz głównie z powodu przyjścia Chrystusa jako Sędziego rozliczającego swe owce (niezależnie czy jeszcze żyją, czy nie) za swe czyny.

Fragmenty mów i nauczania Pana Jezusa przedstawione powyżej, przeczą wszelkiego rodzaju kłamcom, także „postępowym”teologom, duchownym wszelkiej rangi oraz laikatowi, liczącym na puste piekło. Swe fałszywe nadzieje i marne spekulacje opierają na zakładanym bezgranicznym miłosierdziu Pana Boga i Jego Syna, głosząc wszem i wobec, że ewentualnie wszystko każdemu, nawet upadłym aniołom i przywódcy ich buntu przeciw Bogu, zostanie z powodu owego miłosierdzia przebaczone. Skąd więc na licznych miejscach Pisma Świętego, ostrzeżenia przed piekłem, gdzie Pan Jezus bez żadnych niedomówień ostrzega o strasznym losie potępionych na wieki? Gdyby tylko te swe obłędne przekonania „postępowcy” zachowali dla siebie, to pół biedy, bo każdy z nas ponosi indywidualną odpowiedzialność, lecz w przypadku publicznego głoszenia i uzasadniania fałszywych przekonań, zaciągają oni dodatkowo winę o powodowaniu zgorszeń, o których wspomniał Chrystus. Zapomnieli o kamieniu młyńskim i wrzuceniu do morza, gdy jest się powodem zgorszenia? Tak na marginesie, to nasuwa mi się analogia do natury i postępowania Szatana, który wszak znał Boga i Jego Syna, a mimo to dokonał strasznego wyboru; tak i tutaj, nie sposób zauważyć, iż „postępowcy” znają przecież doskonale Pismo Święte, a jednak nim całkiem świadomie manipulują, tak jakby nie obawiali się tego konsekwencji. Logiczny wniosek wypływający z takiego postępowania może być tylko jeden: mają innnego pana, któremu właśnie w ten sposób służą.

Także w tym względzie, nauka Pana Jezusa była krótka i zdecydowana: nie można służyć dwóm panom…
W tym miejscu pewna dygresja, będąca moją samoobroną przed zarzutem, który mógłby się pojawić, być może nie ze strony wiernych Czytelników portalu SSRP, ale tych przygodnych, a mianowicie: czy autor nie wali i posuwa sie w swej krytyce „postępowców” zbyt daleko i czy w ogóle ma do tego prawo? Za odpowiedź niech posłużą mi dwa autorytatywne cytaty z Bibli, po których to przytoczeniu będę się czuł zwolniony z dalszych usprawiedliwień przy pisaniu tego artykułu. Pierwszy pochodzi z księgi proroka Ezechiela – „Jeśli do występnego powiem: <Występny musi umrzeć> a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi, to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od niej, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swą duszę”(Ez. 33.8-9) (…) „Mówią wszak twoi rodacy: < Nie jest słuszne postępowanie Pana > podczas gdy właśnie ich postępowanie słuszne nie jest. Jeśli sprawiedliwy odstąpi od sprawiedliwości swojej i popełniać będzie zbrodnie, to ma umrzeć. Jeśli odstąpi występny od swojego występku i postępować będzie według prawa i sprawiedliwości to ma zostać przy życiu” (Ez. 33.17-19). Sam Pan Jezus w Ewangelii wg św. Mateusza (Mt. 18.15-17) mówi o braterskim upomnieniu tak: „Gdy twój brat zgrzeszy idź i upomnij go prywatnie. Jeśli cię usłucha, pozyskasz brata; jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch świadków, by na ich słowie oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi ! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!”. No proszę, jaki ten Pan Jezus jest nietolerancyjny i nieustępliwy…

Wszystko tu jest jasne i nie tylko nie zostawia pola do interpretacji, ale wręcz jest nakazem, którego omijanie i nieprzestrzeganie będzie miało przykre konsekwencje dla osoby się do niego nie stosującej. Jak sami Państwo widzicie, „ostrzeganie występnego” i udzielanie „braterskiego ostrzeżenia” powinny być praktykowane przez nas wszystkich i powinniśmy mieć w tym względzie czyste sumienia. Z pewnością ważna jest forma w jakiej się to robi, i nieprzypadkowo Chrystus poleca by zacząć od prywatnego upomnienia; poza tym nie można kierować się agresją i używać obraźliwego języka (co jest nieraz, w skrajnych przypadkach pewnym wyzwaniem, gdy „obiekty” naszych upomnień biją rekordy, jak wspomniany w poprzednim moim tekście jezuita, obrażający Pana Jezusa). Chrystus wskazuje też, iż ostrzeżenia czy upomnienia mają swój kres i nie mogą się ciągnąć w nieskończoność (nie przeczy to zapewne przebaczaniu „77 razy” gdy ktoś wobec nas zawinił, bo to całkiem inna historia) po wyczerpaniu wszelkich metod i sposobów upomnień. W wypadku katolików, nie ma limitu kategorii osób, wobec których powinniśmy stosować „braterskie upomnienie”, nie tylko między laikatem, lecz również duchownymi i hierarchii z papieżem włącznie (bo inaczej będzie to papolatrią, tj. bezkrytycznym uwielbianiem papieża, nawet bez względu na jego wszelkiego rodzaju błędne wypowiedzi i postępowanie, a co niestety ma tak często miejsce…)

Po tej koniecznej dygresji, pora wrócić do zasadniczego tematu artykułu, a więc omawiania „postępowych przekrętów”, „interpretacji”, omijania i fałszowania przesłania Pana Jezusa wypływającego z Pisma Św.

Trudno ustalić jakąś skalę lub „ważność”, według której można by mierzyć i oceniać katolików „postępowców”, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju manipulacje jakich się dopuszczają, lecz jest jedno szczególne, nadzwyczaj groźne dla nich samych, choć pozornie temat omijają. Ale dzieje się tak tylko w teorii, bo praktyka jest całkiem inna, a chodzi mi tu o ich postępowanie wobec Eucharystii; niby nie zaprzeczają realnej obecność Chrystusa pod postacią chleba i wina po konsekracji, ale perfidia ich postępowania sprowadza się do rzeczywistego stosunku do tego cudownego faktu. Tak więc ujawnia się ta negacja obecności Pana Jezusa w Eucharystii przez lekceważące praktyki, jak udzielanie jej protestantom, rozwodnikom w drugich związkach, osobom będącym w stanie grzechu ciężkiego (m. in. jawnie popierającym aborcję, aktywnym homoseksualistom etc.), traktowanie Eucharystii wręcz jako symbolu (rozdawanie „magicznego” kawałka wafla). Sprawa jest do oceny takiego postępowani całkiem prosta: gdyby wierzyli w obecność Chrystusa, nie mogli by brać udziału w tych wynaturzeniach, ergo nie wierzą, czego dowody widzimy naocznie podczas mszy świętych. Kiedy spojrzy się na to zagadnienie logicznie, ciśnie się jednoznaczny wniosek, iż nie mogą się nazywać katolikami, bo nawet nie zachowują pozorów poprawnego traktowania i okazywania szacunku Eucharystii. Nie zmienia tego to, że wiara w faktyczną obecność Pana Jezusa w Eucharystii, jest po ludzku rzecz biorą, nie do pojęcia i nie tak łatwa do zaakceptowania; nasz rozum i zdolności intelektualne są po prostu zbyt ograniczone by to pojąć. Lecz Pan Bóg temu zaradził proponując wyjście z tego dylematu: jedynie dostępne wiernym jest przyjęcie tej wielkiej i niepojętej tajemnicy (większej nawet chyba od Jednego Boga istniejącego w trzech Osobach) „na wiarę”
(nie mówię tu o przypadkach, gdy Chrystus pozwala się nielicznym faktycznie zobaczyć w Eucharystii).

Wiem, nawet taka opcja jest trudna do przyjęcia dla naszej malutkiej wiary, ale co pozostaje…?

Problem z tym mieli przecież uczniowie Pana Jezusa, którzy „z Nim chodzili” i po mowie eucharystycznej do której proszę zajrzeć ( Ewangelia wg św. Jana 6.32-63) stwierdzili: „Trudna jest ta mowa. Któż może jej słuchać?”. Została zaledwie garstka z „12” na czele, tak więc nie powinniśmy mieć jakichś wielkich wyrzutów sumienia z powodu trudności uwierzenia słowom Chrystusa, przy czym naszym obowiązkiem, jeżeli się uważamy za katolików, są nieustanne prośby by Pan Bóg przymnożył nam wiary w obecność Jego Syna w Eucharystii. Kto z nas się o to szczerze i ciągle modli? Gdyby być konsekwentnym nie wierząc w to, nie powinniśmy przystępować do Komunii, ale Pan Bóg w swej wspaniałomyślności nas za to nie karze, choć wszak wymaga bycie w stanie łaski uświęcającej. Święty Paweł w 1 liście do Koryntian bez ogródek i wyraźnie ostrzegł, co nie tyle może, ale stanie się w przypadku niegodnego przyjmowania Ciała i Krwi Pana Jezusa: „Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł „To jest Ciało moje za was wydane. Czyńcie to na moją pamiątkę ! Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: Ten kielich jest Nowym Przymierzem Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę !” Ilekroć bowiem ten chleb spożywacie lub pijecie kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie, gdy spożywa ten chleb i pije z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije. Dlatego to właśnie wielu z was jest słabych i chorych i wielu też umarło”. Czy groźba ta mogłaby zostać wyrażona dobitniej? Wątpię. By nie było niedomówień, ostrzeżenie to jest skierowane nie tylko do „postępowców”, ale do każdego z nas bez wyjątku. Także do papieża Franciszka, który w swej adhortacji apostolskiej Amoris Laetitia dopuścił się relatywizacji grzechu, właśnie w aspekcie niegodnego przyjmowania Eucharystii w stanie grzechu ciężkiego, a dokładnie przez rozwodników żyjących w drugim związku. Nie chcę za bardzo ciągnąć tego ubocznego tematu, ale na osobie tego papieża sprawdza się doskonale przysłowie, iż „Ryba psuje się od głowy”.

Niezwykle gorsząca i skandaliczna jest postawa duchownych – postępowców (bo wśród obecnego laikatu katolickiego niestety takie „postępowe” podejście jest pospolite – z wyjątkiem „fundamentalistów”), jeśli chodzi o stosunek Kościoła do ogólnie pojętej „kwestii homoseksualnej”. Pan Bóg swe zdanie na ten temat i konsekwencje aktywnej działalności homoseksualnej wyraził już w Księdze Rodzaju, niszcząc Sodomę i Gomorę za perwerysjne praktyki ich mieszkańców (przypomnę, Abraham w targach z Panem Bogiem dotarł do liczby 5 sprawiedliwych, ze względu na których miasta nie byłyby zniszczone, ale nawet tylu ich się nie znalazło…), o czym przypomniał Chrystus w Ewangelii wg św. Łukasza. Stosunek chrześcijaństwa do tematu homoseksualizmu chyba najdobitniej wyraził św. Paweł w Liście do Rzymian (Rz 1.26-28) tak: „Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciw naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie”. Następnie w I liście do Koryntian (6.9-10) św. Paweł pisze: „Nie łudźcie się ! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani (…) nie odziedziczą królestwa Bożego”. Nawiązuje do tego fragment z Listu do Galatów (5.7-8): „Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w swoim ciele, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne”. Następnie w Liście do Efezjan: „O tym bądźcie przekonani, że żaden rozpustnik, ani chciwiec nie ma dziedzictwa w królestwie Chrysutsa i Boga. Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi słowami, bo przez te grzechy nadchodzi gniew Boży na buntowników. Nie miejcie z nimi nic wspólnego !”. Dalej w 1 Liście do Efezjan (1.8-11) św. Paweł zaznacza: „Wiemy zaś, że Prawo jest dobre, jeśli ktoś je prawnie stosuje rozumiejąc, że Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone, ale dla postępujących bezprawnie, bezbożnych i grzeszników, dla niegodziwych, dla zabójców, dla rozpustników, dla mężczyzn ze sobą współżyjących (…) i dla popełniających cokolwiek innego, co jest sprzeczne ze zdrową nauką, w duchu Ewangelii chwały błogosławionego Boga, którą mi zawierzono”.

Doprawdy, cóż można więcej dodać? Jakie jeszcze komentarze, pouczenia i wyjaśnienia są konieczne, by uznać za niepodlegające żadnym „interpretacjom” słowa Pisma o naturze ohydy homoseksualizmu. Tu przypomnę, iż grzeszna jest praktyka, a nie sama skłonność. I o tym wszystkim jakoś tak nie pamięta pupil papieża Franciszka „tęczowy jezuita” James Martin, który za swym promotorem bredzi, że np. jakieś „rozpoznanie” coś w tej materii zmieni. Wobec powyższych cytatów sami Państwo widziecie iż opinie tych „tęczowych postępowców” są heretyckie i całkowicie niezgodne z Magisterium Kościoła. Mogę im tylko na koniec raz jeszcze przypomnieć: „A co człowiek sieje, to i żąć będzie”. I to na tyle krótko o manipulacjach…

+ posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *