Moje recenzje: „Operacja Pandemia” Marek A. Zamorski (część I)

Moje recenzje: „Operacja Pandemia” Marek A. Zamorski  (część I)

Ponieważ od daty 11.03.2020 gdy to Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła pandemię pod kryptonimem COVID-19 minęły już prawie 4 lata, biorąc w księgarni do przekartkowania książkę Marka Zamorskiego, której pierwsze wydanie (Wydawnictwo „Wektory”) ukazało się na jesień tego samego roku czyli w trakcie „zaciętej walki z wirusem”, nie spodziewałem się rewelacji, a raczej czegoś z gatunku „teorii konspiracji”. Miło się rozczarowałem. „Operacja Pandemia. Globalna psychoza i nowy totalitaryzm” nie jest dziełem teoretycznym ani nie szuka diabelskiego spisku Iluminatów, choć zadaje pytania o to, kto za ową pandemiczną operacją stoi, na niej korzysta oraz czemu to wszystko służy. Ale M. A. Zamorski nie daje się ponieść fantazji, ale operuje faktami, liczbami i danymi, których bezstronny czytelnik nie może odrzucić bo logika użyta przez autora jest nieubłagana. Ponieważ opisany przez autora scenariusz będzie zapewne powtórzony, być może na większą skalę i pod innym „tytułem”, uważam, że należy tę książkę Państwu przybliżyć i zachęcić do sięgnięcia po nią, by być przygotowanym na drugą odsłonę „Operacji Pandemia”. Już teraz zajmuje się nią najwybitniejszy wirusolog tj. Bill Gates przygotowując uniwersalną szczepionkę, po której zażyciu będziemy wszyscy bezpieczni, a WHO nas straszy, iż za rogiem czai się jeszcze bardziej groźny niż Covid wirus, w związku z czym konieczne będzie wprowadzenie globalnych regulacji, bo akcja przeciw Covid-19 była niedostatecznie skoordynowana w skali światowej więc „wicie, rozumicie…”. Tutaj chcę zaznaczyć, iż jeśli ktoś z Czytelników jest święcie przekonany, że już powyższy wstęp kwalifikuje się do teorii konspiracji, niech w tym miejscu zakończy lekturę. Ten tekst kieruję nie tyle do przekonanych o poddaniu nas masowej manipulacji, ale raczej do wątpiących i szukających odpowiedzi, lecz zarazem osób o otwartych umysłach, potrafiących i dających się przekonać logicznym faktom, bo wszak „Jak coś chodzi jak kaczka, wygląda jak kaczka i kwacze jak kaczka, no to… musi być kaczka”.

Myślę, że wszyscy mamy doskonale w pamięci początki tego globalnego przekrętu, kiedy „eksperci” na czele z renomowanym wirusologiem B. Gates’em, używając wszelkich dostępnych środków masowej dezinformacji zaczęli nas straszyć. Tak więc ów straszny wirus o olbrzymiej zaraźliwości i prowadzący do śmierci miał opanować cały świat i spowodować dziesiątki miliony zgonów. Ponieważ na początku nie było leków przed nim broniących, przestraszonej ludzkości zaaplikowano reżim restrykcyjny w postaci totalnej blokady i zamknięć (lockdown). Praktycznie przez 2-3 miesiące staliśmy się więźniami we własnych mieszkaniach, mogąc jedynie wyjść po zakupy spożywcze i to pod warunkiem przestrzegania szeregu przepisów. Ale blokada informacyjna nie mogła być pełna, bo istniały sposoby komunikowania się nie poddane cenzurze (choć usiłowano to zrobić): sieć telefonii komórkowej i internet. Coraz większa liczba osób zaczęła dostrzegać, że masowość zachorowań i zgonów to fałsz, choć oczywiście ludzie (osoby starsze i dotknięte innymi chorobami) umierali na powikłania wywołane wirusem. Pojawiły się spore wątpliwości nt skuteczności i prawdziwości wyników testów, a po jakimś czasie wyszły na jaw niewygodne statystyki, jak np. to, iż w Australii kilka lat przed pandemią, podczas sezonu zimowego (4 miesiące) na komplikacje związane z grypą zmarło ok. 5 tysięcy osób, zaś w samym szczycie covidowego szaleństwa, w ciągu całego 2021 r. oficjalnie zmarło z powodów powirusowych, ok. 1 tysiąc. Proporcja i podjęte metody mówią same za siebie: z powodu grypy występującej jak zwykle co roku, lockdownu nikt nie rozważał, natomiast przy znacznie mniejszej śmiertelności, już to było konieczne. Gdzie tu logika? No, ale przecież nie o logikę w tej całej operacji chodziło… Z czasem światło dzienne ujrzały przerażające informacje, które dobrze zilustruje przykład Polski: w ciągu roku od ogłoszenia walki z Covid’em śmiertelność gwałtownie wzrosła, jednak nie z powodu wirusa, lecz ze względu na walkę z nim, co przyniosło ok. 100 tyś. ponad – statystycznych zgonów bo ludzi przestano leczyć na inne choroby z powodu rzekomo koniecznych restrykcji higienicznych.

Ci, którzy w ciągu minionych 2-3 lat przyjęli szczepionki, uczynili to z różnych powodów, lecz wszyscy pod wszechobecną presją, która przyjmowała najprzeróżniejsze formy przymusu psychicznego, ale i gróźb nie tylko ukrytych, ale też wyartykułowanych wprost. Duża część nie zaszczepiłaby się pewnie, gdyby nie wymuszone okoliczności, jak konieczność podróży, kiedy państwa zamknęły swe granice dla osób nieszczepionych. Wiele krajów, zwłaszcza wobec pracowników służby zdrowia, ale nie wyłącznie, przyjęło politykę obowiązku szczepień pod groźbą utraty pracy; nie byli to tylko pracownicy tzw. budżetówki, bo i sporo firm prywatnych zaczęło wdrażać tę praktykę. Ponieważ opór społeczny i protesty stawały się coraz bardziej powszechne, wykazując nonsensy i niebezpieczeństwo przyjmowania niesprawdzonych szczepionek i bycia królikami doświadczalnymi, bez żadnej odpowiedzialności prawnej ze strony firm farmaceutycznych, powoli rezygnowano z opcji przymusu, koncentrując się na nachalnej propagandzie.

Jest wreszcie całkiem pokaźna grupa, która ulegając ogłupiającej i wylewającej się ze wszystkich mediów propagandzie, wbrew zdrowemu rozsądkowi, „kupiła” narrarcję o dobrodziejstwie szczepień, faktycznie się od ich przyjmowania uzależniając (po pierwszej dawce była druga, potem jeszcze wzmacniająca etc.).

Nie pomogły ostrzeżenia, iż zanim szczepionka trafi na rynek, powinna przejść 3-7 lat testów a tymczasem w 2020 r. była już „bezpieczna” szczepionka, działająca w nieznany sposób na nasz system genetyczny. Strach był silniejszy i nawet gdy wyszły na jaw poważne wątpliwości co do ich skuteczności, grupa „szczepionkowców” była odporna na każdy zdroworozsądkowy i naukowy argument, będąc doskonałym przykładem tzw. umysłu zamkniętego, do którego nie dociera żadna argumentacja. I w takim stanie większość (bo jednak część otrzeźwiała) z nich tkwi do dziś, czekając z utęsknieniem na spełnienie obietnicy Gates’a, o uniwersalnej szczepionce, która „załatwi” wszystkie wirusy. Biedni, naiwni ludzie…
Była także całkiem spora rzesza tych, którzy się „postawili” i nie poddali szczepieniom, płacąc za swą postawę perturbacjami w przeprowadzeniu swych planów i przedsięwzięć, szykanami, oskarżeniami o „narażanie życia” współobywateli, aż do utraty pracy włącznie. Czas i historia przyznały im rację, ale cena którą zapłacili za wierność swemu sumieniu i przekonaniom jest duża. Mają dziś prywatną satysfakcję…

Po tym przydługim wstępie pora omówić najważniejsze wątki książki M. A. Zamorskiego. We wstępie autor zwraca uwagę, iż do skutecznego przeprowadzenia „Operacji Pandemia”(OP), koniecznym było udoskonalenie (bo sama praktyka jest stara jak świat) sposobów zarządzania świadomością poddanych (czytaj: obywateli ludzkiej społeczności). Na świadomość i podświadomość działają więc reklama, polityczna propaganda, edukacja od przedszkola do uczelni wyższych, rozrywka masowa, sztuka, projekcje medialne, itd. Ludzkie stado jest ciągle bombardowane informacjami mającymi stymulować ludzi do pożądanego odbioru przekazu; w efekcie prowadzi to do uzależnienia od dostarczania wiadomości i współczesny człowiek nie może żyć w ciszy informacyjnej. Kontrolując taki strumień przez odpowiednie manipulowanie nim, używa się go do ukierunkowania niezadowolenia i frustracji, np. przez kreowanie konfliktów i sztucznych problemów, co umożliwia skłócenie różnych grup społecznych, narodów, religii w myśl zasady „divide et impera”, czyli „dziel i rządź”. Lecz najistotniejszym jest opanowanie zarządzania strachem, podstawowego mechanizmu kontroli, co było krytycznym elementem umożliwiającym sukces „OP”; na przestrzeni wieków zmieniał się tylko „strach”, zaś strategia jego używania była niezmienna. Obecnie dzięki potędze mass mediów, niezależnie od użytych środków, jest to tym łatwiejsze. Panika wywołana przez medialną nawałnicą covidową, z jej nadzwyczajną skutecznością, przejdzie zapewne do klasyki. Pod tym względem „OP” przynajmniej w swych początkach, została przeprowadzona bezbłędnie.
Przekonaliśmy się jak zostały obalone mity o demokracji jako władzy ludu, upadł mit o wolnych mediach i wolnym rynku, obiektywność nauki została pustą teorią zaś suwerenność państw narodowych ma się nijak do rzeczywistości. Oczywiście w te wszystkie mity każe się nam wierzyć bez zastrzeżeń.

Ponieważ pamięć ludzka jest ulotna, M. Zamorski przypomina 3 wcześniejsze „ćwiczenia pandemiczne”, które były przygotowaniem do głównej akcji pt. Covid-19. Scenariusz pierwszej paniki, jaką rozpętano w USA w 1976 r. był taki, że po śmierci 1 żołnierza w jednostce wojskowej, który miał objawy typowe dla grypy, stwierdzono iż zaraził się zmutowanym wirusem „świńskiej grypy”. Natychmiast ruszyła medialna machina, kreśląc prognozę 3 mln ofiar w ciągu roku, co wywołało histerię, wskutek której ponad 40 mln Amerykanów przyjęło szybko przygotowaną szczepionkę (mówi to coś Państwu ?). Wkrótce osoby, które się zaszczepiły zaczęły chorować i pojawiły się ofiary śmiertelne (ponad 30 osób zmarło) zaś u ok. 1 mln szczepionka wywołała poważne skutki uboczne (zaburzenia neurologiczne). W rezultacie rząd USA wypłacił jako promotor szczepień olbrzymie odszkodowania. Kolejna ćwiczenie zaczęło się w 1997 r. gdy odnotowano pierwsze wypadki zarażenia się ludzi „ptasią grypą”. Ponieważ były to pojedyncze wypadki panika była krótkotrwała i dopiero w 2003 r. rozpętano medialną panikę po wybuchu epidemii „ptasiej grypy” w Azji. I znów z powodu marginalnej liczby zgonów wśród ludzi, ćwiczenie okazało się nieudane; WHO musiała przyznać, że w latach 2003-09, zachorowało tylko 440 osób a zmarło 260 z nich (po 20 latach liczba zachorowań to 861, z czego 455 zakończyło się śmiercią). Trzeci etap nastąpił w 2009 r. gdy WHO ogłosiła rzekomo straszliwą, pandemię grypy i jak można się spodziewać już po roku histerii, wobec braku prognozowanej liczby ofiar mającej iść znów w miliony, impreza zakończyła się całkowitą klapą. Warto zauważyć, iż za każdym razem koncerny farmaceutyczne osiągały miliardowe zyski, nie ponosząc odpowiedzialnosci za błyskawiczne wypuszczanie leków-bubli. Jest takie powiedzenie iż „Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze”, które znakomicie się sprawdza w wymienionych przypadkach, bo sprzedaż leków jest obecnie najbardziej dochodowym biznesem na świecie, lepszym od ropy a nawet narkotyków.

Autor książki zwraca uwagę na powód wybrania zwykłej, sezonowej grypy jako nośnika strachu i paniki.

Na początek trochę statystyki. Otóż na grypę, w zależności od zaraźliwości mutacji zapada od 330 mln do 1.7 mld ludzi na całym świecie; wiele osób przechodzi ją ciężko, a wskutek powikłań umiera zwykle ok. 0.5 mln ludzi. Ta sytuacja ma miejsce co roku i jakoś z tego powodu WHO nie ogłasza corocznego stanu pandemii, bo równie dobrze można by głosić, iż wsiadając do samochodu grozi nam ryzyko wypadku, z możliwością śmierci, co jest oczywistością. Takich przykładów można podać masę, bo życie jest procesem dynamicznym i jesteśmy narażeni na różnego wypadki, także fatalne, przy wielu różnych okazjach, lecz jakoś mass media nie bombardują nas co dzień statystykami dotyczącymi stopnia ryzyka różnych zagrożeń Po prostu jak mówią słowa pewnej piosenki „Życie jest śmiertelną chorobą, tak śmiertelną jak człowiek”. Gdyby więc np. wybrać jakiś aspekt naszego życia narażony na możliwość jego utraty, a potem rozpętać kampanię medialną bombardującą społeczeństwa non – stop wyselekcjonowanymi informacjami, jest tylko kwestią czasu i nałożonych środków, jak ludzie zaczną się bać i wpadać w panikę. Metodologia tego jest znana: najpierw wprowadza się temat i przygotowuje odbiorców, by następnie przejść do wywołania poczucia zagrożenia i strachu, skutkujących niezawodnie paniką i histerią. Potem przechodzi się do fazy „władza nam pomoże” i tu podaje się cenę jaką społeczności muszą zapłacić (ograniczenie wolności i kasa dla koncernów farmaceutycznych), by po jakimś czasie odtrąbić sukces kampanii, temat wyciszyć i… do następnego razu. Trzeba przyznać, że „OP”Covid-19 była przeprowadzona niemal perfekcyjnie, a nad kilkoma „niedociągnięciami” pracują obecnie B. Gates i WHO. Czekamy niecierpliwie.

Dowody na to, iż „OP -19” nie była jakimś spontanicznym wydarzeniem, ale dobrze zaplanowaną operacją można znaleźć w dokumentach, które pojawiły się dużo wcześniej. I tak w 2010 r. powstało wewnętrzne opracowanie Fundacji Rockefellera o bardzo mylącej nazwie pt. „Scenariusze przyszłego rozwoju technologicznego i międzynarodowego”, w którym nakreślono scenariusze rozwoju wydarzeń na świecie w wypadku pandemii nieznanego dotąd wirusa. Co za niespodzianka, że prawie wszystkie działania, które można było obserwować od 2020 r. pokrywają się z prognozami z tego dokumentu, zaś szokujące jest to, iż jego autorzy nie byli zainteresowani środkami zwalczania choroby, lecz wykorzystaniem jej jako pretekstu do pogłębiania kontroli nad populacją. Nauczono się sporo na przykładzie poprzednich „pandemii” i tym razem postanowiono iść na całość, w czym zasadniczą rolę miała odegrać nauka, a raczej pseudonauka i jacyś pseudonaukowcy, ujawniający raz po raz katastroficzne prognozy, oparte a jakże, na „modelach matematycznych”. Rekordzistą chyba był prof. Neil Fergusson z Imperial College, którego zespół już w marcu 2020 r. stwierdził, iż świat czeka „poważna i dotkliwa sytuacja kryzysowa”, jeśli wobec której nie podejmie się radykalnych kroków, przyniesie zainfekowanie całej populacji Ziemi i 40 mln zgonów. Ich zalecenia, wprowadzone w wielu krajach, obejmowały masowe testowanie, izolację osób zakażonych i lockdown’y, czy izolację od siebie ludzi. Dopiero po dłuższym czasie, poważni naukowcy podważyli te metody jako „pełne błędów, będące efektem złej praktyki i najgorszą metodą tworzenia modelu”. Tu pojawia się pytanie, na które nie udzielono dotąd odpowiedzi, a mianowicie dlaczego taki hochsztapler został „autorytetem” w tak poważnej sytuacji? Wszak już w 2001 r. jego prognozy doprowadziły do wybicia 6 mln zwierząt hodowlanych (mimo ostrej krytyki epidemiologów); w tym czasie Fergusson przewidywał 136 tys. zgonów z powodu choroby szalonych krów, 200 mln śmierci w wyniku ptasiej grypy i że 65 mln padnie ofiarą świńskiej grypy. Po 20 latach, łączna liczba zachorowań na te choroby to niecały tysiąc przypadków. Kto i dlaczego wypromował takiego szarlatana jako „covidowy autorytet”, którego wprowadzone w życie zalecenia przyniosły śmierć setek tysięcy ludzi i nieprzeliczone straty gospodarcze ?

Na koniec I części tej recenzji chcę zacytować autora: „Badania socjologiczno – psychologiczne pokazują że jednym ze skutków „Operacji Pandemia” jest wytworzenie się osobliwych zachowań społecznych związanych ze swoistą wiarą w wirusa, zbliżonych do obserwowanych wśród religijnych fanatyków i opętanych ideologicznie (komunizm, skrajny feminizm i ekologizm). Na uwagę zasługuje ich nietolerancja wobec osób mających inne poglądy w tej kwestii, co jest typowe dla istniejącego w wielu religiach traktowania „obcych” jako zasługujących na karę heretyków. Religia covidianizmu rozwija się tylko u osób wierzących w to, iż władza jest demokratyczna i służy ludziom, naukowcy są wiarygodnym, obiektywnym źródłem informacji, zaś w gospodarce i mediach rządzą prawidła wolnorynkowe. Zwątpienie w któryś z tych mitów sprawia, że przyjęcie takiej religii staje się prawie niemożliwe, jednak dla jej wyznawców, podważanie „prawd wiary” pociąga za sobą atak na oponentów. Co ciekawe, te postawy występują często wśród ludzi o poglądach liberalnych, którzy w innych kwestiach nawołują do otwartości i tolerancji”.

Tyle Marek A. Zamorski. W II części przedstawię Państwu wiele innych interesujących jego spostrzeżeń.

+ posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *