„A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do końca świata” (zakończenie)

„A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do końca świata” (zakończenie)
Andreas Resch

Grzegorz Górny i Janusz Rosikoń materiałów do swego znakomitego dzieła „Dowody tajemnicy” szukali u pewnego profesjonalisty w Innsbrucku (Austria), o czym tylko wspomniałem w pierwszym odcinku tego cyklu. Pora obecnie przybliżyć Państwu postać, która jest chyba najbardziej na świecie kompetentna w sprawie zjawisk nadprzyrodzonych. Ks. prof. Andreas Resch, bo to o nim mowa, jest szefem Instytutu Granicznych Obszarów Nauki (założonego w 1980 r. w Innsbrucku) i twórcą nowej dziedziny nauki, czyli paranormologii. Ten wykładowca Papieskiego Uniwersytetu Laterańskigo, mając 35 lat został pierwszym w historii Kościoła uczonym oddelegowanym do badania zjawisk nadprzyrodzonych. Wcześniej pracował jako psycholog kliniczny i psychoterapeuta, obserwując istnienie wielu fenomenów, których wyjaśnienie wymykało się nauce. Ponieważ większość naukowców unikała bliższego zbadania przypadków, wobec których nauka pozostawała bezradna, ks. prof. A. Resch nie mogąc się pogodzić z faktem, iż jego koledzy akceptują tylko dowody materialne, postanowił zająć się badaniem takich spraw.

Cudowności jakiegoś fenomenu nie da się stwierdzić, bez dokonania jego starannego badania na polu naukowym i religijnym, i tu są badzo pomocne jego kwalifikacje naukowe oraz fakt, iż jest poza tym kapłanem katolickim. Początki stworzonej przez ks. Rescha nowej gałęzi nauki czyli paranormologii, były raczej skromne, ale z czasem kierowany przez niego Instytut i pracujący tam naukowcy rozszerzyli prace badawcze na takie zjawiska jak prorocze sny, zjawy, telepatię, telekinezę, materializację, lewitację, ekstazy, bilokację, stygmatyzację, jasnowidzenia, opętania i niewytłumaczalne uzdrowienia. Ich pochodną zostały studia nad astrologią, spirytyzmem, satanizmem i ufologią. Uczeni stosują tam gdzie się da (bo często są to zjawiska spontaniczne i niepowtarzalne) typowe metody badawcze, czyli powtarzalność eksperymentu, dedukcję logiczną, badania statystyczne etc. Paranormologia korzysta z najnowszych zdobyczy biologii, genetyki, fizyki, chemii, medycyny, psychologii, historii, etnografii i biblistyki.

Instytut jest światowym centrum badań zjawisk paranormalnych, w którego archiwach są gromadzone i katalogowane dokumenty nt faktów niemożliwych do wyjaśnienia przez obecną naukę. W Instytucie pracuje zespół wybitnych uczonych z wielu dziedzin; organizuje się międzynarodowe kongresy, z których wystąpienia są później publikowane (zamawia je wiele bibliotek uniwersyteckich z całego świata). Wydaje się też dwa specjalistyczne pisma, na łamach których naukowcy ogłaszają aktualne wyniki badań swych analiz, doświadczeń i eskpertyz oraz dzielą się wnioskami. Sam szef Instytutu jest autorem wielu książek, gdzi opisał np. przypadek mistyczki z Syrii, Myrny Nazzour czy wizjonerów z Medjugorje. Ks. A. Resch uważa, że nie ma sprzeczności między wiarą a rozumem, a to, iż czegoś nie rozumiemy, czy nie jesteśmy w stanie zbadać lub pojąć, świadczy tylko o naszych ograniczeniach: „Dzś mamy taką sytuację, że próbuje się człowieka wyjaśnić przez fizjologię i neurologię. Dlatego nie ma miejsca dla duszy, tego przestarzałego słowa, i mamy wszystko wyjaśnić przez neurony. A sprawa wygląda tak, iż człowiek ma 39 mld komórek i 2.5 biliona połączeń między nimi. Nigdy nie będziemy w stanie dogłębnie zrozumieć tej struktury. Musi zaś istnieć coś, co tę sieć koordynuje, np. kiedy powstaje we mnie jakaś myśl. Jak wyjaśnić przypadki dzieci z wodogłowiem, czyli brakiem kory mózgowej, gdzie brak zapisu EEG, więc nie powinny być zdolne do jakichkolwiek świadomych czynności, tymczasem reagują na swoje imię, potrafią się bawić, przeglądać w lustrze, słuchać ulubionej muzyki. Jest to zaledwie jeden z przykładów jak wspaniałym i skomplikowanym stworzył Pan Bóg wszechświat i wszelkie żywe stworzenie. W swoim życiu nigdy nie spotkałem poważnego naukowca, który nazwałby powstanie świata i życia, przypadkiem”.

Nie sposób zakończyć tego fascynującego, również dla mnie cyklu, przedstawieniem jeszcze jednego, a właściwie kilku cudów, związanych z nieznanym w świecie – także katolickim – miejscem w Republice Południowej Afryki (a dokładnie w prowincji KwaZulu Natal), które nazywa się Ngome. Ngome jako takie to „tylko” Sanktuarium Maryjne, ze starą i nową kaplicą, kościółem oraz zespołem budynków dla księży, sióstr i pielgrzymów przybywających tu od lat by doświadczyć… No właśnie, czego ? Nawiązując do tytułu cyklu, mógłbym powiedzieć „Dowodu Tajemnicy”. Jedyne oficjalnie uznane przez Kościół objawienia Maryjne w Afryce, związana są z Kibeho (Rwanda), zaś objawienia się Maryi w Ngome, mimo od lat organizowanych przez parafie z całego RPA pielgrzymek, nie cieszą się jak do tej pory uznaniem Kościoła, choć dzieją się tam uzdrowienia duchowe i fizyczne (posługują tam księża Oblaci). Jak w wielu takich wypadkach, na początku lokalnej „kariery”, biskup miejscowej diecezji nawet zakazywał wiernym, by otaczali kultem to miejsce. Ale jak już nieraz pisałem, Pan Bóg się nie przejmuje „kościelną akceptacją”.

Pora teraz na krótki (zachęcam do poszukania więcej informacji w „sieci”) tzw. rys historyczny o samych objawieniach i późniejszych związanych z nimi wydarzeniach. Najpierw kilka zadań o tej, której Maryja się obajwiła. Siostra Reinolda May, jako niemiecka Benedyktynka znalazła się w Południowej Afryce w 1925 r. w ówczesnej prowicji Natal, gdzie 1928 r. przyjęła śluby wieczyste. Po 10 latach, gdy opanowała język Zulusów podjęła studia jako położna, by po uzyskaniu dyplomu zainicjować otworzenie sekcji do spraw macierzyństwa w szpitalu misyjnym s. Benedyktynek w Nongoma. To właśnie tam 22 sierpnia 1955 r. po przyjęciu Komunii ukazała jej się Maryja, nazywając Tabernakulum Najwyższego; zachęciła też siostrę do powiedzenia o objawieniu miejscowemu kapłanowi. Po następnych dwóch widzeniach Maryi, 15 marca 1956 r. podczas czwartego objawienia, Matka Boża wskazując kierunek północno-zachodni, poprosiła o budowę sanktuarium w miejscu, gdzie spotyka się 7 strumieni obiecując, że będzie ono obdarzone łaskami.

Podczas ósmej wizji (17.04.1958 r.) siostra poprosiła Maryję o zgodę na namalowanie Jej wizerunku, na co Matka Boża się zgodziła. Po tej wizji s. Reinolda znalazła także miejsce, które wskazała Maryja: było ono na leśnym wzórzu koło szkoły w Ngome, gdzie zbierało się 7 okolicznych strumieni. Ponieważ biskup diecezji Eshowe wyraził zgodę, powstał obraz wg instrukcji s. Reinoldy, który miał być umieszczony w planowanym sanktuarium.

Lecz nie było to takie proste, bo stosunki z miejscowym ordynariuszem, mimo zezwolenia na namalowanie obrazu Maryi, nie układały się całkiem różowo. W końcu po kilku latach oporu, wyraził zgodę na budowę kaplicy, która została poświęcona w 1966 r. stając się od razu miejscem pielgrzymek, zakazanych wkrótce przez bp Bilgeri. Ordynariusz diecezjii zabronił również publikacji wiadomości o objawieniach oraz po zwiększeniu się napływu wiernych (zakaz biskupa został zignorowany), którzy nie mogli się pomieścić w małej kaplicy, odmówił zgody na budowę normalnego kościoła. Pewną pociechą dla siostry było kolejne objawienie, mające miejsce 28 marca 1970 r. w której ukazał się jej się diabeł, zaś Matka Boża umocniła ją wskazując na postać archanioła Michała stojącego przy Jej boku z włócznią w ręce. Ostatnie 10 objawienie miało miejsce 2 maja 1971, podczas którego obraz (przedstawiający Maryję trzymającą przed sobą dużą hostię) Tabernakulum Najwyższego jakby „ożył”.

Chociaż w 1976 r. specjalna komisja ojców Benedyktynów złożyła apel do nowego biskupa o akceptację pielgrzymek, bp Bisaye podobnie jak swój poprzednik, nie dał zezwolenia. Po śmierci s. Reinoldy w 1981 r. zainteresowanie objawieniami w Ngome jeszcze się zwiększyło, a ponieważ bp ordynariusz nadal był „opornikiem”, sprawę w swoje ręce wzieli świeccy. Miejscowa parafianka Rose-Marie Foxton napisała list otwarty do parafii w RPA, który przesłała też do Watykanu; po braku reakcji nagłośniła sprawę w mediach Jej starania i presja ze strony wiernych przyniosły rezultaty i w 1984 r. zbudowano na wzórzu w Ngome, w ekspresowym tempie, kościół pod wezwaniem Maryi Dziewicy, zaś w 1988 r. kapłani powołali do życia Sanktuarium Maryjne w Ngome. Opór biskupa został na dobre złamany, gdy w 1992 r. poświęcił nową kaplicę i stojący na zewnątrz ołtarz, używany w przypadku masowych uroczystości; bp Bisaye zatwierdził też Sanktuarium jako miejsce kultu, zezwalając na organizację pielgrzymek przez parafie z udziałem księży

No coż, „żarna Boże” mielą wolno ale skutecznie. Dziś Sanktuarium w Ngome jest najbardziej popularnym miejscem pielgrzymek katolików nie tylko z RPA, ale całej katolickiej Afryki.

Księża Oblaci posługujący w Ngome od lat zbierają i dokumentują liczne przypadki uzdrowień z chorób (bo te duchowe, jakoś trudno „udowodnić”), a część z nich jest publicznie eksponowana w nowej kaplicy.

Ponieważ ja sam byłem na pielgrzymce w Ngome dwa razy, mogę się podzielić z Państwem opisem przypadków cudownego uzdrowienia sprzed kilku lat, a które podał nam ksiądz prowadzący konferencję.

Tak więc ks. Andrew opowiedział, jak kiedyś siedział w biurze, do którego przysza kobieta i powiedziała, że chce złożyć świadectwo, o cudownym uzdrowieniu swej córki. Otóż kilka miesięcy wcześniej, ta młoda matka przybyła do Sanktuarium, by prosić Matkę Bożą o uleczenie swej 3-letniej córeczki, która miała na mózgu, tuż za okiem, nieoperowalny (z powodu pozycji) nowotwór złośliwy. Wszyscy lekarze uznali szanse wyleczenia na zerowe, więc mama chwyciła się ostatniej deski ratunku: interwencji Matki Bożej.

Po pielgrzymce z dzieckiem do Ngome i powrocie do domu, po kliku tygodniach stwierdziła zdumiona, iż córka nie skarży się na ból, no i przede wszystkim, żyje. Oczywiście udała się do lekarza, który skierował dziecko na prześwietlenia, i chyba nie muszę Państwu kończyć, jaki był finał badań, połączony z niedowierzaniem lekarzy: po nowotworze nie było śladu.

Drugi przypadek opisany przez ks. Andrew był bardzo spektakularny. W sobotę o 7 -ej podczas wieczornej adoracji i Mszy św. przy wyjściu z kościoła, siedział na wózku inwalidzkim młody chłopak (potem się okazało, iż doznał paraliżu nóg po wypadku samochodowym). Podczas podniesienia Eucharystii, on po prostu wstał z wózka bez żadnej pomocy, zaś wszyscy obecni, łącznie z księdzem zaczęli wychwalać moc i łaskę Pana Boga, który zechciał uzdrowić z kalectwa tego młodego człowieka.
Warto tu namienić, o dziejących się w Ngome uzdrowieniach duchowych, o których też opowiadał ks. Andrew, będący egzorcystą. Tak więc lekko żartując powiedział, że dużo się się kiedyś napracował, wyrzucając z pewnej kobiety 27 demonów ! Egzorcyzmy były skuteczne i uwolniona kobieta, wiele razy pielgrzymowała do Ngome, okazując swą wdzięczność. Jak zaznaczył ks. Andrew dziejące się w Ngome uzdrowienia duchowe, jak np. odzyskanie wiary po wielu latach odejścia od Kościoła, muszą być poprzedzone spełnieniem jednego warunku, tj. spowiedzi i komuni św.

Pora teraz, by podzielić się z Państwem osobistym świadectwem, które miało miejsce podczas pierwszego wrześniowego weekendu 2016 r. w Ngome, gdzie udałem się z naszą parafialną pielgrzymką. Jej program w skrócie wygląda tak, iż zaczyna się w piątek wieczorem powitalną Mszą św. W sobotę o 7-ej rano, jest Msza św. następnie śniadanie a po nim, jeden z księży po przestawieniu historii objawienień, przez ok. 1 godź. prowadzi w kaplicy sesję „pytania – odpowiedzi”, gdzie jest możliwość zadawania pytań, także tych nie związanych z Ngome. Potem jest obiad i godzinna przerwa, podczas której księża spowiadają. Kolejny punkt to 2 km droga krzyżowa po terenie sanktuarium i potem udzielanie błogosławieństwa, gdy stoi się w strumieniu (już połączonym z tych 7). O godzinie 7-ej wieczorem zaczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu w kościele, zakończona Mszą św. W niedzielę rano pożegnalna Msza św. o 6-ej rano, śniadanie i wyjazd do domu. Taki jest generalnie program całej pielgrzymki.
Nasza grupa pielgrzymkowa składała się z kilku Polaków (obu płci), kilku Portugalek ale w głównie z czarnych kobiet. Tak więc w sobotę siedzimy w kaplicy, a ksiądz Wayne odpowiada na nasze pytania. W pewnym momencie Lindi, nasza organizatorka mówi do księdza tak (i tu prawie cytuję, bo po tylu latach pamiętam jej wypowiedź doskonale) : „Proszę ksiedza, albo mam majaczenia, albo gdy o 6 rano siedziałam na skale, czekając na wschód słońca, zaraz jak wzeszło nad drzewami, widziałam wirujący dokoła niego pierścień. Co mam o tym sądzić?”. Ks. Wayne uśmiechnął się i odpowiada jej tak : „Nie masz żadnych przywidzeń, ten cud „wirującego słońca”, który obserwujemy od lat i wiążemy z cudem z Fatimy w 1917 r. jest faktem. Nie rozgłaszamy go, by niczego pielgrzymom nie sugerować, ale czasem ktoś spostrzegawczy jak ty, sam go dostrzega”. Kapłan nie wdawał się w żadne spekulacje nt jego pochodzenia i znaczenia, apelując tylko o zastanowienie się, w jakich okolicznościach pojawił się w Fatimie i jakie były później konsekwencje zignorowania prośby Maryi o zawierzenie przez papieża Rosji, Jej Niepokalanemu Sercu.

Ale to nie koniec tej całej dziwnej historii…
W dniu wyjazdu przed poranną mszą, siedzę sobie na skale, kiedy mój kolega, też Andrzej, kiwa na mnie ręką, bym do niego podszedł; gdy się zbliżyłem, wskazując palcem każe mi spojrzeć na wschodzące słońce, prosząc o cierpliwość, aż wzrok się przyzwyczai do patrzenia wprost. I po ok. 30 sekundach widzę to, o czym opowiadała wczoraj Lindi: wokół stojącego słońca, wiruje mały jasny pierścień. Po chwili wiadomość o tym rozchodzi się wśród całej naszej grupy i wszyscy mogą dostrzec niecodzienne zjawisko. Oczywiście wszyscy jesteśmy tym podekscytowani i w drodze powrotnej staje się to przedmiotem rozmów. Kiedy jesteśmy już niedaleko Vanderbijlpark’u (tam mieszkamy), późnym popołudniem (bo od nas do Ngome jest kilkaset km drogi) ok. godz. 5-ej, siedzący obok mnie w autobusie Andrzej szturcha mnie i mówi: „Spójrz na zachodzące słońce”. I znów widać to samo co w Ngome, choć nieco ciemniejszy, bo to zachód, wokół słońca wiruje mały pierścień. Sięgam wtedy po komórkę i dzwonię do żony, prosząc by mimo, iż ta moja prośba wyda jej się na pewno dziwna, by zrobiła to, o co proszę: wyszła na zewnątrz domu i spojrzała na słońce przez kilkanaście sekund, po czym powiedziała mi czy coś widzi. Oczywiście, że jej nic nie sugerowałem. Po minucie słyszę jej relację: „Wygląda na to, jakby wokół słońca obracał się promienisty pierścień”. Możecie sobie wyobrazić Państwo nasze zdumienie. Kilkaset km od Ngome widzimy to samo, co tam na miejscu. Zakończenie tej nieprawdopodobnej pielgrzymki miało faktycznie miejsce dopiero w poniedziałek, gdy rano już w pracy, tchnięty ciekawością, postanowiłem spojrzeć na wschodzące słońce.

Domyślacie się, wokół słońca cały czas krąży ten świetlisty pierścień; postanowiłem coś sprawdzić i szybko zawołałem kilku kolegów powtarzając im instrukcję której poprzedniego dnia udzieliłem żonie. Ich reakcja powiedziała mi wszystko, widzieli dokładnie to co ja. I wtedy im opowiedziałem o Ngome i Fatimie.
Sami Państwo wiecie, jak o czymś nieprawdopodobnym się słyszy, nawet od osoby godnej zaufania, a jak się reaguje, gdy przeżyje się coś samemu. W tym miejscu namawiam was, byście Drodzy Czytelnicy, tak z ciekawości spojrzeli, gdziekolwiek mieszkacie, na wschód lub zachód słońca. Kto wie, może coś ciekawego zobaczycie… A nie powiem Wam, czy cud z Ngome ma miejsce nadal; po prost przekonajcie się sami. Mam nadzieję, iż ten cykl opowieści o zdarzeniach prawie nie do uwierzenia, pozwoli Wam uwierzyć w moc Tego, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, cokolwiek by to było. Bo to Pan Bóg jest Panem natury i jej praw, jako ich Stwórca; lecz jest bezsilny wobec jednej rzeczy: naszej niewiary w Jego miłość i miłosierdzie. Nie straćmy więc szansy, gdy nas pragnie obdarzyć swą łaską, a my zwątpimy w Jego wszechmoc.

+ posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *