Esej o „trzeciej postawie”, okradaniu Pana Boga i odmianach pychy…

Esej o „trzeciej postawie”, okradaniu Pana Boga i odmianach pychy…

Najpierw wyznanie. Ten „esej”, jak go nazwałem, jest skierowany do osób wierzących (katolików czy ogólnie chrześcijan), więc nie spodziewam się by osoby niewierzące coś na nim skorzystały, ale nigdy nic nie wiadomo… Inspiracją do tej pisaniny, były przemyślenia dotyczącego obserwacji mojej skromnej osoby, ale i innych – wielu bliskich czy dalszych znajomych. Spostrzeżenia te traktuję jako pomocne w rozwoju duchowym i nie mam wątpliwości, że Duch Święty gra potężną rolę w naszym życiu wewnętrznym, i tak stało się bez wątpienia w moim przypadku. Mam nadzieję, iż część z moich Czytelników doznała podobnych refleksji, więc sądzę, że będziecie odbierać tekst na tej samej „częstotliwości”, na której nadaje wasz autor. A teraz ad rem…

Mój ulubiony kaznodzieja internetowy (youtube) o. Mateusz Stachowski OFM, komentował kiedyś cytat z Ewangelii wg św. Łuksza (Łk 18.9-14); Państwo pewnie go znacie, ale tym niemniej przytoczę to w całości „Powiedział też do niektórych co ufali sobie, że są sprawiedliwi a innymi gardzili tę przypowieść „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, by się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albi i jak ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego co nabywam”. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie grzesznika!”. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.

O. Mateusz trafnie zauważył, iż modlitwa faryzeusza byłaby dobra gdyby pominął samo-wywyższanie się a dziękował Panu Bogu za to, iż przyjmuje jego post i dziesięcinę. Po wysłuchaniu o.Mateusza pomyślałem sobie, iż oprócz tych dwóch postaw przedstawionych przez Pana Jezusa w przypowieści, istnieje jeszcze trzecia, równie powszechna a być może najczęstsza, a mianowicie modlitwa w stylu: „Panie Boże, dziękuję Ci, że nie jestem taki, jak ten faryzeusz”. Myślę, iż na taki typ „modlitwy” są szczególnie narażone osoby, które faktycznie starają się i nawet dość dobrze wypełniają Boże przykazania, a nieraz można ich wręcz określić „modelowymi katolikami”. I to właśnie oni padają ofiarą, tej trzeciej postawy, gdy mimo obiektywnych „zasług”, ich modlitwy i dobre czyny są jałowe, bo wpadli w pułapką cwanie zastawioną przez Złego: „No… widzisz, przecież jesteś lepszy od tych tam, letnich katolików”. Chyba się nie pomylę twierdząc, iż często każdy z nas, w różnym stopniu i wiele razy, padł ofiarą takiego podejścia. Jedyną pociechą może być tylko uświadomienie sobie takiego stanu rzeczy i oczywiście skorygowanie tej postawy, przez pogonienie demona pychy, który sobie znalazł tak podatną na jego „sugestie” osobę.

Wbrew pozorom, Pan Boga można okraść i jest to proces nagminny, uprawiany przez wiernych na naprawdę masową skalę oraz przybierający najróżniejsze formy. O jakiego rodzaju kradzież tu chodzi? Kradzież z definicji jest przywłaszczaniem sobie dóbr do nas nienależących, bez pytania ich właściciela o zgodę i wbrew jego woli. Oczywiście w przypadku kradzieży popełnianej wobec Stwórcy, nie chodzi tu o rzeczy materialne, lecz dobra natury duchowej, co jednak nie zmienia kwalifikacji moralnej takiego czynu. Najpopularniejszym i niezależnym od stanu naszej wiary, jest okradanie Pana Boga przez przypisywanie sobie zasług za nasze zdolności i talenty, tak jak byśmy my sami je sobie nadali, będąc niejako ich źródłem.

A przecież źródłem jakichkolwiek naszych umiejętności, dowolnego rodzaju, jest sam Stwórca, który nas nimi obdarował; tak więc gdy jesteśmy chwaleni za to czy tamto, to automatycznie przyznajemy sami sobie prawo do odbiory pochwał, jako nam należnym, bo to MY jesteśmy tacy zdolni, utalentowani, mądrzy etc.

I jakoś nam nie przyjdzie do głowy (nieraz się to zdarza…), że kredyt za nasze umiejętności należy się temu kto ich nam udzielił, czyli wyłącznie Panu Bogu.

Innego rodzaju złodziejstwem i to dosłownie, jest przywłaszczanie sobie absolutnie nienależnego tytułu do pewnych dóbr i zasług duchowych, których według nas jesteśmy bezpośrednimi sprawcami. O co mi tu chodzi ? Tak więc np. modlimy się o uwolnienie bliskiej nam osoby z jakiegoś nałogu, po pewnym czasie okazuje się, iż ta osoba zostaje uwolniona, więc naturalnie czyja jest to zasługa….? No pewnie, że NASZA, bo przecież Pan Bóg nie mógł nie zadziałać wobec naszej fantastycznej wiary ! No a wiadomo, iż jedynie poprawną reakcją wobec takiego uzdrowienia jest radość i dziękczynienie, a nie triumf naszej pychy i tak miłego poczucia „ależ mam wiarę”. Zaś w przypadku kiedy jednak taka modlitwa jest bezskuteczna, to naturalnie jest to „wina” Pana Boga. Kwestię okradania Pana Boga i jej niebezpieczeństwo świetnie rozumieją egzorcyści, którzy podlegają pokusie, z którą nieustannie muszą walczyć, tj. poczuciu iż to tylko dzięki ich posłudze osoby opętane czy uwikłane w demoniczne usidlenie zostają uwolnione. Na szczęście oni dobrze rozumieją, iż są tylko narzędziami, którymi posługuje się Pan Bóg.

Sporo problemów sprawia wierzącym właściwe zrozumienie faktu, iż Pan Bóg jest PONAD czasem, z czego wynika potem oskarżanie Go o nieczułość na nasze problemy, tragedie i dziejące się zło. Istnienie Pana Boga poza czasem, to nie jakaś wydumana koncepcja filozoficzna, ale coś mającego bardzo poważne konsekwencje i implikacje, będące przełożeniem na rozumienie (na tyle o ile jest to nam dane) bądź nie, Jego postępowania. Nie pretenduję tu do bycia jakimś ekspertem, jeśli chodzi o teologiczną wykładnię „bycia ponad czasem” ale przyznam, że kiedyś nad „ogarnięciem” tego pojęcia trochę myślałem i pragnę się teraz z Państwem tymi osobistymi refleksami podzielić (może to „kupicie” i zaakceptujecie?).

Znacie chyba pojęcie „panoramy”, jako jakiegoś rozległego obrazu, który przedstawia sekwencję zdarzeń umieszczonych w skali czasowej, namalowanych tak, iż widać jak jakieś wydarzenia się działy i patrząc na taką panoramę widzimy „wszystko na raz”, bo nasz wzrok obejmuje całość obrazu. Jest to z pewnością tylko analogia, bo często stosujemy nasze ludzkie miary do Absolutu jakim jest Bóg, ale podobnie rzecz ma się z widzeniem historii świata, od aktu jego stworzenia aż do samego końca, czyli owego „A oto wszystko czynię nowe” z Apokalipsy św. Jana. Pan Bóg wszystko „widzi na raz”, czyli to co było, jest i będzie, „patrząc” i ogarniając los każdej pojedynczej osoby zanim nawet powstała, aż do dziejów wszechświata od jego początku do końca: „Znałem cię, zanim zostałeś poczęty w łonie matki”( Jer.1.4-5); „Wybrałem cię gdy planowałem stworzenie” (Ef. 1.11-12); „Wszystkie twoje dni są zapisane w mojej księdze” (Ps 139. 15-16); „Utkałem cię w łonie matki” (Ps 139.13); „Określiłem czas twych narodzin i gdzie będziesz żył” (Dz. 17.26)

W tym kontekście jakże adekwatne jest imię jakim przedstawił się Bóg Mojżeszowi, gdy ten nalegał na jego ujawnienie, czyli JA JESTEM, bezbłędnie oddające Jego istotę.

Świat islamu stosuje pojęcie „kismet”, jako woli Allacha i przeznaczenia człowieka, od którego nie ma ucieczki. Niestety chrześcijanie często wpisują się w taki fatalizm, uważając, iż ich postępowanie nie ma wpływu na to co się dzieje, bo „taka jest wola Boga”, która nad nami ciąży jak jakieś fatum. Powołują się tu na fałszywy argument, iż Pan Bóg i tak wie co zrobimy, więc po co się wysilać skoro to nic nie zmieni… Tak Pan Bóg doskonale to wie, ale w niczym nie ogranicza naszej wolnej woli, bo nie stworzył nas bezwolnymi, zaprogramowanymi maszynami. On uprzedza nasze modlitwy i już działa, wiedząc jakie będą wyniki naszych działań lub zaniechań, lecz ta wiedza nie determinuje naszej wolności. To, że wie o czymś, zanim o to poprosimy, wynika właśnie z faktu, iż ON JEST ponad czasem. Mam nadzieję, że przestawiłem to wystarczająco jasno i nieśmiało mam nadzieję przyczynienia się do zrozumienia pojęcia bycia Pana Boga ponad czasem, co jest wg mnie dość istotne, o ile nawet nie krytyczne…

Z niezrozumienia tego stanu rzeczy wynika mnóstwo nieporozumień i żali do Pana Boga o dopuszczanie w naszym życiu różnych złych, wedle naszego osądu zdarzeń. Świetnie oddaje to pewna „przypowieść”, którą nie pamiętam gdzie poznałem, opisująca i wyjaśniająca pojmowanie woli Pana Boga wobec nas. Było to tak: „Pewna wdowa miała jedynego syna, z którym wiązała swe nadzieje na przyszłość, lecz gdy miał kilkanaście lat, nagle szybko zmarł. Matka poszła nad pobliskie jezioro i zaczęła czynić głośne wyrzuty Panu Bogu co jej zrobił, żądając odpowiedzi dlaczego do tego dopuścił, skazując ją na życie w samotności. W odpowiedzi na jej żale, pojawił się anioł, który polecił jej spojrzeć na taflę wody, mówiąc iż ukaże jej przyszłość, gdyby syn nadal żył. Tak więc matka patrzyła na to co by się działo, czyli na staczanie się syna w branie narkotyków, przystąpienie do gangu i stanie się kryminalistą oraz zabójcą, aż po brutalną jego śmierć. Wtedy anioł jej oznajmił: właśnie tego wszystkiego oszczędził ci Bóg, zabierając go teraz, gdy jeszcze do tego wszystkiego nie doszło. Czy nadal masz pretensje, że cię skrzywdził, nie dozwalając by się te wszystkie złe rzeczy stały waszym udziałem? Matka po chwili refleksji powiedziała aniołowi, że teraz znając przyszłość, żałuje wyrzutów i skarg, które wysuwała wobec Pana Boga”.

Morał z tej historii jest oczywisty: ponieważ nie znamy przyszłości, zaś Pan Bóg tak, jest niesprawiedliwym oskarżanie Go o dopuszczanie sytuacji w naszym mniemaniu dla nas tragicznych (nie mówię tu o tym, gdy sami ponosimy bezpośrednie, i to raczej szybkie konsekwencje naszych własnych działań). Wiem, ciężko wytłumaczyć rodzicom kilkuletniego dziecka umierającego na raka iż taka widać musi być wola Pana Boga
Ich żal i rozpacz są czymś naturalnym, ale pójście w oskarżenia typu „Boże, dlaczego do tego dopuściłeś?” lub „Jak mogłeś nam to zrobić, wszak to niewinne dziecko?”, kiedy się pamięta historię owej kobiety z przypowieści, powinny nam uświadomić, że najlepsze jest stosowanie w życiu prostego i krótkiego regulaminu, o którym przy innej okazji pisałem:

  1. Pan Bóg ma zawsze rację.
  2. W przypadkach wątpliwych, patrz pkt.1

Zdaję sobie sprawe, że potrafi to być sporym wyzwaniem dla nasze wiary i ufności w Opatrzność Bożą, lecz na dobrą sprawę czy pozostaje nam coś innego? Osądzanie Pana Boga z pozycji Jego stworzenia, jest aktem nie tylko wobec Niego nieuzasadnionym i niesprawiedliwym, ale i dla nas samych niebezpiecznym.

Chciałbym teraz wrócić do opisanych na początku przypadków „trzeciej postawy” oraz „okradania Pana Boga”, będącymi przejawami pychy a także rzucania kamieniami. No cóż, jak sami wszyscy bez wyjątków dobrze wiemy z naszego doświadczenia, pycha niejedno ma imię i jest ulubioną metodą Złego używaną do „łaskotania naszego ego”. Opisana na początku „trzecia postawa” jest znakomitym przykładem pychy, której tak wiele odmian i odcieni jest obecnym w naszym życiu. Nieraz przyjmuje to skrajną i bardzo wyraźną formę w nieskrywanym wywyższaniu się, objawiającym się w postawie „jestem lepszy od ciebie”, posuniętym rzadko, ale jednak, do pogardy wobec drugiej, tej „gorszej osoby”. Najczęściej wszak mamy do czynienia z bardziej subtelnymi odmianami pychy, co nie czyni ich przez to wcale mniej godnymi nagany. Nasze uśpione sumienie może ich od razu nie zauważyć i nie bić na alarm, ale gdy nagromadzi się w nas zbyt wiele tych aktów pychy, powinniśmy sobie uświadomić, że coś jest nie tak i przeegzaminować nasze sumienie. Identyczny proces nie tyle może, co na pewno ma miejsce w wypadku „okradania” Pana Boga, gdy przywłaszczamy sobie zasługi Jemu należne, a które traktujemy tak, jakbyśmy to my sami byli ich autorami lub źródłem. Dzieje się to zawsze wtedy, gdy „zapominamy”, że źródłem wszelkiego dobra, też tego które dzieje się za naszą przyczyną i bezpośrednim udziałem, jest bezwzględnie Pan Bóg. Nasza rola polega jedynie (za co powinniśmy być Panu Bogu wdzięczni) na byciu narzędziem, którym się On posługuje, mimo naszej niegodności. I tylko taka jest nasza „zasługa”.

W przypowieści o jawnogrzesznicy, którą faryzeusze przyprowadzili do Pana Jezusa, by ją potępił, pada Jego wezwanie do oskarżycieli, by ten, który jest bez grzechu pierwszy podniósł kamień i w nią rzucił (karą za cudzołóstwo w Starym Testamencie, było ukamienowanie). I tu uświadomiłem sobie, iż my sami faktycznie nie podnosimy kamieni, by kogoś (oczywiście w przenośni) ukamienować, zamiast tego używając małych kamieni czy wręcz małych kamyków. To jest właśnie perfidia Złego, który zgrabnie nas podpuszcza do takich moralnych osądów i potępień bliźniego: „No przecież nie wysyłasz go do piekła, ale sam widzisz jak on postępuje”. Tylko jakoś tak wygodnie zapominamy, iż my sami obiektywnie ocenieni, znajdziemy też wiele powodów by nas obrzucić kamykami. Nie znaczy to z pewnością, byśmy nie mogli dokonać moralnej oceny samych czynów, ale zabronione jest potępianie osoby, do czego nie mamy kwalifikacji i co jest zastrzeżone dla Pana Boga. Samo – dowartościowanie się jest ćwiczeniem nad wyraz przyjemnym i tak fajnie jest poczuć się ciut lepszym od tego drugiego, który ma tyle wad, no, a my sami jesteśmy tacy doskonali… A im więcej tych przykładów naszej „wyższości” (nieraz nawet faktycznych) nad innymi, tym bardziej będziemy się umacniali w przekonaniu, że nie tylko mamy prawo, lecz i obowiązek sądzenia, jeśli nawet nie otwarcie, to przynajmniej w naszym sumieniu, innych.

Nieraz miałem już okazję cytować Edmunda Burke, który jakże trafnie zauważył iż „By Zło zatryumfowało wystarczy, by ludzie dobrej woli nie robili nic”. Dlaczego przypominam to znów? Ano dlatego, byście Państwo przypadkowo po przeczytaniu tego co napisałem o osądzie i potępianiu innych osób oraz zapominaniu o „belce we własnym oku” (o czym wspomniał Pan Jezus) nie myśleli, iż w przypadku dostrzegania zła, mamy ciedzieć cicho. Nie. Moja krytyka „trzeciej postawy” i rzucania przysłowiowymi kamieniami w drugiego, nie może prowadzić do wniosku o zakazie zauważania zła w postępowaniu innych i wynikając stąd oceny moralnej; ale jest podstawowa różnica, między potępianiem osoby a grzesznego postępowania. Zresztą nakaz upominnia bliźniego, gdy czyni coś nagannego, odnajdziemy na kartach Pisma Świętego we fragmencie o „braterskim upomnieniu” (nie muszę chyba dodawać, iż istotna jest forma w jakiej tego dokonamy). Czyli mamy prawo i obowiązek potępić grzech, lecz nie grzesznika; niestety we wszechobecnych dziś czasach wynaturzonej tolerancji i fałszywego miłosierdzia, w niektórych krajach jakiekolwiek upominanie bliźniego, może skończyć się spotkaniem z wymiarem sprawiedliwości. W Wlk. Brytani sam akt stania na chodniku przed kliniką aborcyjną, może być przyczyną wezwania przez policję do opuszczenia tego miejsca, bo zachodzi domniemanie, iż ktoś może się (nawet bezgłośnie ) modlić za kobiety zamierzające dokonać aborcji co jest „nietoleracją wobeec przekonań innych”. Ponieważ wkrótce aborcja może się stać „podstawowym prawem człowieka” wiadomo jakie mogą być konsekwencje prawne wobec osób łamiących takie „prawo”…

Podsumowując, chciałbym tu zaapelować (staram się o tym apelu pamiętać wobec samego siebie) o właściwe i kierowane dobrze uformowanym sumieniem, wyważenie proporcji między dwoma skrajnościami: bezpardonowym, nawet zasadnym potępianiem drugiego, bez względu na okoliczności (których najczęściej nie znamy) oraz wywyższanie się („jestem od ciebie lepszy”), oraz zamykaniem oczu i ignorowaniem dziejącego się zła bez naszej reakcji i braku nazywania rzeczy po imieniu. Wiem, nie zawsze jest to łatwe czy proste; musimy być świadomi czyhającego na nas niebezpieczeństwa i zasadzek Złego.

No i oczywiście pamiętać, by przestrzegać VII przykazanie nie tylko wobec ludzi, ale i głównie wobec Boga.

+ posts

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *